Wehikuł czasu
(The Time Machine)
Simon Wells
‹Wehikuł czasu›

Opis dystrybutora
Naukowiec i wynalazca, Alexander Hartdegen, zamierza udowodnić, że możliwa jest podróż w czasie. Pragnienie to zmienia się wkrótce w desperację - wskutek przeżytej tragedii osobistej, Hartdegen chce zmienić przeszłość. Kiedy w wehikule czasu własnej konstrukcji sprawdza prawdziwość swych teorii, przenosi się 800 tys. lat w przyszłość, gdzie odkrywa, że ludzkość podzieliła się na myśliwych... i zwierzynę.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
Filmy

MC – Michał Chaciński [3]
Film ma kilka ładnych sekwencji z efektami specjalnymi - przede wszystkim scenę podróży w przyszłość przez półtorej wieku. Ale to za mało żeby usprawiedliwić seans. W sposobie opowiadania historii rzecz nie dorasta do pięt ani prozie Wellsa, ani nawet staremu filmowi George'a Pala z 1960 roku. Pomimo krótkiego czasu trwania, chwilami jest po prostu nudno. Co gorsza, największym nieporozumieniem jest zakończenie - nieprzemyślane, idiotycznie doklejone jakby na siłę. Drażniła mnie też manieryczna gra Guy'a Pearce'a. Szkoda, bo wydawało mi się, że ta historia to samograj.
Unbelieveble! Amerykanie potrafią zaadaptować klasykę gorzej niż Polacy! A epizod (reklamowany jako rola drugoplanowa) wymalowanego na blado-niebiesko Ironsa to już szczyt wszystkiego. I w dodatku ta świadomość, że nakręcił to wnuk Wellsa… Pisarz bankowo przewraca się teraz w grobie i pewnie jeszcze żałuje, że nie był bezpłodny.
KS – Kamila Sławińska [1]
Co wydawało się niemożliwe, stało się faktem: potomek H. G. Wellsa wziął na warsztat genialną powieść praszczura oraz równie rewelacyjną wersję filmową z 1960 roku – i przerobił 'Wehikuł Czasu' na kompletnie niestrawną, mdłą i pozbawioną wyrazu papkę, kompletnie odartą z wszystkiego, co czyniło oryginał niezapomnianym. Cierpka krytyka współczesnych, czarna wizja przyszłości – to wszystko okazało się zbędne w wersji anno 2002. Mamy za to cukierkowy wątek miłosny i irytującego Orlando Jonesa. Nie wiem, co stało się z grającym główną postać Guyem Pierce’m od czasu Memento, może stracił pamięć – w tej roli jego aktorski repertuar sprowadza się do miny ‘zdumiony szympans’, znanej również pod nazwą ‘George W. przed przemówieniem do narodu’: półotwarte głupkowato usta, wzrok wbity tępo w przestrzeń. No rozpacz po prostu. Na krótką chwilę sytuacja poprawia się odrobinę, gdy na ekranie pojawia się Jeremy Irons – jednak jak wiadomo, jeden Jeremy wiosny nie czyni. Film z gatunku tych, których polecenie nawet największemu wrogowi jest głęboko niehumanitarne.
KW – Konrad Wągrowski [5]
Pierwsze pół godziny filmu zwiastuje całkiem dobre kino, nastrojowe, w klimacie epoki i oryginału, choć zostało przeniesione z Anglii do Stanów Zjednoczonych, ale niestety już po podróży do 81 stulecia film zaczyna sprawiać wrażenie jakby podczas montażu wycieto co drugą scenę w lawinowej i absurdalnej fabule, będącej zlepkiem szeregu dziwacznych wątków zmierzając ku banalnej końcówce. Scenarzysta chyba wziął pieniądze i uciekł na Karaiby zanim ktoś zapoznał się z jego dziełem.