Pulp Fiction
Quentin Tarantino
‹Pulp Fiction›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Pulp Fiction |
Dystrybutor | SPI |
Data premiery | 15 grudnia 2006 |
Reżyseria | Quentin Tarantino |
Zdjęcia | Andrzej Sekuła |
Scenariusz | Quentin Tarantino |
Obsada | Tim Roth, Amanda Plummer, John Travolta, Samuel L. Jackson, Bruce Willis, Ving Rhames, Paul Calderon, Rosanna Arquette, Eric Stoltz, Uma Thurman, Steve Buscemi, Christopher Walken, Peter Greene, Quentin Tarantino, Harvey Keitel |
Rok produkcji | 1994 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 154 min |
WWW | Strona |
Gatunek | sensacja |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Vincent Vega i Jules Winnfield, dwaj zawodowi mordercy na usługach gangstera Marsellusa Wallace, odzyskują należącą do ich szefa tajemniczą czarną teczkę. Marsellus zleca Vincentowi opiekę nad swą młodą żoną Mią. Gangster przekupuje też boksera Butcha, każąc mu przegrać jedną z następnych walk. Butch przyjmuje pieniądze, ale decyduje się na podwójne oszustwo.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
Największe zagrożenie dla „Pulp fiction” dziś? To, że wszystkim się spodoba i każdy będzie chwalił ile wlezie. Nieważne czy Tarantino kiedykolwiek miał świadomość filmu, jaki zrobił – powstał kawał kina o kinie i o opowiadaniu historii w ogóle. Chyba nigdy zabawa nie była tak czarna, a czerń tak zabawna. Dzisiejsze kino bez „Pulp Fiction” (nawet pomijając rzeszę jego kiepskich naśladowców) nie byłoby takie samo i raczej nie byłoby lepsze.
MC – Michał Chaciński [9]
Z reguły filmy, które wywołują masę naśladownictw, pastiszów i parodii, tracą z ich powodu część swojej siły (kto potrafi dzisiaj na poważnie oglądać wizytę Frankensteina u niewidomego pustelnika w oryginalnym filmie Whale’a?). Z „Pulp Fiction” jest – o dziwo – odwrotnie. To chyba najlepszy dowód scenariuszowych i reżyserskich umiejętności Tarantino, że nikt nie zdołał go dobrze podrobić – że on sam w „Pulp Fiction” nadal wydaje się twórcą oryginalnym (niezależnie nawet od całej encyklopedii zapożyczeń z cudzych filmów). Do dzisiaj jako twórca Tarantino zdążył się zdegenerować, ale „Pulp Fiction” to szczyt jego osiągnięć – dziesiątki klasycznych scen, dialogów, postaci, nawet pojedynczych gestów. Jeśli obejrzysz w życiu tylko jeden film, to niech to będzie… oczywiście „Siedmiu samurajów”. Ale jeśli obejrzysz, powiedzmy, tak ze sto, to niech będzie wśród nich „Pulp Fiction”.
Pieprzone arcydzieło, które wywarło nieodwracalny wpływ na język kina, jak również – co doskonale widać na niniejszym przykładzie – język krytyki filmowej.
Liczy się „first impression”. Pamiętam do dziś jakie wrażenie zrobił na mnie ten film podczas pierwszego oglądania i za to Quentinowi należy sie „dycha” 4ever.
WO – Wojciech Orliński [10]
Ocenać Pulp Fiction to jak oceniać seks. Może po 60-tce obniżę ocenę, na razie śmieszy mnie samo pytanie.
KW – Konrad Wągrowski [8]
Największą chyba zaletą "Pulp Fiction" jest to, że film nie traci po latach, a może nawet zyskuje. Przyznam się, że obejrzany 12 lat temu film mnie nie zachwycił - nie imponowała mnie zabawa formą, oczekiwałem klarowniejszych opowieści, emocji, tempa, etc. Dlatego byc może "Pulp Fiction" to film dla ludzi mocno obytych z kinem - bo dopiero po obejrzeniu szeregu dalszych filmów, po odkryciu, że coraz trudniej jest ukazać w kinie sensacyjnym coś odbiegającego od sztampy, można naprawdę docenić kapitalne dialogi, przedniej marki czarny humor, zabawę konwencją, mruganie do widza, bezczelną zabawę filmowa materią, która nie potrzebuje sensu czy przesłania, aby tworzyć dobre kino. Ale nie będę kłamał, że "Pulp Fiction" wszedł do kanonu moich ulubionych filmów. Nawet w kategorii samego Tarantino nieco wyżej jednak cenię "Wściekłe psy".
Dawno, dawno temu oglądałam po raz pierwszy i film był swojego rodzaju zaskoczeniem. Przyjemnym i inspirującym. Przyjemność dawało rozszyfrowywanie historii i układanie jej w ciąg chronologiczny. Przyporządkowywanie znaczeń, rozwikływanie zagadek (choć nie wszystkie, jak np. ta z zawartością walizki, rozwiązać się dają), odczytywanie cytatów. Czy to jest arcydzieło? To trudne pytanie. Artystycznie nie do końca. A jednak coś w tym jest. Zabawa formą i treścią pospolitą daje nieoczekiwany efekt. Dużo krwi i przekleństw. Przy tym błyskotliwe dialogi, mnóstwo celnych cytatów z tzw. popkultury, świetna muzyka, dobre role. Wydobyty z niebytu Johny Travolta przestał nagle być gwiazdorkiem dyskotekowych ramotek, objawiła się współczesna femme fatale Uma Thurman, a Bruce Willis odkrył oblicze nieprzystające do wcześniejszego wizerunku twardziela wszech czasów. Tarantino doskonale czuje kino. Z podłej tkanki popularnych opowiastek kryminalnych utkał coś, co zachwyciło i sprowokowało do dyskusji. Pojawiło się mnóstwo naśladowców, ale palmy pierwszeństwa (ukoronowanej Złotą Palmą w Cannes) odebrać nikt mu nie może. Wszyscy początkujący scenarzyści powinni ten film obejrzeć i wyciągnąć z niego podstawowy wniosek. Każda opowiadana historia musi być niezwykle precyzyjnie skonstruowana, tak by trudno było znaleźć w niej jakiś słaby punkt (tu pomocne jest zastosowanie zabiegu z tajemnicą prawie metafizyczną). Film ma mnóstwo zwolenników i przeciwników. Przeciwnicy zwykle oglądają go do końca. Lat temu kilka rozmawiałam z pewną uroczą staruszką mieszkającą w USA. Film jej się nie podobał, narzekała na krew tryskającą z ekranu i "taki ohydny język", ale o dziwo, obejrzała "Pulp Fiction" kilka razy. Świetna zabawa w kino. Dobrze, że można obejrzeć ją na dużym ekranie. Zyskuje wiele. Szkoda, że Tarantino nie potrafi iść dalej. Staje się powoli swoim epigonem. Jakby wszystko, co mógł zaproponować najlepszego, wydarzyło się w 1994 roku.