Furia
(Edge of Darkness)
Martin Campbell
‹Furia›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Furia |
Tytuł oryginalny | Edge of Darkness |
Dystrybutor | Warner Bros |
Data premiery | 23 kwietnia 2010 |
Reżyseria | Martin Campbell |
Zdjęcia | Phil Meheux |
Scenariusz | William Monahan, Andrew Bovell |
Obsada | Mel Gibson, Ray Winstone, Danny Huston, Bojana Novakovic, Shawn Roberts, Jay O. Sanders, Damian Young, Caterina Scorsone, Gbenga Akinnagbe |
Muzyka | Howard Shore |
Rok produkcji | 2010 |
Kraj produkcji | USA, Wielka Brytania |
Czas trwania | 117 min |
WWW | Strona |
Gatunek | sensacja |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Detektyw Thomas Craven prowadzi śledztwo w sprawie brutalnego zabójstwa swojej córki, Emmy. Gdy zawodzi go system sprawiedliwości, wypowiada prywatną wojnę tym, którzy są odpowiedzialni za jej śmierć. Aby wydobyć na światło dzienne prawdę, jest gotów zniszczyć wszystkich, którzy staną mu na drodze. Rozpoczęte przez niego dochodzenie prowadzi przez labirynt korporacyjnych oszustw i rządowych kłamstw.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Utwory powiązane
Fajnie i klimatycznie, ale za szybko i za łatwo. Nie ma czasu na uwiarygodnienie postaci, nie ma miejsca na rozwinięcie wątków, ale jest jedno i drugie na boleśnie banalny finał. No i oby w następnej roli wróciło Gibsonowi poczucie humoru. Przydałby się nam z powrotem ten aktor.
Frazę „father-daughter relationship” mam tak głęboko wdrukowaną w emo, że pięćdziesiąty film o ojcu zrozpaczonym po stracie córki ma u mnie takie same fory jak pierwszy. Od twórców wymagam tylko, żeby niczego nie spieprzyli, pozwalając samograjowi należycie wybrzmieć. I to jest właśnie casus „Furii”, która w bonusie oferuje jeszcze podstarzałego, łysiejącego Mela Gibsona z autentyczną furią w oczach. Dla mnie bomba.
Jak na kino zemsty, „Furia” jest przegadana i rozwlekła, co najpewniej wynika z pospiesznej kondensacji służącego za podstawę brytyjskiego serialu. Nie powinno więc dziwić, że narracja przechodzi tu z konwencji w konwencję, ale już fakt, że robi to z gracją słonia wprawia w zakłopotanie. Tym bardziej, że Campbell, twórca m.in. dwóch najlepszych Bondów ostatniego dwudziestolecia („GoldenEye” i „Casino Royale”) wydaje się wprawnym rzemieślnikiem, któremu werwy nie brakuje. Ale „Furia”, dziwnie ociężała i niejednolita, tego nie potwierdza.
MW – Michał Walkiewicz [6]
Jak mawia mój wujo, „takie tam bzdety”. Serialowy rodowód zaszkodził temu obrazowi: za dużo w nim fabularnych dziur, za mało czasu na charakterystykę co bardziej niejednoznacznych postaci (patrz Darius grany przez Raya Winstone’a). Gibson sprawdza się dobrze, ale żeby od razu „wielki powrót”? Strzelaninka, konspira, zemsta na zimno – takie tam bzdety.
KW – Konrad Wągrowski [7]
„Furia” (swoją drogą, cóż za bezsensowny tytuł) cierpi na jedną chorobę – w zbyt dużym zakresie próbuje powielać fabułę serialu telewizyjnego, co odbywa się ze szkodą dla przejrzystości. Najlepiej wypadają sceny osobiste, rozważające relacje między ojcem i córką, odwołujące się do czasów dzieciństwa i budzące szczere emocje – szkoda, że dotyczą praktycznie tylko początku i końca filmu, resztę oddając złożonej intrydze politycznej. Kolejny element ewidentnie zapożyczony z serialu to złożoność bardzo ciekawej postaci granej przez Raya Winstone’a – i znów ten wątek wydaje się być nie do końca wykorzystany przez oczywistą skrótowość filmu. Ale, tak czy inaczej, pozostaje „Furia” solidnym thrillerem angażującym widza, rozgrywającym jakże aktualne antykorporacyjne tematy i będącym całkiem udanym powrotem do aktorstwa Mela Gibsona po 8 latach absencji.
Zawartość furii w tej filmowej „Furii” jest zdecydowanie zbyt niska. Gibson odkurzył swój aktorski arsenał, wykorzystany w wielu podobnych filmach i radzi sobie jak może. Gąszcz wątków przeraził scenarzystę, bo w pewnym momencie kilka z nich porzucił i zakończenie zanotował na kolanie.