Nie opuszczaj mnie
(Never Let Me Go)
Mark Romanek
‹Nie opuszczaj mnie›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Nie opuszczaj mnie |
Tytuł oryginalny | Never Let Me Go |
Dystrybutor | CinePix |
Data premiery | 4 marca 2011 |
Reżyseria | Mark Romanek |
Zdjęcia | Adam Kimmel |
Scenariusz | Alex Garland |
Obsada | Carey Mulligan, Keira Knightley, Andrew Garfield, Izzy Meikle-Small, Charlie Rowe, Ella Purnell, Charlotte Rampling, Sally Hawkins, Monica Dolan |
Muzyka | Rachel Portman |
Rok produkcji | 2010 |
Kraj produkcji | USA, Wielka Brytania |
Czas trwania | 103 min |
Gatunek | dramat, SF, thriller |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Historia trojga ludzi, którzy spędzili idylliczne dzieciństwo w angielskiej szkole z internatem. Jako młodzi ludzie muszą jednak zmierzyć się z twardą rzeczywistością i mrocznym sekretem z ich wspólnej przeszłości.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
Filmy

UL – Urszula Lipińska [8]
Nieprzypadkowo, pierwsza scena filmu Romanka odsyła do innej ekranizacji prozy Kazuo Ishiguro – „Okruchów dnia” Ivory’ego, w której lokaj grany przez Hopkinsa zachwalał swoje życie a reszta fabuły poważnie weryfikowała wiarygodność jego słów. Podobnie dzieje w „Nie opuszczaj mnie”, gdzie w bardzo wyrazisty sposób porusza się temat wpływu przeszłości na teraźniejszość, pewnego „ustawienia” życia z którego chyba niemożliwym jest się wyrwać kiedykolwiek do końca. Podoba mi się w tym filmie gra odwrotnościami i sprzecznościami. Oglądamy niby świat przyszłości a dziejący się w przeszłości, historię kobiety niby spełnionej zawodowo a tak naprawdę niepewnej swojego przeznaczenia, opowieść o jakiś klonach a w gruncie rzeczy love story itd. Wszystko ujęte w piękny stan emocjonalnego wystudzenia.
MO – Michał Oleszczyk [7]
Kiedy przeczytałem streszczenie, wywróciłem oczami – czy może być coś bardziej płytkiego, niż kolejna „metafora życia jako drogi ku śmierci”…? Ale film z minuty na minutę wygrał mój szacunek. Melancholia i spokój reżyserii, brak fajerwerków, całkowite wypranie z ironii – wszystko to zadziałało i dało efekt chwilami wręcz piorunujący.