Księżniczka i żaba
(The Princess and the Frog)
Ron Clements, John Musker
‹Księżniczka i żaba›

Opis dystrybutora
Akcja filmu toczy się w latach dwudziestych, w tętniącym rytmami jazzu Nowym Orleanie. A głównymi bohaterami są: pragmatyczna dziewczyna, której nie w głowie amory – Tiana oraz lekkoduch Naveen, wielbiciel jazzu, książę z dalekiej Maldonii. Tajemniczy doktor Facilier wciągnie tę dwójkę w ciąg niezwykłych, magicznych wydarzeń…
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Filmy

Wspaniałe jest w tym filmie to, że działa nie tylko na poziomie nostalgii za disneyowską klasyką, ale broni się też jako autonomiczna całość. Nawiązania do „Zakochanego kundla”, „Małej syrenki” i innych są subtelne, ładnie wkomponowane w fabułę; nikt nie wymachuje sztandarem z napisem „Uwaga! Teraz parodia Tego i Owego!”. Wartością dodaną jest „cały ten zgiełk” Luizjany lat 20. – murzyński proletariat, miejska socjeta jak u Fitzgeralda, bagienny krajobraz delty Missisipi i standardy Louisa Armstronga pobrzmiewające w piosenkach ochrzczonego jego imieniem aligatora. No i znowu się potwierdza, że najważniejsi są bohaterowie, nieważne w ilu wymiarach powołani do życia.
Początek zniechęcający – slogany o American Dream z zawartością cukru na poziomie fastfoodowego wiaderka z Colą i z rysunkową wersją Barracka w roli pomnikowego i zapracowanego (u podstaw) rodziciela bohaterki. Film nabiera tempa i polotu w momencie pojawienia się tytułowej żaby. I od tej chwili robi się nam dobry, klasyczny Disney – bardzo zabawny, mocno wzruszający, z mnóstwem chwytliwych piosenek, sympatycznym krokodylem-jazzmanem i świetnym pomysłem, by osadzić fabułę w (czarno)magicznym Nowym Orleanie. Re(re-kum-kum)laks dla każdej generacji gwarantowany! Klasyczna animacja wróciła w dobrym stylu
MO – Michał Oleszczyk [9]
Majstersztyk jubilerstwa: każda śrubka scenariuszowa na miejscu, dowcip goni dowcip, wszystko się pięknie zazębia i naprawdę wzrusza. Do tego znakomity polski dubbing. Scenariuszowa ekipa Disneya udowadnia, że nie w pikselach siła, tylko w koncepcie i wykonaniu. W tle Nowy Orlean, którego już nie ma i trans-rasowy romans posunięty dalej, niż było to w „Zakochanym kundlu”. Palce lizać.
WO – Wojciech Orliński [9]
Hura, hura, hura, wraca taki Disney, jakiego już miało więcej nie być!
Dopiero seans „Księżniczki i Żaby” uświadomił mi jak bardzo w trójwymiarowo-pixarowym krajobrazie brakuje klasycznych animacji Disneya. Ich nieskomplikowanej kreski, musicalowego zacięcia i… dydaktyczno-rasistowskich dychotomii. Bo czy kolor skóry bohaterki coś tu zmienia? Od nawyków arabskiego kupca z „Aladyna” czy filozofii życiowej rasta-kraba z „Małej syrenki” (nota bene, filmów za które odpowiadają twórcy „Księżniczki…). odróżnia ją tylko przewrotna oczywistość. Raz, że Tiana jest ubogą posługaczką w pełni akceptującą swą ograniczoną pozycję społeczną; dwa – jej karnacja przywodzi na myśl co najwyżej Halle Berry, którą bardzo rzadko postrzega się przez pryzmat koloru skóry. A jeśli dodać, że większość filmu bohaterka spędza w żabiej skórze?