Skarb narodów: Księga tajemnic
(National Treasure: Book of Secrets)
Jon Turteltaub
‹Skarb narodów: Księga tajemnic›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Skarb narodów: Księga tajemnic |
Tytuł oryginalny | National Treasure: Book of Secrets |
Dystrybutor | Forum Film |
Data premiery | 4 stycznia 2008 |
Reżyseria | Jon Turteltaub |
Zdjęcia | John Schwartzman, Amir M. Mokri |
Scenariusz | Cormac Wibberley, Marianne Wibberley |
Obsada | Nicolas Cage, Jon Voight, Bruce Greenwood, Diane Kruger, Helen Mirren, Harvey Keitel, Ed Harris, Justin Bartha, Alicia Coppola, Brent Briscoe, Zachary Gordon, Peter Woodward |
Muzyka | Trevor Rabin |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 124 min |
WWW | Strona |
Gatunek | akcja, przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Benjamin Franklin Gates, po odkryciu tajemnicy templariuszy, został najbardziej znanym w USA poszukiwaczem skarbów. Tym razem z ojcem, profesorem uniwersytetu, odnajdują osiemnaście zaginionych kart z dziennika Johna Wilkesa Bootha, zabójcy prezydenta Abrahama Lincolna. Okazuje się, że przodek Gatesów, Thomas, był jednym z uczestników konspiracji, w skład której wchodził Booth.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Utwory powiązane
To zabawne, kiedy łebskiego i czarującego kolesia, szukającego skarbów pod dywanem prezydenta w Białym Domu, gra Nicolas Cage – facet, który w każdej roli wygląda tak, jakby miał problem ze znalezieniem w swojej szufladzie dwóch identycznych skarpet. Stąd konsekwentnie zbolały wyraz twarzy. Jedna dobra scena pościgowa na angielskich ulicach, kilka drętwych dowcipów i niesamowita plejada ganiających gwiazd na drugim planie, wśród których rozpoznacie papieża, królową i Jacksona Pollocka. Całość niezamierzenie zabawna i całkowicie bezbolesna. Doskonałe kino na kaca.
Jedyną tajemnicą po seansie pozostaje dla mnie, co skłoniło Helen Mirren do przyjęcia roli w tym filmie zaraz po „Królowej”. Ale dobrze, że jest. Ona, Ed Harris, Keitel, Voight – ich obecność nieco przysłania głupotę fabuły, która z samym tylko Nickiem Cage’em mogłaby być nie do zniesienia.
Idiotyczny scenariusz wybaczę, oglądałem „jedynkę” i wiedziałem, na co się decyduję wykładając kasę za bilet. Dlatego przełknę wszystko, nawet karkołomny pomysł z uprowadzeniem prezydenta USA i patriotyczne uniesienia wszechwiedzącego Nicolasa Cage’a (specjalizujący się w kodach i zagadkach historycznych Robert Langdon to przy nim mały żuczek). Ale nie daruję nudy w filmie przygodowym, którego zaletą winna być przynajmniej szybka akcja. Druga część – szczególnie w pierwszym akcie – jest przegadana, siląc się daremnie na dowcipne dialogi. Trochę życia i humoru wnoszą wspólne sceny Voighta i chałturzącej w Hollywood Mirren, ale nie ratuje to miernej całości. Choć z drugiej strony tetrycy z mojego przedziału wiekowego to najzwyczajniej w świecie nie ten target. Towarzysząca mi osóbka lat 10 była, ku mojej rozpaczy, bardzo rada z seansu…
MW – Michał Walkiewicz [4]
Złe, szkaradne i głupie, ale do tego stopnia, że autentycznie bawi i wciąga. Oklaski dla scenarzysty, który zgromadził w jednym skrypcie niezliczoną ilość skarbów. Gdzie się nie obejrzeć – tajemnica wszechświata. Szwarccharakterów nie stwierdzono. Nawet największy łotr jest nosicielem patriotycznego bakcyla i w najgorszym wypadku pragnie jedynie oczyścić nazwisko swoich przodków. Za taki stosunek Amerykanów do historii wypada ich tylko podziwiać. Perełka niezamierzonego komizmu.
KW – Konrad Wągrowski [3]
Gdy zobaczyłem, jak bohater wystawia olmecką płytkę, by zrobił jej zdjęcie fotoradar, wiedziałem, że nic głupszego w tym filmie już nie może mnie spotkać, i się wyluzowałem. Niestety, twórcy w zanadrzu mieli jeszcze półgodzinną kulminację całkowicie wypraną z emocji. Głupotę wybaczyć mogę, nudy w filmie przygodowym – nigdy. Ja wiem, że ten film to taka forma nauki historii dla amerykańskiej młodzieży i w sumie im tego zazdroszczę, ale dla widza o innych zainteresowaniach film bywa mocno męczący. Oj, nowy Indy Jones to nie jest, na pewno.
Druga część przygód poszukiwacza skarbów Benjamina Gatesa powstała, jak się nietrudno domyślić, wyłącznie po to, żeby zarobić dużo, dużo pieniędzy. Fabuła jest niedorzeczna. Co prawda od tego typu filmów awanturniczych tzw. dorzeczności domagać się nie można, ale całość powinna zawierać wciągający ciąg przyczynowo-skutkowy. A tu z tym kiepsko. Emocji brak. Aktorzy – Nicolas Cage, Jon Voight i Ed Harris – męczą się nieludzko w źle napisanych rolach. Helen Mirren miała więcej szczęścia – dostała małą, ale ciekawą rólkę złośliwej pani profesor, ekspertki od wymarłych języków. Pościg jest jeden, dosyć atrakcyjny, ulicami Londynu, ale zaostrza tylko apetyt na więcej. Akcję podlano patriotycznym sosem. Gates nie szuka skarbu z niskich pobudek. Chce oczyścić pradziadka z zarzutu o zdradę i udział w spisku na życie prezydenta Lincolna. A legendarne inkaskie Złote Miasto przeniesiono na potrzeby filmu z Ameryki Łacińskiej do USA.