Dziennik Bridget Jones
(Bridget Jones's Diary)
Sharon Maguire
‹Dziennik Bridget Jones›
Opis dystrybutora
Bridget Jones jest trzydziestoletnią kobietą z kilkukilogramową nadwagą, o silnych skłonnościach do nadużywania alkoholu, palenia papierosów oraz podrywania mężczyzn. Nie oszczędza przy tym nawet swojego szefa. Niestety, jej romanse nigdy nie kończą się udanym, trwałym związkiem. Bridget tak naprawdę jest samotną kobietą. Matka na siłę chce ją zeswatać z pewnym kolegą z dzieciństwa, Markiem Darcy′m.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
Filmy

Sorry, ale dotrwałem tylko do połowy. Chociaż to i tak sukces, zważając na to, że książkę przerwałem już po kilkunastu stronach, nie znoszę Zellweger, a z tak irytującą postacią jak BJ w realu nie wytrzymałbym nawet minuty.
Bardzo dobra adaptacja zupełnie niestrawnej powieści. Wszystko według schematów romcomu, ale zagrane z wdziękiem, napisane z lekkością, opatrzone fajną ścieżką dźwiękową. Najlepiej zapamiętałem – poza nieszczęsną, napuchniętą Renee Zellweger – fenomenalną antybójkę Hugh Granta i Colina Firtha. Dla mnie jeden z żelaznych klasyków gatunku.
PS. Konrad ma rację, z twarzą Renee od czasów Jones coś się stało…
Z manifestu pokoleniowego powstała tylko (lub aż) trzymająca poziom komedia romantyczna. Całe szczęście, nie pojawia się tu Meg Ryan czy Tom Hanks (chociaż akurat Hugh Grant się pojawia). Największym atutem filmu jest bez wątpienia Rene Zellweger, która ze swoimi zdziwionymi oczami zabawnie i przekonująco gra kobietę wychowaną na telewizyjnych ekranizacjach Jane Austen, która niczego bardziej nie chce, niż wyjść za mąż.
MW – Michał Walkiewicz [4]
Nie kupuję tego filmu. Nie kupuję też intelektualnej agresji feministek i elaboratów o tym, że polscy mężczyźni nadają się, excuzes le mot, do wyrzygu, bo noszą skarpetki do sandałów. Gdzieś za fasadą walki o czyste i pachnące społeczeństwo kryje się świadomość „pięciu minut” na świeczniku. Bridget to wersja kobiety wyzwolonej, ale bez talentu oratorskiego bądź literackiego, która zamiast wylewać litry łez na jedwabne poduszki i użalać się nad sobą, powinna ruszyć swój niemały tyłek na siłownię. Oprócz niezłego aktorstwa Zellweger i uroczej dezynwoltury Granta, niewiele tu do oglądania. Gdyby Sharon Maguire uczyła się fachu od Richarda Curtisa, wszyscy poczuliby się lepiej. I Fielding, i Bridget, i taki wstrętny szowinista jak ja :)
KW – Konrad Wągrowski [7]
Richard Curtiss i spółka zrobił z powieścią Helen Fielding dokładnie to, co zrobić powinien – pominął warstwę społeczną (doklejoną książce zresztą chyba głównie przez media) i zrealizował po prostu klasyczną angielską komedię romantyczną z wszystkimi jej zaletami – niewymuszonym humorem, dobrym aktorstwem, barwną galerią postaci drugoplanowych, błyskotliwymi dialogami. Świetnie sprawdza się Hugh Grant, znakomicie pasuje też Colin Firth. Natomiast Renee Zellweger nigdy po tym filmie (i dietach z nim związanych) już niestety nigdy nie doszła do w pełni normalnego wyglądu i uroku, który prezentowała choćby w „Jerrym Maguire”.