Tron: Dziedzictwo
(Tron: Legacy)
Joseph Kosinski
‹Tron: Dziedzictwo›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Tron: Dziedzictwo |
Tytuł oryginalny | Tron: Legacy |
Dystrybutor | Forum Film |
Data premiery | 31 grudnia 2010 |
Reżyseria | Joseph Kosinski |
Zdjęcia | Claudio Miranda |
Scenariusz | Adam Horowitz, Edward Kitsis |
Obsada | Jeff Bridges, Garrett Hedlund, Michael Sheen, Olivia Wilde, John Hurt, James Frain, Yaya DaCosta, Beau Garrett, Elizabeth Mathis |
Muzyka | Daft Punk |
Rok produkcji | 2010 |
Kraj produkcji | USA |
Gatunek | akcja, przygodowy, SF, thriller |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Sean Flynn ma 27 lat i jest synem Kevina Flynna (Jeff Bridges). Poszukując przyczyny nagłego zniknięcia swojego ojca, zostaje wciągnięty do cyfrowego świata, w którym jego ojciec żył przez ostatnie 25 lat. Wraz z lojalną powierniczką Kevina, Quorą (Olivia Wilde), ojciec i syn wyruszają na wyprawę przez wizualnie olśniewający, cybernetyczny wszechświat, który stał się jeszcze bardziej zaawansowany i nadzwyczaj niebezpieczny.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Varia – Wieści

Utwory powiązane
Filmy

MO – Michał Oleszczyk [4]
Wizualny cukierek. Nie powiem: kilkakrotnie zaparł mi dech w piersiach. Ale do tego dorzucono nonsensowną historię, dialogi jak z Eda Wooda i totalne zmechanizowanie, które po 60 minutach tak mnie zmęczyło, że drugą godzinę spędziłem tępo wpatrując się w IMAX-owy ekran. Film osiąga dno wraz pojawieniem się Michaela Sheena jako Castora: rozchichotanej, cieniutkiej kopii Joela Graya z „Kabaretu”. Moja ulubiona linijka dialogu: „Ciepłe. Promienne. Piękne” (to o słońcu).
KW – Konrad Wągrowski [5]
Wizualnie ładne, nie przeczę, są momenty w pojedynkach na dyski czy wyścigach naprawdę zapierające dech w piersiach, ale i tak ma się poczucie niewykorzystanego potencjału. Od strony fabularnej kicha straszna, nawet nie ze względu na pseudofilozoficzny bełkot, ale ze względu na nie narzucenie światu jasnych ograniczeń i nie wyjaśnienie kluczowych kwestii (dlaczego adwersarze mogą mieszkać w odległości rzutu dyskiem od siebie i nikomu to nie przeszkadza? Jak programy pobierają materiał biologiczny, by przenosić się do naszego świata). Do tego dochodzi zadęcie – jeden żarcik z „mieczem świetlnym” jak na dwie godziny rozrywkowego seansu to zdecydowanie za mało. Plusik za fryzurę, oczy i ogólny wygląd Olivii Wilde.
Półtoragodzinny teledysk. Oczywiście, najlepsza w filmie, poza efektami, jest muzyka. Sztampowa fabuła, mierne dialogi i przesłanie na poziomie Hannah Montana powodują, że nie da się tego filmu oglądać bez irytacji. Wkurzony racjonalizm próbuje zagłuszyć ucieszone oko. Niektóre sceny robią piorunujące wrażenie, przez co jeszcze bardziej szkoda, że infantylizm bierze górę nad całością.