Drużyna A
(The A-Team)
Joe Carnahan
‹Drużyna A›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Drużyna A |
Tytuł oryginalny | The A-Team |
Dystrybutor | CinePix |
Data premiery | 11 czerwca 2010 |
Reżyseria | Joe Carnahan |
Zdjęcia | Mauro Fiore |
Scenariusz | Joe Carnahan, Brian Bloom, Skip Woods |
Obsada | Bradley Cooper, Liam Neeson, Jessica Biel, Sharlto Copley, Quinton "Rampage" Jackson, Patrick Wilson, Dirk Benedict, Dwight Schultz, Gerald McRaney, Terry Chen, Brian Bloom |
Muzyka | Alan Silvestri |
Rok produkcji | 2009 |
Kraj produkcji | USA |
WWW | Strona |
Gatunek | akcja, komedia, przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Grupa weteranów wojny w Iraku zostaje wrobiona w zabójstwo i postanawia za wszelka cenę odzyskać dobre imię.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Filmy

Jest takie ujęcie, które powinno nazywać się „A-team shot”. Po ostrzelaniu ogniem maszynowym pościg ciągnący się za dzielną drużyną zalicza w końcu dachowanie. Uśmiechnięci chłopcy-drużynowcy odjeżdżają z uśmiechem w siną dal, a pokonani wrogowie, zanim nastąpi eksplozja, wychodzą z wraku i ponurymi minami otrzepują się z kurzu. Zostali pokonani i upokorzeni, ale nawet nie draśnięci fizycznie. Eksplodujące samochody są i w wersji kinowej, ale dziś nikt już z nich nie wysiada. Gotowość do zadania stałych obrażeń stała się kategorią moralną – nie można naprawiać świata i uchylać od odpowiedzialności za skutki przemocy (B.A. dostaje nawet na ten temat krótki wykład od pułkownika). Chociaż to zmiana dość drastyczna, to wydaje się, że mimo wszystko z rozpędzonego furgonu nie powinien wysiadać też nikt ze starych fanów serialu. Nowej drużynie nie brakuje wigoru, a scenariusz dalej jest projekcją 10-latka, w której właśnie wigor jest najważniejszy („zrzucimy czołg na spadochronie i będziemy kierować jego lotem, strzelając z lufy”). Mój wewnętrzny 10-latek jest zachwycony. Chociaż odnosi wrażenie, że ktoś znowu podprowadza mu pomysły!
Campowy wdzięk oryginału zaginął w akcji, a scenarzyści nie przeżyli pierwszego wybuchu. Ostały się lejtmotywy, jak mohawk, cygaro czy czarna furgonetka, które prócz funkcji nostalgicznych pełnią tu jeszcze role fabularnych erzaców (konflikt dramaturgiczny buduje się na przykład wokół tego, że Baracus się nie ogolił!). Zdumiewa mnie założenie, że prequel „Drużyny A” skonstruowany pod percepcję dziesięciolatka to strzał w – nomen omen – dziesiątkę – fani serialu mają obecnie po 30-40 lat, a dzisiejsze dziesięciolatki nie takie fajerwerki u Baya czy Emmericha oglądały.
MO – Michał Oleszczyk [4]
Jako umiarkowany miłośnik fajnej ramoty TV, a przede wszystkim jako wielki miłośnik kina akcji jako takiego – z trudem wysiedziałem na kinowej „Drużynie A”. Film jest tak pociachany, że trudno w nim mówić nawet o poszczególnych scenach. Trudno powiedzieć, co tu leci z góry, a co z dołu. Takiemu materiałowi przydałby się majster Paul Greengrass, ale niestety wybrał głoszenie nudnych kazań w Zielonej Strefie.
Po zwiastunie spodziewałem się żenującej katastrofy, tymczasem seans to w miarę bezbolesny. Niepokoi tylko przesłanie. Olbrzym B.A., wrzucony w połowie filmu za kraty, wyrzeka się wszelkiej przemocy. „Nie mogę już zabijać” mówi wtedy kolegom, co jest istotne o tyle, że w oryginalnej „Drużynie A” śmierci nie było w ogóle – nikt nigdy nie zginął. Deklaracja B.A. robi wrażenie jako próba identyfikacji z ideologią serialu, ale czar pryska w ostatnich minutach, gdy nawrócony przez Hannibala cytatem z Gandhiego (sic!), B.A. w dzikim szale łamie kark swojego przeciwnika. Takie czasy?
MW – Michał Walkiewicz [6]
Motyw z czołgiem, sterowanym za pomocą salw z lufy podczas swobodnego spadania z samolotu, znajdował się jeszcze w granicach hiperumownej konwencji. Ba, można było go nazwać pomysłowym! Ale kiedy po totalnym mayhemie na nabrzeżach, Hannibal, jak gdyby nigdy nic, wcielił w życie swój masterplan, opracowany na podstawie gry w trzy kubki, zwątpiłem w poczytalność scenarzystów, reżysera i wózkarzy. I gdyby nie fakt, że po tej scenie odgłos mojej ręki lądującej na czole odbił się echem po całym kinie, dałbym punkcik wyżej.