Choć goni nas czas
(The Bucket List)
Rob Reiner
‹Choć goni nas czas›

Opis dystrybutora
Edwarda Cole’a, który zbił fortunę na swojej korporacji, i mechanika samochodowego Cartera Chambersa dzieli absolutnie wszystko. Jednak w bardzo trudnym momencie życia obaj spotykają się w szpitalnej sali i odkrywają, że łączą ich dwie rzeczy – chęć spędzenia swoich ostatnich chwil na robieniu tego, o czym zawsze marzyli, i pogodzenia się wreszcie z myślą o tym, kim jest każdy z nich.
Utwory powiązane
Dwaj najwięksi spośród żyjących aktorów zasłużyli na lepszy scenariusz. Ale prawdę mówiąc, ich bohaterowie mogliby nawet nie wychodzić ze szpitalnego pokoju i całe dwie godziny przegrać w karty, a ja i tak nie potrafiłbym nie mieć radochy z obserwowania tego duetu.
WO – Wojciech Orliński [7]
A mnie się podobało – film znakomicie wykorzystuje potencjał obu wybitnych aktorów. Świetny jest Nicholson pytający Freemana „czy zawsze miałeś takie piegi” albo rzucający do lustra ponury oneliner „gdzieś jakiś szczęściarz dostaje teraz zawału”.
KS – Kamila Sławińska [3]
Wszyscy chcieli dobrze, ale wyszedł kicz. I ani Jack, ani Morgan nic tu nie pomogą.
Interesuje mnie w tym filmie tak naprawdę figura narratora (zastanawiam się które kręgi przemierza duch opowieści?), no ale o niej pisać nie mogę, bo ci, którzy filmu nie widzieli, tego by mi nie wybaczyli. Przejdę do spraw bardziej wstydliwych: mimo, że jest to raczej produkcyjniak dla emerytów „Choć goni nas czas” naprawdę miejscami mnie wzruszył. Dwaj Panowie stateczności są przekonujący. Ciekawie poprowadzona jest postać, którą gra Freeman. Najpierw gra kogoś na kształt amerykańskiego filozofa z amerykańskiego kina, a potem okazuje się, że to jedynie rozgoryczony facet z przedmieścia, który encyklopedyczną wiedzą próbuje przykryć kompleksy. Brawa należą się też Nicholsonowi, który nie boi się tu odsłonić swojego wiotczejącego ciała.
MW – Michał Walkiewicz [5]
Kultura popularna milczy na temat starości, dlatego w pewnym sensie film Reinera to dziełko kontestacyjne. Ów bunt bywa zabawny, irytujący, ale nie wychodzi poza to, co znajdziecie, sprawdzając ten link: http://www.youtube.com/watch?v=btYXc9lojPc
Jack Nicholson i Morgan Freeman stylowo umierają na raka. Grają role zgodne ze swoim ekranowym wizerunkiem – Nicholson jest ekscentrycznym cholerykiem, a występujący często w roli Boga Freeman – cierpiącym z godnością wzorowym ojcem rodziny. Film powstał w hollywoodzkim laboratorium – wyważono i wymierzono dokładnie składniki, które mają bawić i wzruszać. Powstał wystawny banał. A aktorzy? Panowie są tak dobrzy, że potrafią przyciągnąć uwagę, czytając przysłowiową książkę telefoniczną. Oglądalna jest pierwsza, część, w której bohaterowie spotykają się we wspólnym pokoju w szpitalu. Druga część – czyli podróż dookoła świata – jest nieznośnie plastikowa.