O północy w Paryżu
(Midnight in Paris)
Woody Allen
‹O północy w Paryżu›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | O północy w Paryżu |
Tytuł oryginalny | Midnight in Paris |
Dystrybutor | Kino Świat |
Data premiery | 26 sierpnia 2011 |
Reżyseria | Woody Allen |
Zdjęcia | Darius Khondji |
Scenariusz | Woody Allen |
Obsada | Rachel McAdams, Marion Cotillard, Owen Wilson, Martin Sheen, Alison Pill, Adrien Brody, Kathy Bates, Léa Seydoux, Tom Hiddleston, Kurt Fuller |
Rok produkcji | 2011 |
Kraj produkcji | USA |
WWW | Polska strona |
Gatunek | komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Pewna rodzina przybywa do stolicy Francji w sprawach biznesowych. Po czasie spędzonym w Paryżu jej członkowie uświadamiają sobie, że nie chcą by ich życie wyglądało tak jak dotychczas.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Książki – Wieści

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
BH – Błażej Hrapkowicz [8]
Woody łagodnieje na starość – w „Poznasz przystojnego bruneta” życzliwie obszedł się z mitomanami, którym iluzja ułatwia życie, a teraz roztacza romantyczną aurę i życzy szczęścia Owenowi Wilsonowi, który szuka spełnienia w pocztówkowym Paryżu. A ponieważ przy okazji lekko, uroczo i zabawnie rozprawia się z fałszywym nimbem nostalgii (przekonując jednocześnie, że przeszłość i fantazje kształtują nasze życie – grunt to mieć do nich dystans), jego bajka nie jest naiwna, lecz naprawdę mądra. Epizody z Bunuelem, Fitzgeraldami, Hemingwayem, Dalim (Brody!) i Stein (Bates!) – palce lizać.
UL – Urszula Lipińska [5]
Ach, ten Woody. Kolejny raz raczy nas scenariuszem napisanym na kolanie, zaczynającym się w tym samym punkcie, co pięć poprzednich filmów (od kryzysu w związku). Fajnie, że przeniósł bohatera w przeszłość, szkoda, że nie przeniósł tam samego siebie. Kiedyś kobiety Allena potrafiły odpalić ciętą ripostę, a faceci poczciwie miotali się w życiu, bo w pismach Nietschego nie znajdywali niczego rozwiązującego ich problemy. Kiedyś wszyscy oni byli inteligentni i wrażliwi. Teraz kobiety są bez wyjątku zołzami, a faceci lekkoduchami, bezmyślnie podążającymi za fantazją. Świat Allena niemoralnie się spłaszczył i wszystkie te dylematy mają dziś charakter błyskotki bez ciężaru. Niby, przy odrobinie dobrej woli można doszukiwać się w tym filmie tkwiącego w każdym poczucia, że nie pasujemy do otoczenia, kiedyś „to dopiero było”, wszyscy tęsknimy za przeszłością symbolizującą troskę o wartości dziś niedocenione itd. Odnoszę jednak wrażenie, że nostalgii nie ma tu za grosz, a prawdziwej podróży po sztuce lat dwudziestych – tyle co kot napłakał. Gdzie całe to bogactwo odniesień, do którego Allen otworzył sobie wrota takim a nie innym pomysłem na film? Gdzie więcej scen tak miodnych, jak ta, w której Owen Wilson podpowiada Buñuelowi fabułę „Anioła zagłady”? Od razu mam w głowie scenę bodajże ze „Wszystko gra”, w której bohater w jednej ręce trzymał „Zbrodnię i karę”, a w drugiej „Przewodnik po Dostojewskim”. Rzeczywistość wreszcie dogoniła fantazję w niechlubnym wyścigu i Allen pisząc scenariusz „O północy w Paryżu” zamiast zanurzyć się w lata dwudzieste, obłożyć się książkami i albumami, poczuć klimat, dotknąć czasów, po prostu odpalił stosowną notkę w Wikipedii.
MO – Michał Oleszczyk [8]
Najlepszy film Allena od czasu „Vicky Cristiny Barcelony”: utrzymana w duchu „Purpurowej róży z Kairu” opowieść o konfrontacji fantazji z rzeczywistością, tym razem wykorzystująca schemat podróży w czasie. Allen rozgrzesza własną melancholię, sugerując że nigdy, przenigdy – nawet w złotej erze modernizmu, do której podróżuje Owen Wilson – nie było tak naprawdę dobrze, a demon niespełnienia jest uniwersalny.
WO – Wojciech Orliński [6]
Srsly, co was tak bardzo zauroczyło? Kolekcja wyświechtanych stereotypów i żartów z przewidywalną puentą. Ja chyba za bardzo lubię Paryż – ten prawdziwy, wielokulturowy, z zakorkowanymi ulicami, zatłoczonym metrem i kelnerem, któremu trzeba podstawić nogę, żeby cię w ogóle łaskawie raczył zauważyć. Film o Paryżu, w którym nikt nie walczy o stolik w restauracji, nikt nie jedzie metrem i wszyscy dookoła głównego bohatera są biali (z wyjątkiem szczątkowej fantazji o Josephine Baker), po prostu do mnie nie przemawia.
„O północy w Paryżu” jest jak pocztówka z wakacji, która poza malowniczym zdjęciem zawiera też inteligentny cytat, którym raczymy przez kolejny rok swoich znajomych. Tu rolę zdjęcia odgrywają wspaniałe plenery Paryża – i tego ówczesnego, i tego sprzed stu lat. Chwytliwym cytatem jest zaś – co tu dużo mówić – banalny wywód Allena, który przypomina, że najłatwiej żyje się wyidealizowaną przeszłością. W wypadku twórczości nowojorczyka zdecydowanie wolę żyć jego filmami z przeszłości, niż tymi aktualnymi, ale śmietanka, jaką spotkałem o północy w Paryżu, spowodowała, że tym razem dałem się uwieść współczesności.