Do ciebie, człowieku
(Du levande)
Roy Andersson
‹Do ciebie, człowieku›

Opis dystrybutora
Szwedzki reżyser Roy Andersson, twórca "Pieśni z drugiego piętra", w filmie "Do ciebie, człowieku", zaskakuje widza barwną mozaiką scen. Z nich buduje uniwersalną opowieść o ludzkim życiu. Dopracowany wizualnie w najdrobniejszych szczegółach film przesycony jest błyskotliwym czarnym humorem. Z uwagą przygląda się każdemu z nas – naszym marzeniom, pragnieniom, szaleństwu.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
Filmy

Najcenniejszą rzeczą u Anderssona wydaje mi się być, że jest to coraz rzadszy przypadek tworzenia filmów ruchomym obrazem. Jego twórczość jest nie do powtórzenia w żadnym innym medium, bo to esencja i esensja kina. W reklamie, w której pracował przez ponad 20 lat, doprowadził swój specyficzny styl do perfekcji, a kinowy metraż pozwala mu na nieograniczone 30 sekundami rozwinięcie skrzydeł. Facet opowiada naprawdę smutne rzeczy, każda z kilkudziesięciu scen jest w zasadzie małą apokalipsą. Jak tu zachęcać do takiego smutasa? Przyjaciel, Bober-San, przebywający w Hiszpanii, powiedział mi, że z miejscowymi ciężko mu się porozumieć, bo (być może z nadmiaru słońca) nie są w ogóle egzystencjalni, a do tego nie mają poczucia ironii. Uchwycił chyba ideę europejskiej wrażliwości. Lekarstwem na dojmujący egzystencjalizm Anderssona jest właśnie ironia, cudowne poczucie humoru i absurdu, które pomaga się nie pociąć. Tu silniejsze niż w słynnych „Pieśniach z drugiego piętra”.
MC – Michał Chaciński [7]
Mniej spójnie niż w „Pieśniach”, ale nie zmienia to faktu, że Andersson jest absolutnie niepowtarzalnym głosem w kinie i zasługuje na wszelkie pochwały. Tym razem serwuje trudniejszą do zinterpretowania serie obrazków. Moje wrażenie jest takie, że chodzi o pokazanie ludzkich sposobów gnębienia się nawzajem – przez niezrozumienie, nieczułość, bezmyślność, znieczulicę itd. Tak jak po „Pieśniach”, nie mogłem tego filmu wyrzucić z głowy przez kilka dni.
Nie do mnie, człowieku.
MW – Michał Walkiewicz [5]
I nie do mnie, Piotrek, także. W przepastnych głębiach tego filmu odkryłem cień emocji, towarzyszących mi podczas oglądania „Widma wolności”. To ogromny plus. Tyle, że u Bunuela absurd był celem samym w sobie, a tutaj jest narzędziem, wykorzystywanym do „reklamy egzystencjalizmu” (copyright by Łukasz Maciejewski). Aż strach pomyśleć, co się w filmie Anderssona jeszcze kryje.
Czarny humor i tragizm w każdym przejawie życia. Roy Andersson jest mistrzem obserwacji. To, co czerpie z rzeczywistości, w artystyczny sposób przetwarza, tworząc nową, zaskakującą świeżością jakość. W zmierzającym do apokaliptycznego końca świecie skandynawski poeta kina kreśli zbiorowy portret społeczeństwa samotnego. Smutni dziwacy i oryginałowie niczym lunatycy obijają się o siebie w wiecznej wędrówce w poszukiwaniu miłości. Zbiór luźno powiązanych z pozoru scenek dostarcza pełnej gamy wrażeń – od szczerego śmiechu po prawdziwe wzruszenie. Warto też przyjrzeć się technicznej stronie filmu, długim jazdom kamery i ich hipnotycznej płynności. Film jest nierówny, pod koniec odrobinę „siada”, ale zobaczyć go warto.