Cztery noce z Anną
(Four Nights with Anna)
Jerzy Skolimowski
‹Cztery noce z Anną›

Opis dystrybutora
Leon Okrasa pracuje w spalarni odpadów medycznych przy szpitalu prowincjonalnego miasteczka. Zakochuje się w pielęgniarce, Annie. Nieśmiałość nie pozwala mu na nawiązanie kontaktu z kobietą. Śledzi więc ją i obserwuje przez okno. W końcu, zaczyna wkradać się nocą do jej pokoju, gdzie przesiaduje całymi godzinami. Wydaje się, że ta chorobliwa pasja musi mieć ujście w zbrodni…
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Filmy

Dwa pierwsze filmy Skolimowskiego to mój absolutny filmowy alfabet, także dajmy sobie spokój z obiektywizmem. Ja wszędzie tu widzę jakieś echa „Rysopisu” i nie mam wątpliwości, że nosi to cechy chorobowe. Ale „Cztery noce…” na tyle udanie łączą skrajności, że wszyscy powinni się obowiązkowo ode mnie zarazić. Przyziemni bohaterowie, w przyziemnej rzeczywistości stają się częścią mrocznej baśni. A z głębi tego mroku wylewa się bardzo niewinna miłość i odrobina wysmakowanego czarnego humoru. Klimat warty tego, by przełknąć nieco wydumany koncept.
WO – Wojciech Orliński [4]
Znowu dałem się namówić kolegom z pracy i znowu mam uczucie, że są mi winni parę dych. Na plus tego filmu zapisuję znakomite kreacje aktorskie, scenografię, kompozycję ujęć i realizację. Na minus bezsensowną fabułę – film opowiada o niedorozwiniętym palaczu szpitalnej spalarni, który zakrada się do hotelu pracowniczego, by spędzać noce w pokoju śpiącej pielęgniarki. Tę zgwałcono i wymiar sprawiedliwości jest zadowolony z tego, że ma kozła ofiarnego. Nic tu nie zdradziłem, bo zakończenie poznajemy na początku i cały film jest retrospektywą głównego bohatera – zero suspensu, czekamy tylko, by dowiedzieć się, w jaki sposób wpadnie. Że z bohaterem trochę trudno się identyfikować, to w sumie nie wiadomo, co ma człowieka utrzymać w kinie, poza brzydką jesienną pogodą na zewnątrz.
MW – Michał Walkiewicz [7]
Łatwo jest powrócić kinem tak uniwersalnym, opierającym się wyłącznie na grze konwencją. Wybaczam jednak Skolimowskiemu za sugestywny klimat i freaka Sterankę. Nieźle.
Film – obraz, kuszący mroczną urodą. Perfekcyjnie skomponowany, ze zminimalizowanymi dialogami. Skolimowski, operując kontrastami i igrając z przyzwyczajeniami widza, skonstruował historię rozpaczliwie pragnącego miłości outsidera. Palacz zwłok Leon (rewelacyjny Artur Steranko) wydaje się na początku niebezpiecznym psychopatą. Skolimowski buduje napięcie, sugerując nadciągającą tragedię. Tymczasem to, co najstraszniejsze, już się rozegrało. Zamiast horroru dostajemy psychodramę o miłości niemożliwej. Film, poddany analizie, zyskuje nowe znaczenia. Jego metaforyczność podkreśla całkowity niemalże brak zaczepienia filmowego świata w realiach – historia rozgrywa się „gdzieś i kiedyś”.