Był sobie chłopiec
(About A Boy)
Chris Weitz, Paul Weitz
‹Był sobie chłopiec›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Był sobie chłopiec |
Tytuł oryginalny | About A Boy |
Dystrybutor | UIP |
Data premiery | 5 lipca 2002 |
Reżyseria | Chris Weitz, Paul Weitz |
Zdjęcia | Remi Adefarasin |
Scenariusz | Chris Weitz, Paul Weitz, Peter Hedges |
Obsada | Hugh Grant, Toni Collette, Nicholas Hoult, Rachel Weisz |
Muzyka | Damon Gough |
Rok produkcji | 2002 |
Kraj produkcji | Francja, Niemcy, USA, Wielka Brytania |
Czas trwania | 100 min |
WWW | Polska strona Strona |
Gatunek | dramat, komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Will jest nieuleczalnie "młodzieżowym" 38-letnim londyńczykiem. Bogaty, nieżonaty i bezdzietny, nie robi nic całymi dniami poza byciem na luzie, unikaniem odpowiedzialności i umawianiem się z kobietami. Jego życie jednak zmienia się, gdy spotyka 12-letniego Marcusa i jego post-hippisowską matkę, Fionę.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Utwory powiązane
MC – Michał Chaciński [8]
Streszczenie tego filmu w kilku zdaniach dałoby banalną historię, jakich tuziny prezentuje telewizja w środowe wieczory. Po kilku scenach każdy powinien był w stanie dopowiedzieć sobie kolejne elementy ogranej fabułki. Tymczasem w tej ekranizacji książki Nicka Hornby historia nie jest wprawdzie nowa, ale sposób opowiadania i fabularne drobiazgi powodują, że opowieść pozostaje zaskakująco świeża. Przede wszystkim, twórcy nie poszli na łatwiznę - dzieciak nie jest słodki, Hugh Grant nie jest bezwstydnie czarujący, chora matka nie doznaje nagłego uzdrowienia, dwoje niedopasowanych ludzi nie schodzi się w finale w romantycznej scenie itd. Tam, gdzie już, już spodziewamy się zejścia opowieści na utarte tory, film zaskakuje dobrym pomysłem - raz bawi, raz wzrusza, a na końcu okazuje się nawet całkiem mądry. I to wszystko spod kamery specjalistów od głupawych komedii dla nastolatków, braci Weitz?! Koniec świata jest chyba bardzo bliski...
Zdecydowanie bardziej ujął mnie poprzedni film braci Weitz – nie pokazywany u nas w kinach „Down to Earth” z rozbrajającym Chrisem Rockiem. Tu mamy niestety Hugh Granta, który bodaj jeszcze od czasów panowania królowej Wiktorii odgrywa tę samą rolę. Choć i tak plus dla Weitzów za parokrotne odejście od rutyny.
WO – Wojciech Orliński [8]
Hugh Grant tym razem nie gra mieszkańca Zachodniego Londynu, tylko mieszkańca Północnego Londynu. Londyńczyk podobno powinien to zauważyć na pierwszy rzut oka. Hm. Ja tam Londyńczykiem nie jestem, więc dla mnie to znowu to tylko kolejny wariant tej samej roli od 'Czterech wesel'. Nie mam zresztą nic przeciwko. A poza tym kocham Toni Colette we wszystkich jej wcieleniach.
KS – Kamila Sławińska [8]
Nie cierpię Hugh Granta i nijak nie identyfikuję się z pokoleniem niepoukładanych emocjonalnie trzydziestolatków, dla którego pisze zwykle Nick Hornby – podchodziłam więc do tego filmu jak pies do jeża, a tu... taka miła niespodzianka! Niebanalny, pełen wdzięku, niegłupi film wzrusza, śmieszy, zadziwia – i zostawia widza usatysfakcjonowanego i podbudowanego pozytywnym przesłaniem. Sekret leżał tu chyba głównie na unikaniu oczywistych rozwiązań i pozbawieniu Granta okazji do prezentowania jego rutynowej pozy 'słodki drań' – kto by pomyślał, jak wypchnąć faceta na scenę z gitarą, dzieciakiem i misją odśpiewania 'Killing Me Softly', to nawet potrafi być śmieszny! Wysoka piątka dla braci Weitz za kawał dobrej roboty. Swoją drogą to budujące, że po dwóch idiotycznych filmach zrobili coś naprawdę wartego dwóch godzin życia.
KŚ – Kamil M. Śmiałkowski [7]
Bardzo sympatyczne i bardzo sztampowe kino angileskie. Hugh Grant gra to, co zwykle, rozwój akcji jest absolutnie oczywisty. A równocześnie dawno się tak nie odprężyłem, jak podczas tego seansu. Słowem perfekcyjne wtórne kino wypoczynkowe - więc daje maksymalną note możliwą w tej kategorii.
KW – Konrad Wągrowski [8]
Ten film ma dla mnie trzy podstawowe zalety, które w pełni uzasadniają konieczność obejrzenia go i wysoką ocenę. Po pierwsze - może dzięki stałemu wykonawcy w osobie Granta, z jego poczuciem humoru, a może dzięki londyńskiej lokalizacji, ale przypomina klimatem 'Cztery wesela i pogrzeb' i 'Notting Hill', filmy, które oglądam zawsze z ogromną przyjemnością. Po drugie - prosta, wydawałoby się historia, nie idzie od początku do końca w sposób liniowy, ale szykuje wiele zaskoczeń. No i dialogi, bardzo dobre dialogi. Dodatkowy drobiazg - mały Marcus zazdrości małemu Haleyowi Joelowi Osmentowi, który grał w 'Szóstym zmyśle' syna Toni Colette, która gra w 'Był sobie chłopiec' ...matkę Marcusa. Bardzo polecam całość, wskazana wyprawa do kina we dwoje.