Antychryst
(Antichrist)
Lars von Trier
‹Antychryst›

Opis dystrybutora
Światowej sławy psychiatra i jego młoda żona, badająca historie czarownic w średniowieczu, wyjeżdżają do domu na odludziu, by zaszyć się przed światem i zmierzyć się ze swoimi najgłębszymi lękami. Zamiast ukojenia znajdą tam jednak niszczycielską moc sięgającą początków świata. Będą musieli stawić czoła potężnej i przerażającej sile, z której istnienia nie zdawali sobie sprawy.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
‹Kocham kino›
–
Theo Angelopoulos,
Olivier Assayas,
Bille August,
Jane Campion,
Youssef Chahine,
Kaige Chen,
Michael Cimino,
Ethan Coen,
Joel Coen,
David Cronenberg,
Jean-Pierre Dardenne,
Luc Dardenne,
Manoel de Oliveira,
Raymond Depardon,
Atom Egoyan,
Amos Gitai,
Alejandro González Iñárritu,
Hsiao-hsien Hou,
Aki Kaurismäki,
Abbas Kiarostami,
Takeshi Kitano,
Andriej Konczałowski,
Claude Lelouch,
Ken Loach,
David Lynch,
Nanni Moretti,
Roman Polański,
Raoul Ruiz,
Walter Salles,
Elia Suleiman,
Ming-liang Tsai,
Gus Van Sant,
Lars von Trier,
Wim Wenders,
Kar Wai Wong,
Yimou Zhang
Polecam „Antychrysta”. Tyle że tego włoskiego, z 1974 roku, w reżyserii Alberto De Martino. Tam też znajdziecie sporo nagości, seksualne frustracje, kiepskie efekty specjalne, artystycznie kiczowate (czy też kiczowato artystyczne – jak kto woli) zdjęcia, a nawet… seks z kozłem! Bekę z lisa i widok łechtaczkowej wycinanki jakoś odżałujecie, a chociaż nie będziecie się nudzić przez półtorej godziny.
Von Trier zrobił widza w to, co pokazuje w pełnej krasie w pierwszych scenach filmu (i tu szacunek, bo obejrzeliśmy bodaj najładniej sfotografowaną kuśkę w historii kinowego mainstreamu). Miał być przełomowy horror na miarę „Lśnienia”, a dostaliśmy przegadaną, kiczowatą i epatującą obrzydliwością zgrywę. Pała (jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało ;-).
MO – Michał Oleszczyk [7]
10 lat temu ktoś nazwał Von Triera „prowokatorem”, więc od tamtego czasu facet nie może zjeść kanapki z serem, by ktoś od razu nie nazwał tego „artystyczną hochsztaplerką”. Ludzie! Opamiętajcie się! „Antychryst” to dojrzały film wciąż rozwijającego się twórcy, który jako jeden z nielicznych zajmuje się kwestią kobiecości bez nabijania punktów uładzonym teoriom gender/queer/wihajster. Kobiecość jest dla Von Triera atawizmem, którego się boi i przed którym klęka – tak jak dla Tarkowskiego zresztą, któremu film jest dedykowany. Nic mnie w „Antychryście” nie zaszokowało, wiele zachwyciło. Amen.
WO – Wojciech Orliński [5]
Że niby filmy von Triera można tylko albo kochać, albo nienawidzić? E tam. Ten mnie zostawił właśnie rozdwojonym. Dużo tu jest szokującej przemocy, zgoda – ale na tle „Hostelu”, nie mówiąc już o cyklu „Piła”, „Antychryst” to jeszcze PG-13. Największy problem z tym filmem jest taki, że z grubsza wiemy, że się wszystko źle skończy, więc nie ma tu nawet takiego szczątkowego suspensu jak w „Dogville” czy „Manderlay”. Zamiast tradycyjnej rozrywki pt. „niech widz będzie ciekaw, co teraz”, von Trier serwuje nam rozrywkę bardziej wyszukaną: „kupiłeś bilet? to teraz się zastanów, kto jest tytułowym Antychrystem”. I nie przeczę, że to jest nawet intrygujące, bo knee-jerkowa reakcja krytyków w Cannes, że na pewno chodzi o postać kobiecą, nie wytrzymuje próby dokładniejszego obejrzenia. Ale mimo wszystko, płacić w kasie za takie łamigłówki…
MW – Michał Walkiewicz [8]
Medialna szopka, wystrugana przez szeroko rozumianych „twórców”, to sporego kalibru żenada, na szczęście film tak żenujący nie jest. To na pewno jeden z ciekawszych horrorów mijającej dekady i to wcale nie dzięki skiepszczonym efektom od Platige Image i zaspojlowanej przez wszystkich recenzentów globu scenie zabaw z nożyczkami i łechtaczką. Ilość „potencjalnie grafomańskich” motywów, wykorzystywanych przez von Triera jest niewielka, co każe podejrzewać, że cały czas miał „sens” na horyzoncie. „Antychrysta” można czytać psychoanalitycznie, przez Biblię, a nawet otworzyć wytrychem „rzeczywistości alternatywnej”. Bardzo długo powątpiewałem, że w głowie zostaną mi mrożące krew w żyłach obrazy w rodzaju ściany drzew i deszczu żołędzi, ale zmieniłem śpiewkę po nagłym przebudzeniu się w środku nocy i wymianie spojrzeń z krzakami zginanymi przez upiorne wiatrzysko. Brrr…
Von Trier swoim zwyczajem prowokuje, pobłyskuje erudycją, opowiada o rozlicznych kompleksach i zanurza się w psychoanalizę. Łamigłówkę, jak to z tym tytułowym antychrystem jest, udaje się szybko rozwiązać. Kicz kontrolowany i przemyślany plus fantastyczne zdjęcia.