Bękarty wojny
(Inglourious Basterds)
Quentin Tarantino
‹Bękarty wojny›

WASZ EKSTRAKT: 80,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Bękarty wojny |
Tytuł oryginalny | Inglourious Basterds |
Dystrybutor | UIP |
Data premiery | 11 września 2009 |
Reżyseria | Quentin Tarantino |
Zdjęcia | Robert Richardson |
Scenariusz | Quentin Tarantino |
Obsada | Brad Pitt, Diane Kruger, Mélanie Laurent, Christoph Waltz, Daniel Brühl, Eli Roth, Samm Levine, B.J. Novak, Til Schweiger, Samuel L. Jackson, Mike Myers, Julie Dreyfus, Cloris Leachman, Michael Fassbender, Christian Berkel, Maggie Cheung, Rod Taylor, Martin Wuttke, Jacky Ido, August Diehl |
Rok produkcji | 2009 |
Kraj produkcji | Niemcy, USA |
Czas trwania | 153 min |
WWW | Strona |
Gatunek | przygodowy, wojenny |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Grupa żydowsko-amerykańskich zbuntowanych żołnierzy, pod dowództwem porucznika Aldo Raine′a, postanawia zaprowadzić porządek w okupowanej przez nazistów Francji. Ich celem staje się odział Niemców pod dowództwem oficera SS, Hansa Landy.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Radość kina w czystej postaci. I tym razem bawi się nie tylko Tarantino. Prawie każda sytuacja jest tu napięta do granic możliwości, a zamiast irytować, daje to jakąś przyjemną satysfakcję. Zamiast mordowania niebieskookich nazistów na GOREjącą potęgę, dostajemy starcie z superkulturalnym i multikulturowym superłotrem. Zamiast rozbuchanych przygód bękartów, przepracowane do bólu, niemal teatralne sceny dialogowe. Tarantino żongluje bohaterami, powołuje ich do ekranowego życia z wielkim hukiem, by potem zdmuchnąć kapryśnym gestem. Niby totalna anarchia, a jednak pałętają się gdzieś tam przynajmniej dwie krwiste postaci i historia, która (o zgrozo!) daje się zinterpretować. Ogląda się to, jakby trwało 60 minut. No i uwaga – jest bardzo śmieszne.
Prawie się zgodzę z porucznikiem Aldo Raine’em, że wyszło arcydzieło. I „prawie” w tym przypadku nie robi wielkiej różnicy, bo „Bękarty” śmiało można postawić obok „Jackie Brown” i „Pulp Fiction”. Dorównują im pod każdym względem, czy to mistrzowskiej formy, czy kapitalnych dialogów, czy wreszcie znakomitych, głęboko zapadających w pamięć, niepapierowych bohaterów (tylko taki geniusz jak Tarantino potrafi w jednym ujęciu redefiniować postać!). Chyba film roku.
Quentin rządzi! Spodziewałem się raczej „Kill Adolf” – grindhouse’owej strzelaniny w (nie)realiach wojennych. A tu TAKIE zaskoczenie… Z każdego kadru „Bękartów” bije radość robienia kina i genialne wyczucie instrumentarium realizacyjnego. Tylko Tarantino potrafi pisać przegadane, parateatralne sceny, które ogląda się z tak dziką przyjemnością i napięciem. „Bękarty” to igraszki z przyzwyczajeniami widza, anarchiczny humor, kompletna nieprzewidywalność i megabłyskotliwa kreacja Christopha Waltza, który zdeklasował – skądinąd znakomitego i świetnie bawiącego się rolą nazistobójcy – Brada „błondziornou” Pitta.
UL – Urszula Lipińska [9]
Wraz z westernową melodyjką na początku Tarantino wysyła poczucie oglądania „Bękartów wojny” jako obrazu w jakikolwiek sposób związanego z historią tam, gdzie chwilę później Hans Landa posyła żydowską rodzinę. Od czasu „Jackie Brown” nie nakręcił filmu działającego zarówno na poziomie poszczególnych scen, jak i całokształtu. To arcydzieło eleganckich dialogów, charyzmatycznych charakterów, wyrafinowanej historii i filmowych cytatów. A według przepisu Landy potrzeba czterech składników, żeby zwyciężyć wojnę. Tę Tarantino zdecydowanie wygrał.
