Jak we śnie
(La Science des rêves)
Michel Gondry
‹Jak we śnie›

Opis dystrybutora
Nieśmiały grafik Stephane nauczył się manipulować swoimi snami. Na co dzień projektuje kalendarze z roznegliżowanymi dziewczynami, a w przerwach - śniąc, przenosi się do zakręconego i kolorowego świata, w którym bezbłędnie rozgrywa najlepsze momenty swojego życia. Gdy na jawie poznaje Stephanie, desperacko pragnie zabrać ją w podróż po swoich snach.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Utwory powiązane
Utrzymać wysoką klasę przeskakując z videoclipu do pełnometrażowego kina to duża sztuka. Gondy’emu bezsprzecznie się udało. Jego plastyczna wyobraźnia znalazła sobie tonę pożywki, z której reżyser skonstruował piękne filmowe danie. Dziwię się za każdym razem, kiedy okazuje się, że można jeszcze zrobić dobry, świeży, zabawny i „krwisty” film o miłości. Prawdziwy, ale nie koniecznie w sztywnym, realistycznym korzeniu. To jeden z takich niezwykłych okazów.
Wolałbym jednak, żeby Gondry nakręcił z tego materiału teledysk do jakiegoś ładnego love songu. No bo gdy wytniemy te kilka minut fajnych surrealistycznych obrazków, to co zostanie? Antypatyczni bohaterowie, pretensjonalne dialogi i historyjka, która nawet nie próbuje emocjonalnie połączyć się z widzem.
Michel Gondry opowiada historie ekstrawaganckie i atrakcyjne – chociażby "Zakochany bez pamięci". Tam wspierał go jednak scenarzysta Charlie Kaufman. Tym razem Gondry pracował samodzielnie i nieco przedobrzył (przeoryginalnił?). Film nie trzyma proporcji, fabułę zdominował świat sennych marzeń bohatera. Mamy tu oniryczną love story. Plastyk Stephane przyjeżdża z Meksyku do Paryża i dostaje niezbyt ciekawą pracę. Zamiast realizować się artystycznie, projektuje komercyjne kalendarze. Poznaje dziewczynę, Stephanie, podobnie "zakręconą" jak on, ale nie potrafi na jawie okazać jej uczuć. Rzeczywistość Stephane'a jest szara i zgrzebna. Za to we śnie może wszystko. Śniąc, preparuje najbardziej niesamowite i niewiarygodne historie, w których gra główną rolę. Olśniewa plastyczna, rozbuchana, kolorowa strona filmu. To jego główny atut. Jeśli uda się zacząć śnić ze Stephanem w kinie jego sny (ale oczywiście zasnąć się nie da, bo to nie jest wcale taki zły film), może być bardzo fajnie. Ale gdyby Gondry popracował nieco nad głównymi postaciami i nad opowiadaną historią, byłoby prawie perfekcyjnie.