Bezdroża
(Sideways)
Alexander Payne
‹Bezdroża›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Bezdroża |
Tytuł oryginalny | Sideways |
Dystrybutor | CinePix |
Data premiery | 4 lutego 2005 |
Reżyseria | Alexander Payne |
Zdjęcia | Phedon Papamichael |
Scenariusz | Alexander Payne, Jim Taylor |
Obsada | Paul Giamatti, Thomas Haden Church, Virginia Madsen, Sandra Oh, M.C. Gainey |
Muzyka | Rolfe Kent |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | USA, Węgry |
Czas trwania | 123 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat, komedia, przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Głównymi bohaterami filmu są dwaj trzydziestolatkowie - Jack Pitcairn, niezbyt popularny aktor i Miles Raymond, niezbyt popularny pisarz, który uczy w prywatnej szkole i niedawno rozwiódł się ze swoją żoną. Krótko przed ślubem Jacka, obaj wyruszają w podróż przez Kalifornię.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Filmy

‹Zakochany Paryż›
–
Olivier Assayas,
Frédéric Auburtin,
Emmanuel Benbihy,
Gurinder Chadha,
Sylvain Chomet,
Ethan Coen,
Joel Coen,
Isabel Coixet,
Wes Craven,
Alfonso Cuarón,
Gérard Depardieu,
Christopher Doyle,
Richard LaGravenese,
Vincenzo Natali,
Alexander Payne,
Bruno Podalydès,
Walter Salles,
Oliver Schmitz,
Nobuhiro Suwa,
Daniela Thomas,
Tom Tykwer,
Gus Van Sant
MC – Michał Chaciński [8]
Bardzo smaczne, z nutą goryczy. "Bezdroża" są przede wszystkim świetnie napisane. Mistrzowski jest pomysł, by ludzie mówiąc o winie, mówili w rzeczywistości o sobie. Scena konwersacji na ganku między Giamattim i Madsen to kapitalny przykład, jak nie mówiąc ani słowa wprost, powiedzieć sobie wszystko. Rewelacją tego filmu jest dla mnie nie Giamatti, o którym wiadomo, że jest świetny, i nie Church, który trochę lepiej niż kiedyś gra Lowella, tylko Virginia Madsen, która wydawała mi się wcześniej jedynie niegdysiejszą gwiazdką. Tutaj nie boi się swojego wieku, kapitalnie gra spojrzeniem i tonem głosu. Zdobyło mnie też to, że film ucieka od dołu, że wyciąga z tego co pokazuje tragikomiczne nuty i że kończy się tak, jak się kończy. Podobnie jak rok temu przy "Między słowami", i tak mam wrażenie, że sporo ludzi przesadnie przed "Bezdrożami" pada na kolana. Ale to naprawdę pierwszorzędny mały film, przy którym ma się wrażenie, że chciałoby się wyściskać jego autora i wypić wspólnie kilka butelek wina.
Po półgodzinie jestem zaniepokojony – Giamatti gra neurotyka jakiego grał już 37 razy, a Haden Church gra Hadena Churcha. Po godzinie jestem bliski wyjścia z kina – debilny monolog Virginii Madsen o winie jako żywym organizmie wydaje się ciągnąć w nieskończoność. Po półtorej godziny czekam już tylko aż pojawi się Hannibal Lecter, wymorduje wszystkich i zje ich mózgi popijając chianti – za taki „winny” motyw podniósłbym ocenę nawet o 3 oczka. Po seansie jestem zdruzgotany – to ma być jeden z pięciu najlepszych filmów roku? Nie wiem, może jestem dziwny, ale wszyscy wokół zachowują się, jakby był to pierwszy na świecie film o 40-letnich nieudacznikach. A nie jest. I paralele wino-bohaterowie nic tu nie zmieniają, bo są nad wyraz prostackie – w miejsce wina można by wstawić dowolny produkt/przedmiot („ten taboret jest już mocno sterany, zużyty, myślę, że przydałoby mu się porządne heblowanie”). Żaden to Pinot, żaden Merlot, tani bełt co najwyżej. I nawet mam adekwatną nazwę: Bezdrożdża.
