Kochankowie z Marony
Izabela Cywińska
‹Kochankowie z Marony›

Opis dystrybutora
Wieś Marona nad pięknym jeziorem, sanatorium przeciwgruźlicze, szkoła - i dwoje bohaterów, których połączy uczucie. Miłość wiejskiej nauczycielki i pacjenta sanatorium, mocna, intensywna, wymagająca poświęceń.
Tak jak wszem i wobec wiadomo, że największą wartością polskiego kina lat 90. były piersi Renaty Dancewicz, tak ten tutaj smęt zmusza do smutnej konstatacji, że największą wartością polskiego kina pierwszej dekady XXI wieku mogą się w podsumowaniu okazać piersi Karoliny Gruszki. Ładne, ale nie tak ładne jak piersi Dancewicz, co prowadzi do kolejnej smutnej konstatacji…
Przestylizowany jak dla mnie, piękny, ale pusty i pretensjonalny film. Rodzaj eseju o miłości i śmierci, który przez swą formę traci autentyczność i temperaturę. Bohaterów trawi żar uczuć, a z ekranu wieje chłodem. I muzyka zbyt patetyczna. I zdjęcia mroczne, i zbyt piękne, i klimat zbyt dekadencki. Film artystowski, sztuka dla sztuki – i tylko pod tym względem udany. Z aktorów najlepiej broni się Karolina Gruszka w roli nauczycielki Oli.