Jeździec wielorybów
(Whale Rider)
Niki Caro
‹Jeździec wielorybów›
Opis dystrybutora
Opowieść o młodej Maorysce, która stara się odnaleźć swoje miejsce w plemieniu zdominowanym przez mężczyzn.
Utwory powiązane
Filmy

W rękach mniej zdolnego i mniej inteligentnego reżysera ta opowieść mogłaby być tylko kolejnym płytkim i tendencyjnym feministycznym manifestem, ale Caro wykazała się tu rzadko spotykanym wyczuciem – głosi liberalne prawdy o konieczności zmian i przełamywaniu barier, zachowując jednocześnie ogromny szacunek do tradycji, starych zasad, wierzeń i ceremoniałów. Dyskretna krytyka zamiast potępiania w czambuł, przepiękne pejzaże, rewelacyjne aktorstwo – prócz kilku chwil zastoju w środkowej części, to film urzekający jak mało który w tym roku.
KS – Kamila Sławińska [10]
Odpowiedzialni za wołające o pomstę do nieba „zapółkowanie” tego fenomenalnego filmu na trzy lata powinni zostać dożywotnio odsunięci od dystrybuowania czegokolwiek, a filmów w szczególności – ale i tak dobrze, że się w końcu doczekaliśmy. To film niezwykły: chick-filck, na którym chłopy jak dęby połykają najszczersze łzy, a uległe kobiety doznają życiowych iluminacji. Bo jest od czego: historia – rzecz o ambicji i tradycji, o przywództwie i determinacji w dążeniu do pozornie nieosiągalnego celu - jest prosta, magiczna i inspirująca. Aktorzy (ze szczególnym uwzględnieniem słusznie nominowanej za tę role do Oscara Keishy Castle-Hughes, powalającej naturalnością i emocjonalna siłą wykreowanej przez siebie postaci) - fenomenalni, a zdjęcia i muzyka po prostu przepiękne. Szkoda strzępić język: marsz do kina!
Ładne uzupełnienie „Władcy Pierścieni” w dziedzinie odkrywania turystycznych bogactw Nowej Zelandii. Do świata Orków nie udało się jednak przemycić przecudnej kultury Maorysów, która gra tutaj pierwsze skrzypce. I niech Topol męczy się na wszystkich dachach świata, to i tak piękniejszej melodii nie wymyśli. Powitania, tańce, śpiewy, tradycje plemienne, wierzenia – wszystko to pochłaniałem z ciekawością. Ale tylko to. Niestety, podobnie pochłaniam większość filmów przyrodniczych. W dużym stopniu „Whale Rider” jest taką zakamuflowaną produkcją z pieczątką Discovery Channel. No prawie, bo o skorupiakach nie myślę już na drugi dzień, a magiczną scenę z wielorybami zapamiętam na całe życie.
KW – Konrad Wągrowski [7]
W swej części fabularnej ta ładna bajka jest prosta i bardzo przewidywalna. Co więc wynosi ją ponad przeciętność? Trzy rzeczy - poetycka realizacja, egzotyczny maoryjski folklor i oczywiście Keshia Castle-Hughes niesamowicie naturalna w swej roli, budząca w widzu natychmiastową sympatię.