Wina są jak ludzie, zauważył Payne i na tym zabawnym spostrzeżeniu zbudował swoją przejmującą słodko-gorzką opowieść. Sporo było ostatnio dobrych filmów ("Godziny", "Między słowami") o tym, że w życiu ogólnie łatwo nie jest, ale "Bezdroża" wyróżniają się spośród nich tym, że oprócz postawy człowieka "myślącego za dużo" przeciwstawiają typ klasycznego luzaka i hulajduszy. Z tej konfrontacji wyszła opowieść mądra, miejscami smutna, miejscami szczerze śmieszna. Do tego aktorstwo (zaskakująca Madsen) i przemyślane zakończenie - takie filmy lubię.
WO – Wojciech Orliński [10]
Moja szanowna koleżanka w sąsiedniej notce dokonała pomyłki, od której
postać grana przez Paula Giamattiego dostałaby ciężkiego ataku szału ("I'm not drinking any fucking Merlot!") - napisała, że akcja filmu dzieje się w dolinie Sonoma, a tymczasem całość rozgrywa się w Santa Barbara. To taki błąd, jakby pomylić Pinot i Zinfandel! Poza tą poprawką, nie napiszę ani słowa na temat treści filmu, bo sam ten film jest jak dobre wino - najpierw obejrzysz, a potem jeszcze bardzo długo zastanawiasz się nad różnymi drobnymi smaczkami (na przykład: dlaczego dana postać w danej sytuacji zachowała się tak, a nie inaczej). Ja na przykład jeszcze smakuję.
KS – Kamila Sławińska [10]
Kolejny znakomity film Alexandra Payne’a, w którym komedia miesza się z ważnymi spostrzeżeniami na temat życia. I znowu wspaniałe kreacje wszystkich aktorów – od dawna wierzyłam w talent Paula Giamatti, ale pozostała trójka – fenomenalny Thomas Hayden Church, znakomita Snadra Oh i wzruszająca Virginia Madsen – to kompletnie niespodziewana, cudowna niespodzianka. Treść? Co tu opowiadać, rzecz jest o miłości i odpowiedzialności, o dorastaniu w wieku lat czterdziestu, o nagłym odkrywaniu, co w życiu jest ważne - i o urokach flagowych produktów Sonoma Valley. Wychodziłam z kina wzruszona i uśmiechnięta i myślałam – życie jest jak wino: trzeba wiedzieć, jak i kiedy smakować jego bukiet, trzeba uczyć się , jak rozpoznawać drobne smaki, chwytać ulotne zapachy... zanim będzie za późno, zanim wspaniały, szlachetny vintage zamieni się w ocet.
KŚ – Kamil M. Śmiałkowski [10]
Dla mnie to on powinien dostać Statuetkę za Najlepszy Film, ale pewnie mu Oscarek odleci. Cudny snuj o dwóch przegrańcach popijających wino i dyskutujących o wszystkim i niczym istotnym. Giamatti i Church to duet roku, a film kopie tak, jak w zeszłym sezonie "Miedzy słowami", tyle że przede wszystkim facetów. A zwłaszcza facetów po trzydziestce...
KW – Konrad Wągrowski [9]
Przykład udanego kina niezależnego, ze wszystkim co w nim najlepsze. Interesująca i mądrze sklecona historia, dużo inteligentnego i ciepłego humoru (dawno w kinie nie miałem tylu powodów do szczerego, głośnego śmiechu), dobre aktorstwo, osobisty dramat w tle i mnóstwo pozytywnego przesłania. Z przyjemnością ogląda się całą główna trójkę - przekonujący Giamatti, Thomas Haden Church z rolą idealnie do siebie pasującą nieco przypomina mechanika Lowella ze "Skrzydeł", ale potrafi się też od tej postaci zdystansować. I zadziwiająco dojrzała Virginia Madsen. A dla miłośników win kalifornijskich prawdziwa gratka - film jest bowiem wycieczką z przewodnikiem po tamtejszych winnicach. Zwracam uwagę w szczególności na przepiękną opowieść o tym, czym jest wino wygłaszaną przez Mayę-Madsen. Dla niej samej warto ten film zobaczyć. Dopisek: po gruntownym przemyśleniu film odsłania swoje nowe, dużo głębsze oblicze, przez co wypada podnieść ocenę o jeszcze jeden punkcik w górę.