Jasne błękitne okna
Bogusław Linda
‹Jasne błękitne okna›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Jasne błękitne okna |
Dystrybutor | SPI |
Data premiery | 12 stycznia 2007 |
Reżyseria | Bogusław Linda |
Zdjęcia | Arkadiusz Tomiak |
Scenariusz | Rafał Sabara, Edyta Czepiel-Zadura, Arkadiusz Borowik |
Obsada | Beata Kawka, Joanna Brodzik, Bogusław Linda, Barbara Brylska, Stanisława Celińska, Jacek Braciak, Marian Dziędziel, Jerzy Trela, Rafał Bryndal, Piotr Jagielski, Olga Jankowska, Weronika Asińska |
Rok produkcji | 2005 |
Kraj produkcji | Polska |
Czas trwania | 95 min |
WWW | Polska strona |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Beata podczas imprezy odbiera telefon. Nie wie jeszcze, że zmieni on jej życie. Krótka, ale pełna ciepła rozmowa z przyjaciółką z dzieciństwa, Sygitą, sprawia, że Beata postanawia odwiedzić rodzinne strony. Choć wizyta nie trwa długo, wracają wspomnienia... Beata i Sygita dorastały razem w małym miasteczku, przyrzekając sobie, że nic ich nie rozdzieli.
Utwory powiązane
Filmy

MC – Michał Chaciński [3]
Linda zagubił się do tego stopnia, że kiedy obiecał antytelenowelę, z wrażenia zapomniał o „anty”. Wyszła zwykła telenowela z kiepskim, momentami komicznym aktorstwem, z cynicznie zbudowanym scenariuszem opartym na tragediach, z rolą Lindy, który znowu przypomina, że strasznie nie chce żeby uważać go za macho, więc zagra postać, którą zagrać mógłby macho udający, że nie jest macho itd. W sumie smutny dowód na to, że jeden z niewielu charyzmatycznych ludzi w naszej branży filmowej nie wie, co ze sobą zrobić, a branża nie wie tym bardziej. Trzy punkty za końcowa piosenkę Kasi Nosowskiej, za parę dźwięków Waglewskiego i za całkiem niezłe retrospekcje.
Okna może i są jasne i błękitne, ale sam film ciemny jak tabaka w rogu. Pod każdym względem – fabularnym, reżyserskim, a najbardziej aktorskim, ze szczególnym uwzględnieniem Joanny Brodzik – zagrać scenę umierania na raka tak, by budziło to wyłącznie gromki śmiech, to naprawdę trzeba być beztalenciem do kwadratu.
Zanim zacznę narzekać, kilka słów pochwały. Linda, podobnie jak w „Sezonie na leszcza”, zdołał całkiem zgrabnie przywołać w paru momentach klimat małomiasteczkowej Polski. Dobrze mu wyszły retrospekcje i – co rzadkie w naszym kinie – wiarygodnie zagrały dzieciaki. Tradycyjnie OK wypadł Marian Dziędziel. Za to sama fabuła, uff, jakby żywcem wzięta z telewizyjnej serii „Prawdziwe historie” albo z programu Ewy Drzyzgi. Osoby dramatu: chora na raka, mąż pijaczek Jacek Braciak oraz pani z traumą po poronieniu i jej małżonek safanduła Bogusław L. Do tego jeszcze zbędny, pretensjonalny komentarz z offu, bzdurny wątek pożyczonego niemowlaka i Joanna Brodzik, która nie udźwignęła roli śmiertelnie chorej. Z drugiej strony – po freak show, który zafundowali widowni rodzimi artyści ekranu (z drobnymi wyjątkami) podczas ubiegłorocznej Gdyni – film Lindy mimo wszystko oferuje jakąś odmianę. Ja tam jednak wolę, żeby spod reżyserskiej ręki Bogusława wychodziły męskie klimaty w stylu „Sezonu na leszcza”.
Drętwy i chłodny film o uczuciach. Serialowe chwyty, grafomański komentarz z offu. Wszyscy bardzo się starali, żeby było oryginalnie i na czasie, niestety, pomysły były przekombinowane i „nie wypaliło”. Odrobina satyry na media plus spora dawka melodramatyzmu (w harlequinowym wydaniu) i kilka dobrych scen – głównie tych, które opowiadają o dzieciństwie bohaterek, Sygity i Beaty, w małym miasteczku. Mężczyźni są tu słabi i nijacy, a kobiety – niedojrzałe (celuje w tym zwłaszcza gwiazda telewizyjnych seriali, czyli Beata). Z tej miałkiej filmowej papki trudno wyłapać coś, co nie pozostawia nieprzyjemnego posmaku. A miało być tak pięknie. Opowieść o przyjaźni, która przetrwa lata i daje siłę w najtrudniejszych momentach. I o dojrzewaniu. Nie udało się jednak dojrzeć do tak dojrzałego pomysłu.