Mój tydzień z Marilyn
(My Week with Marilyn)
Simon Curtis
‹Mój tydzień z Marilyn›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Mój tydzień z Marilyn |
Tytuł oryginalny | My Week with Marilyn |
Dystrybutor | Forum Film |
Data premiery | 3 lutego 2012 |
Reżyseria | Simon Curtis |
Zdjęcia | Ben Smithard |
Scenariusz | Adrian Hodges |
Obsada | Michelle Williams, Eddie Redmayne, Julia Ormond, Kenneth Branagh, Pip Torrens, Emma Watson, Geraldine Somerville, Michael Kitchen, Miranda Raison |
Muzyka | Conrad Pope |
Rok produkcji | 2011 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 99 min |
Gatunek | dramat, romans |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
„Marilyn, czy to prawda, że w łóżku nie masz na sobie nic poza perfumami?” – tym pytaniem angielscy dziennikarze witają Marilyn Monroe na lotnisku, gdy gwiazda po raz pierwszy odwiedza Europę. Ekscytacja udziela się zresztą nie tylko mężczyznom, bo Monroe latem 1956 roku jest bez wątpienia najsłynniejszą kobietą na świecie. Ikona seksu i blichtru Hollywood przyjeżdża do Londynu, aby wystąpić w filmie u boku Laurence’a Oliviera. Towarzyszy jej świeżo poślubiony mąż, dramaturg Arthur Miller, który jednak szybko wyjeżdża. Podczas pobytu na Starym Kontynencie, gwiazdą zajmuje się młody asystent reżysera Colin, który spędzi z nią niezwykły tydzień, za który większość oddałaby całe życie. Nie wszystko, co się w tym czasie wydarzy, zapisze się w historii, ale z pewnością pozostanie w sercach dwójki ludzi.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Filmy – DVD i Blu-Ray

Utwory powiązane
Filmy

PCz – Piotr Czerkawski [7]
Film Simona Curtisa to oczywiście wydmuszka ozdobiona znakomitymi rolami Michelle Williams i Kennetha Branagha. Przede wszystkim jednak broni się ze względu na sportretowany jakby mimochodem odwieczny wysiłek jednostki, by zrozumieć i okiełznać mit.
MO – Michał Oleszczyk [5]
Znakomita Michelle Williams nie duplikuje Marilyn – co groziłoby fatalnym spiętrzeniem karykatur, jako że sama Monroe duplikowała swój sztuczny wizerunek – ale tworzy autentyczną postać neurotycznego, delikatnego dziecka, dla którego kobiecość była tylko przebraniem. Film jest okropnie uproszczony i wyreżyserowany z użyciem tępej łopaty, ale kreacja Williams jakimś cudem wznosi się ponad całe to wyrobnictwo. Naprawdę warto.
Zabierzcie dziadków do kin! Boska Marilyn znów tańczy i śpiewa. Jeśli oceniać film tylko pod kątem ruchów i śpiewu tytułowej bohaterki, to Michelle Williams w niczym nie ustępuję ikonie, w którą się wcieliła. Niestety, reszta to już tani melodramat. Te powstałe w „srebrnych czasach Hollywoodu”, w których grała oryginalna Marilyn, były o wiele ciekawsze.