Chciwość
(Margin Call)
J.C. Chandor
‹Chciwość›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Chciwość |
Tytuł oryginalny | Margin Call |
Dystrybutor | Monolith |
Data premiery | 25 grudnia 2011 |
Reżyseria | J.C. Chandor |
Zdjęcia | Frank G. DeMarco |
Scenariusz | J.C. Chandor |
Obsada | Kevin Spacey, Paul Bettany, Jeremy Irons, Zachary Quinto, Penn Badgley, Simon Baker, Mary McDonnell, Demi Moore, Stanley Tucci |
Muzyka | Nathan Larson |
Rok produkcji | 2011 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 107 min |
Gatunek | dramat, thriller |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Wall Street, Nowy Jork – czas międzynarodowego kryzysu finansowego z 2008 roku. Pewien duży bank inwestycyjny stoi w obliczu bankructwa. Młody analityk, Peter Sullivan, odkrywa rażące błędy w księgach firmy. Niemal natychmiast zwołane zostaje zebranie kierownictwa, które ma nadzieję uratować bank przed upadkiem.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
Filmy

BH – Błażej Hrapkowicz [8]
Tragedia ze status quo zamiast przełomu, kapitalny ekonomiczny thriller, studium współczesnego kapitalizmu. Tetryk Michał ma rację tylko połowicznie – owszem, Chandor jest oburzony, ale nie z powodu osobistych przywar bohaterów, tylko systemu, który promuje i wynagradza skrajny egoizm, konsumpcjonizm, arogancję i pogardę wobec innych. To film z tezą, ale niestety dobrze udokumentowaną i – co ważniejsze – rewelacyjnie rozpisaną na precyzyjną, trójdzielną opowieść. A libertarianie nigdy nie są tak zainteresowani moralnością, jak wówczas, kiedy muszą się zmierzyć z inteligentną krytyką kapitalizmu.
MO – Michał Oleszczyk [6]
Dobry film zaangażowany, z rewelacyjnym zespołem aktorskim i przesłaniem wypisanym na sztandarach, jak miały to w zwyczaju socjalistyczne sztuki pisane w latach trzydziestych przez Clifforda Odetsa i jego kolegów. Moralne oburzenie budzi się w nas w dokładnie wyliczonych przez reżysera momentach – między innymi wówczas, kiedy obleśny Paul Bettany mówi, że wydał kilkanaście tysięcy dolarów na dziwki. Nigdy kino lewicowe nie jest równie pruderyjne, jak wówczas, kiedy chłoszcze zepsutych plutokratów!
WO – Wojciech Orliński [9]
Prezes banku, w lakonicznym ujęciu, to człowiek, który bierze skandalicznie dużą pensję za granie pieniędzmi podatników w ruletkę. Co wygra, to jego. Co przegra, to nasze. Zawsze to powtarzam, a mam już swoje lata, więc moje „zawsze” sięga nawet czasów sprzed guglalnej przeszłości. Cóż: cieszą mnie filmy, które tak fajnie potrafią to pokazać (ale szkoda, że nie robiono ich, na przykład, w 2005).
KW – Konrad Wągrowski [8]
Po raz pierwszy od dawna nie mogłem spać po thrillerze. I to thrillerze, który w gruncie rzeczy był dramatem. Wynika to niekoniecznie z tematyki „Margin Call”, co raczej specyficznego nastroju, przypominającego mi… „The Day After”. Krótko mówiąc: wiemy, że spieprzyliśmy sprawę na całej linii, wiemy, że wysłanie rakiet (czyli wyprzedaż aktywów) to tylko próba ukrycia własnej niekompetencji, ale wiemy też od razu, że te rakiety spowodują dramat, który zniszczy nasz świat i nasze życia. Długo by mówić o różnych aspektach tego filmu, ważne że to najlepsza fabularna wersja opowieści o kryzysie finansowym, pokazująca Stone’owi, jak należało to nakręcić.
Zgadzam się z Konradem – Oliver Stone mógłby się od J. C. Chandora uczyć. Jego debiut reżyserski pokazuje przeddzień wybuchu giełdowej paniki na Wall Street. Bohaterowie – pracownicy jednego z banków inwestycyjnych – dowiadują się o krachu, jaki lada chwila czeka rynek. Ale nie w głowie im ratowanie świata. Nikt nie wezwie Mission Impossible Forces, nikt nie przywdzieje kostiumu z literką S. Każdy będzie próbował uratować co najwyżej siebie. Jako że ratunek własnej skóry jest możliwy tylko poprzez ocalenie korporacji, rozpocznie się wdrażanie procedur antykryzysowych. Procedur, które od pracowników wymagają sprzedaży felernego towaru zaprzyjaźnionym kontrahentom, wspólnikom, a nawet własnym matkom. Takie działanie tylko przyspiesza wybuch kryzysowej bomby, ale eksplozja przynosi zainteresowanym mniejsze straty. Jedna rzecz nie zostanie przez nią nawet draśnięta – moralność, której bohaterowie „Chciwości” są zupełnie wyzbyci.
Czyli to takie "Inside Job", tylko że bardziej?