W sieci kłamstw
(Body of Lies)
Ridley Scott
‹W sieci kłamstw›

Opis dystrybutora
Bohaterem historii jest były dziennikarz, który teraz pracuje jako agent CIA. Mężczyzna jedzie do Ammanu, gdzie wraz z jordańskimi służbami specjalnymi ma wziąć udział w akcji schwytania lidera Al-Kaidy planującego atak terrorystyczny na Stany Zjednoczone.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Podoba mi się tłuściutki Leonardo. I wyprany z emocji zbawca świata Crowe. Podoba mi się mocne tempo i brak irytujących uproszczeń geopolitycznych. Ten fim ma gatunkowe jaja. Jaja Ridleya Scotta w niezłej formie. Szkoda byłoby, gdybyście ten tytuł przeoczyli.
„American Gangster” daleki był od ideału, ale bronił się świetnym aktorstwem, muzyką z epoki i garniturami Denzela. Tutaj też mamy świetne aktorstwo, ale odgłosy bomb i turbany bynajmniej nie tworzą klimatu, którym – świeżo po „Syrianie”, „Królestwie” itp. – można by się zachwycić.
Solidne filmowe rzemiosło i – co w przypadku faceta od „Blade Runnera” i „Gladiatora” rozczarowuje – nic więcej. W pokazywaniu Amerykanów jako złej siły sprawczej na Bliskim Wschodzie lepsza była „Syriana”. Sceny akcji ciekawiej zrealizowano w „Królestwie”. Scott postanowił zabawić się w lekarza stłamszonych serc arabskich braci i pokazał, że dzielni funcjonariusze jordańskich służb specjalnych potrafią skutecznie robić w konia podtuczonych chłopców z CIA. Elegancki Mark Strong jako Jordańczyk zestawiony jest z rozlazłym i zdradliwym jankeskim Russellem Crowe’em. Ostatnimi
czasy zdecydowanie bardziej pasują mi filmy drugiego z braci Scottów.
WO – Wojciech Orliński [6]
Wydaje mi się, że słabość filmów o terroryzmie odzwierciedla ogólną słabość cywilizacji Zachodu w starciu z terroryzmem. Skoro Arabów muszą grać Anglicy pochodzenia hinduskiego czy wręcz włoskiego (Mark Strong, tutaj świetny w roli szefa jordańskiego wywiadu), to obawiam się, że przysłowiowe CIA też nie ma zbyt wielu nejtiwów. Ridley Scott spadł wprawdzie z wysokiego konia – ale jednak zrobił kolejną stereotypową opowieść o Ekipie Ameryka chroniącej świat przed niezrozumiałymi „dżihadystami”, powtarzającymi derka-derka-derk-derk.
MW – Michał Walkiewicz [6]
Derka-derka-derk-derk? Niby tak, ale dobrze chociaż, że Scott kręci to „po bożemu”, bez narracyjnych odjazdów i skazanych na porażkę prób wejścia w buty terrorystów (jak w „Transferze” Hooda). Spasiony Crowe jest mocno karykaturalny (naprawdę nie ogarniam, dlaczego musiał aż tak przytyć do tej roli), Leoś przypalił odlotową brodę, Mark Strong wygląda jak Andy Garcia z Pakistanu. To wystarczy, żeby się dobrze bawić.
KW – Konrad Wągrowski [6]
W zasadzie trudno cokolwiek filmowi Ridleya Scotta zarzucić… Jest konkretny i trzymający w napięciu, jest dobrze zagrany (bardzo fajny Crowe), jest jakąś tam wypowiedzią na ważne tematy. Tyle tylko, że gdy reżyser tej klasy bierze się za jeden z najważniejszych tematów współczesności, oczekujemy jednak raczej czegoś więcej niż tylko poprawnego widowiska sensacyjnego.