MO – Michał Oleszczyk [9]
„To chyba moje arcydzieło”, jak głosi ostatnia kwestia filmu. Być może. Na pewno dostaliśmy najbardziej niemoralny film w karierze Tarantino – kiedy w finale oglądamy kotłowaninę płonących ciał uwięzionych w kinie-pułapce, klaszczemy jak dzieci. Tarantino jest dokładnie taki, jak jego wielojęzyczny nazista grany przez Christopha Waltza: czaruje nas, zmieniając fronty i twarze, po czym strzela między oczy. Nie można go nie kochać; trudno się go nie bać. Wybitny film.
WO – Wojciech Orliński [8]
Nie wiedziałem że to jest komedia! Starałem się unikać spojlerów, więc poza ogólną charakterystyką, że żydowscy komandosi skalpują nazistów, nic nie wiedziałem. Na początku słysząc dziwaczny akcent Brada Pitta myślałem, że to tylko taki akcent komiczny jak miejsce przechowywania zegarka w „Pulp Fiction”. Ale gdy pojawił się Hitler z „nein nein nein”, poczułem się już jakbym oglądał komedię typu „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”. W efekcie oglądałem to bez większych wzruszeń, wszystkie postacie są tak absurdalnie papierowe, że trudno się przejmować ich losem albo powodzeniem ich bezsensownych planów. Przyznam, że dajmy na to „Jackie Brown” zrobiła na mnie większe wrażenie. Tam przynajmniej dawałem latającego faka, a tutaj tylko lulzy z tego, w jaki sposób Tarantino tym razem zrobił scenę ze stopą i tym podobne.
MW – Michał Walkiewicz [8]
W „Bękartach…” Tarantino mnie nie powalił, być może dlatego, że słyszałem o tym filmie od wielu lat, zapowiedziany był chyba jeszcze „przed wojną” i zdążyłem sobie tysiąc razy wyobrazić, jak będzie wyglądać. Porównania do „Jackie Brown” są chybione, gdyż tam mieliśmy mięsistych bohaterów (chyba jedyny raz w karierze Quentina), a tutaj, jak słusznie zauważa tetryk Orliński, są papierki (oczywiście, poza szarżującym Landą). Tarantinowska gadanina na stałym wysokim poziomie, choć i tak zwykle czeka się na jej krwawą puentę. Na pewno lepsze od średniackiego „Death Proof”, ale czy od „Pulp Fiction” i „Jackie Brown”? Herezja raczej.
KW – Konrad Wągrowski [10]
Best. Tarantino. Ever. Wiem, że niektórych wielbicieli „Pulp Fiction” może zgorszyć takie ujęcie tematu, ale co poradzę, że „Bękarty” mnie po prostu wzięły w całości? Dwie i pół godziny niesamowitej, nieprzewidywalnej, odważnej, a czasem obrazoburczej zabawy, „Bękarty” są chyba najbliższe standardowej komedii z całej twórczości Tarantino – wiele elementów nastawionych jest po prostu na wywołanie szczerego śmiechu (choćby włoski akcent Brada Pitta). Ale przede wszystkim „Bękarty” naprawdę potrafią zaskoczyć. Bohaterowie okazują się inni niż się spodziewaliśmy, znikają z planu w momentach co najmniej zaskakujących, końcówka idzie dużo dalej niż moglibyśmy oczekiwać. Dlatego też starajcie się niczego nie czytać o filmie przed seansem – w tym tej notki. Poza tym – kiedy ostatnio widzieliście film wojenny, w którym strzelanin jest może 5% a pozostałe 95% to genialna gadanina? No i oczywiście wspaniały Christoph Waltz, czyli Człowiek, Który Zakasował Brada Pitta. Oscara dla tego pana poproszę.
Perfekcyjna robota filmowa i bezczelna, okrutna baśń. Wiara Tarantino w sprawczą moc kina jest tak wielka, że stworzył alternatywną wersję historii, w której to II wojna światowa kończy się z powodu celuloidowych płomieni, w których ginie Hitler. Jak zwykle u Tarantino jest zabawa z kinowymi cytatami, popkulturowy koktajl i mistrzowski montaż. Dialogi, sączące się nieustannie z ekranu, są tu ważnym nośnikiem akcji. No i obsada. Oscar dla Christopha Waltza, który zagrał diabolicznego faszystowskiego oficera!