Złoty Kompas
(The Golden Compass)
Chris Weitz
‹Złoty Kompas›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Złoty Kompas |
Tytuł oryginalny | The Golden Compass |
Dystrybutor | Warner Bros |
Data premiery | 6 grudnia 2007 |
Reżyseria | Chris Weitz |
Zdjęcia | Henry Braham |
Scenariusz | Chris Weitz |
Obsada | Dakota Blue Richards, Daniel Craig, Eva Green, Nicole Kidman, Ian McShane, Ben Walker, Sam Elliott, Magda Szubanski, Christopher Lee, Ian McKellen, Kathy Bates |
Muzyka | Alexandre Desplat |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | USA, Wielka Brytania |
WWW | Polska strona Strona |
Gatunek | fantasy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Opowieść o przedziwnym świecie Zorzy Północnej, gdzie żyją ludzie i ich dajmony, w powietrzu wiruje tajemniczy Pył, a pewna dziewczynka ma do wypełnienia niebezpieczne zadanie. Kiedy jej przyjaciel zostaje porwany, Lyra rusza na poszukiwania, które zawiodą ją na daleką, zimną Północ. Na lodowcu mieszkają pancerne niedźwiedzie, a piękna kobieta prowadzi tam straszliwe eksperymenty.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Książki – Publicystyka

Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
Filmy

Film kinowy powiniem mieć jakiś koniec, a nie tylko szramę po niedbałym cięciu, jak pocięte na kawałki mięso. Ten końca nie ma. Nie ma też masy wątków i rozwinięć, o które prosi się potencjalnie interesujący świat. Są za to śliczne obrazki, sprawnie złożone w śliczny kawałek średniego filmu.
Był już Austin Powers ze złotym kutasem, pora na Jamesa Bonda ze złotym kompasem. Za kamerą twórca „American Pie”, więc tym większe zdziwko, że film nie ma jaj. Nie wiadomo czemu tak grzmi nań Watykan, gdyż drażliwych kwestii nikt tutaj nie tyka. Renderów zaś krocie i choć czasem marnych, fantastyczna jest młócka dwóch miśków polarnych. Niestety, spartolono koncepcję dajmona – każdy jeden charyzmę ma Matta Damona. Morał z tego wierszyka taki, drogie dzieci: pamiętajcie – nie wszystko złoto, co się świeci.
Syndrom „Zakonu Feniksa”. Świetny materiał literacki, doskonale dobrana obsada (dawno żaden spec od castingów tak dobrze nie trafił w moje wyobrażenia postaci literackich), solidne efekty specjalne ze wskazaniem na przywoływaną przez kolegów tetryków bitkę pancernych niedźwiedzi, pięknie wykreowany świat alternatywny rodem z kart powieści Juliusza Verne, tylko reżyser/scenarzysta zupełnie nie z tej bajki. Weitz sprawdził się jako autor komedii w stylu „Był sobie chłopiec” i powinien dalej takie komedyjki kręcić, bo zupełnie nie czuje klimatu kina fantasy. Choć swoją drogą starał się biedak jak mógł, próbując zawrzeć w fabule jak najwięcej wątków z powieści. W efekcie dostaliśmy chaotyczny zestaw epizodów wyrwanych z kontekstu i miejscami nieczytelnych dla ludzi, którzy nie znają książkowego oryginału. Szkoda, że Pullman nie doczekał się ekranizatora na miarę Petera Jacksona albo Guillermo del Toro. Zmarnowany potencjał na perełkę gatunku.
KS – Kamila Sławińska [6]
Kompletny świat, funkcjonujący na własnych, fantastycznych, ale konsekwentnych zasadach – to jest to, co lubię w takich produkcjach. Szkoda tylko, że tak bezwstydne otwarcie drogi do sequelu sprawia, że ogląda się to raczej jak przydługi pilot serialu niż jak oddzielną całość. Za to wykonanie naprawdę znakomite: piękne postacie, wypieszczone krajobrazy, z rozmachem zrealizowane walki i pościgi. Gdyby jeszcze obeszło się bez Kidman i tego zakończenia, bez ogródek sugerującego, że twórcy zamierzają wyciągnąć mi z kieszeni następne dwanaście dolarów – byłabym naprawdę zachwycona.
