Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda
(The Assassination of Jesse James by the Coward Robert Ford)
Andrew Dominik
‹Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda›

WASZ EKSTRAKT: 80,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda |
Tytuł oryginalny | The Assassination of Jesse James by the Coward Robert Ford |
Dystrybutor | Warner Bros |
Data premiery | 14 grudnia 2007 |
Reżyseria | Andrew Dominik |
Zdjęcia | Roger Deakins |
Scenariusz | Andrew Dominik |
Obsada | Brad Pitt, Casey Affleck, Mary-Louise Parker, Brooklynn Proulx, Dustin Bollinger, Sam Rockwell, Jeremy Renner, Garret Dillahunt, Sam Shepard, Paul Schneider, Michael Parks, Ted Levine, Adam Arlukiewicz, Nick Cave, Zooey Deschanel |
Muzyka | Nick Cave, Warren Ellis |
Rok produkcji | 2006 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 160 min |
WWW | Strona |
Gatunek | western |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Jesse James był jedną z pierwszych autentycznych legend Ameryki. Ci, których napadał i terroryzował, i rodziny tych, których ponoć zabił, uważały go za pospolitego przestępcę, dla innych był obiektem zachwytów i podziwu. Jednym z jego najgorliwszych fanów był Robert Ford, który poświęcił swe życie, mając nadzieję, że pewnego dnia będzie mógł popędzić konno u boku swego idola.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
Filmy

MC – Michał Chaciński [7]
Dominic nie zachwycił mnie Chopperem, bo wydawało mi się, że ciągle gubi sie w tym, co chce w filmie powiedzieć. Tutaj jest zupełnie inaczej. Od początku do końca pokazał mistrzostwo w operowaniu napięciem wynikającym z nieprzewidywalności postaci. To jeden z tych filmów, w których albo łyka się nastrój bez popijania, albo po kwadransie psioczy się w stronę ekranu. Dla mnie to trzy godziny „nicniedzianiasię” trzymające bez przerwy w napięciu, bo udało się i autorom i reżyserowi zbudować kilka role w taki sposób, żeby widz nigdy nie wiedział z kim ma do czynienia – na ile każdy z dżentelmenów na ekranie to świr, obsesjonat, albo cwany strateg. Po filmie nadal nie wiadomo, ale przynajmniej jasne jest już kto był cieniasem, a kto twardzielem.
Jesse James nie mógłby sobie wymarzyć lepszego pomnika. Film Dominika jest świetny jako mroczny dramat zgłębiający zakamarki pokręconej duszy legendarnego bandyty (okradziony z oscarowej nominacji Pitt). Jest świetny jako poetycki western utrzymany trochę w stylistyce fatalistycznego antywesternu lat 70., trochę w estetyce poważniejszych dokonań braci Coen (nieprzypadkowo – za zdjęcia odpowiada Roger Deakins). Ale najlepszy jest jako nietypowy wykład socjokulturowy, rzecz o echu dziejów oraz rolach i zależnościach fana i idola. Nie wiem, na ile umyślnie, ale złapał mnie Dominik w pewną pułapkę – kiedy Jesse został zastrzelony (uprzedzam, że wszelkie pretensje o spoilerowanie będą naprawdę nie na miejscu), film, mimo iż trwał dalej, w mojej świadomości się skończył, bo dalsze losy Forda nie bardzo mnie już obchodziły. Dopiero po jakimś czasie od projekcji uzmysłowiłem sobie, że tym samym zachowałem się jak współcześni Fordowi. Oj, tak. Nie lubimy tchórzów, ale jeszcze bardziej nie lubimy tych, którzy burzą nam mity.
KS – Kamila Sławińska [8]
Powinni wymyślić jakąś specjalną nagrodę dla aktorów, którzy zaczynają jako ładniutcy idole nastolatek, a potem rozwijają się niepostrzeżenie i prezentują nieprawdopodobną klasę, zadziwiając chyba nawet sami siebie dojrzałością i aktorską skalą. Przynajmniej taka myśl przyszła mi do głowy, kiedy film się skończył, a ja nadal siedziałam zahipnotyzowana grą Brada Pitta. Młody Affleck też kapitalny. I zdjęcia cudne. Poza tym to niezwykle piękna historia o końcu pewnej epoki, końcu bohaterstwa, końcu wielkich legend Ameryki – historia, którą Andrew Dominik czuje znakomicie i opowiada niespiesznie, ale przejmująco i unikając powielania modnych ostatnio antywesternowych tropów. Rzecz wymagająca w odbiorze, ale zapadająca w głowę i w serce.
Co trzeba zrobić, żeby uderzyć w mit? Najlepiej uderzyć w jego podstawowy budulec – fabułę. Dominik wykonał ten cios bezbłędnie. Zamiast poukładanej historii, przez 160 minut obserwujemy chaos i mętlik. James miota się jak paranoiczny szakal, szukając zdrajców, oznak słabości i strachu, za które karze bezwzględnie. Wychowany przez Biblię, zaplątany we własnym odbiciu, które stworzyła popkultura, bawi się w Chrystusa. Wybiera sobie nawet Judasza – Ford gra tę role do swojego smutnego końca. Wszystko jest doskonale skręcone, równie dobrze zagrane. Monumentalna forma gra ciągle w kotka i myszkę z tym spektaklem agresji, mesjanizmu i kompleksów, które wypełniają pogruchotany fabularny kościec. Chrystus, popkultura, westernowy etos, bezmyślna przemoc, złudnie przekonanie, że jest się przeznaczonym do wielkich rzeczy – oto Ameryka właśnie. A na osłodę pojawiający się w jednej z ostatnich scen Nick Cave, przejmujący schedę po Bobie Dylanie.