Sherlock Holmes: Gra cieni
(Sherlock Holmes: A Game of Shadows)
Guy Ritchie
‹Sherlock Holmes: Gra cieni›

Opis dystrybutora
W drugiej części przygód legendarnego detektywa pojawia się jego największy przeciwnik, doktor Moriarty.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
PCz – Piotr Czerkawski [5]
Jeśli pierwsza część „Sherlocka Holmesa” stanowiła kunsztowne kino rozrywkowe, sequel przypomina wyłącznie kiepskiej jakości falsyfikat. „Gra cieni” to dziewiętnastowieczne „Kac Vegas”, w którym przedłużony wieczór kawalerski doktora Watsona przeradza się w misję ratowania świata. Tym razem jednak towarzysząca bohaterom nonszalancja wydaje się pozorna, uśmiechy są podszyte sztucznością, a dialogi zatraciły dawny błysk. Receptą na ewidentne słabości filmu pozostaje dla reżysera systematyczne przyspieszanie mknącej do przodu fabuły. Z tego galopu nie wynika jednak nic poza ewidentną zadyszką Guya Ritchiego.
„Grę cieni” można porównać do lokomotywy, która pędzi z takim impetem, że nikt z pasażerów nie jest w stanie zauważyć wypadających przez okno kartek ze scenariuszem jej podróży. Niestety, „Gra cieni”, choć pędzi podobnie szybko, lokomotywą nie jest, a wypadające przez okna kartki scenariusza wręcz biją po oczach. Co prawda Guy Ritchie potrafi sobie radzić nawet bez nich, wypełniając czas odpalanymi fajerwerkami. Mimo że są spektakularne, to zdecydowanie wolę, kiedy ogranicza efekciarstwo na rzecz logiki, (jak miało to miejsce w bardzo dobrej części pierwszej przygód duetu Holmes – Watson).