Zimna i wredna Nicole Kidman, zimna, wredna i wyborna. Świat jakby z Wellesa albo Verne’a, który wreszcie ma rozmach. I te pancerne niedźwiedzie. Zanurzyłem się w tym świecie, i nawet nie przeszkadza mi, że film rwie się jak film po alkoholu. Nagle i nie wiadomo dlaczego.
MW – Michał Walkiewicz [8]
Rewelacja! Mam jakieś dwadzieścia tysięcy poważnych zarzutów do tego filmu (z czego ilość uchybień natury logicznej naprawdę idzie w dziesiątki), ale nie mogę z czystym sumieniem wystawić niższej oceny. Po prostu czuję się zaczarowany tym światem. Pokażcie mi drugi film, gdzie tak przejrzyście (dajmony, ach, dajmony!) i metaforycznie zarazem pokazano, że czyniąc zło, wyrządzasz krzywdę przede wszystkim sobie, a oddając się dobru, leczysz dusze swoich bliskich. A wszystko to dzięki dajmonom! Teraz za cenę biletu do kina (albo darmowej wejściówki prasowej)! :)
KW – Konrad Wągrowski [5]
„Złoty kompas” wykłada się wszędzie dokładnie tam, gdzie niedawny „Gwiezdny pył” odnosił sukces. W „Pyle” już po 20 minutach dokładnie było wiadomo, jakie prawa rządzą fantastycznym światem, a każda z występujących postaci miała dobrze określone swe cele i motywację. W „Złotym kompasie” jesteśmy cały czas zaskakiwani kolejnymi elementami świata, tak że do końca nie mamy jasności, jakie rządzą nim reguły („czarownice lecą na wojnę” – jaką, do diabła, wojnę?!), a – co gorsza – co kilka minut pojawia się kolejna, coraz mniej scharakteryzowana postać. Do końca nie zrozumiałem, dlaczego właściwie baloniarz i czarownica pomagają małej Lyrze, pojawienie się armii rosyjskich Tatarów w finałowej scenie również nie pogłębiało jasności. Do tego dodajmy, że o wyjątkowości głównej bohaterki dowiadujemy się nie z jej czynów, ale z licznych deklaracji, że jest ona wyjątkowa (a my mamy w to uwierzyć). Wreszcie – tytułowy kompas. Najpierw mówi nam się o wskazówkach, które dają odpowiedź na zadane pytanie, a potem oglądamy jakieś graficzne wizualizacje. Jedną zaś sceną w całym filmie, które budzi jakiekolwiek emocje, jest pojedynek niedźwiedzi (naprawdę dobry). Nie da się jednak ukryć, że Weitz nie udźwignął ambitnego zadania. Oczywiście – świat jest ciekawy, daimony są świetne, podteksty jasne – ale to akurat zasługi literackiego pierwowzoru. Miejmy jedynie nadzieję, że w następnych częściach będzie lepiej.
Dosyć powierzchowne, choć piękne i wspaniale technicznie zrealizowane ilustracje do pierwszej części magiczno-filozoficznej trylogii Philipa Pullmana „Mroczne materie”. Pisząc scenariusz „Złotego kompasu”, wszystko dokładnie wyczyszczono z „niepoprawnych politycznie” wątków, zostawiając baśniowy szkielet. Cóż, ateistyczne przesłanie powieści mogłoby się źle sprzedawać. Odyseja Lyry, dziewczynki, która ma uchronić świat przed przejęciem nad nim władzy przez totalitarne, konserwatywne Magisterium, nie wznosi się ponad filmową przeciętność. O ile powieść Pullmana zawłaszcza czytelnika, o tyle jej ekranowe alter ego wręcz przeciwnie. Z ekrany wieje polarnym chłodem. Kinowa komercjalizacja ciekawej książki nie udała się.