Niezniszczalny
(Unbreakable)
M. Night Shyamalan
‹Niezniszczalny›

Opis dystrybutora
Bohater filmu jako jedyny uchodzi z życiem z katastrofy kolejowej, w której ginie wiele osób. Postanawia wyjaśnić przyczyny swego niezwykłego ocalenia.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Wywiady

Utwory powiązane
Rewelacyjny, niedoceniony film. Genialny w swej prostocie pomysł, by opowiedzieć o superbohaterze, który przez lata wypiera z siebie fakt posiadania supermocy i w końcu – wbrew oczekiwaniom zarówno innych postaci dramatu, jak i widzów – świadomie je odrzuca. „Niezniszczalnego” można odbierać na wielu płaszczyznach. Na najprostszej to oczywiście pierwszorzędny komiksowy thriller z niespieszną akcją, ale mistrzowsko stopniowanym napięciem, jak to u Shyamalana. Warto jednak podrążyć w nim trochę głębiej – wtedy dostarcza świetnego materiału pod refleksję, pod dyskusję. Na poważnie i z przymrużeniem oka. Co bym zrobił, kiedy dopiero w wieku czterdziestu paru lat odkryłbym, że mam supermoc? Na czym polega prawdziwe bohaterstwo? Jaka ksywa najlepiej pasowałaby do Dunna, gdyby się jednak zdecydował zostać superbohaterem? Ja szczególnie lubię dopisywać sobie do tej historii ciągi dalsze. Na przykład taki – Bruce Willis po roli w „Niezniszczalnym” przewartościowuje swoje życie. Dochodzi do wniosku, że mimo sławy i bogactwa jest niezbyt szczęśliwy. Dzięki zaawansowanej technologii cofa się w czasie do momentu, kiedy po pierwszej „Szklanej pułapce” zyskał status supergwiazdora. I co teraz robi? Zaszywa się w jakimś cichym kątku i konsekwentnie odrzuca wszystkie scenariusze. Wkrótce świat o nim zapomina, ale on zyskuje prawdziwe szczęście. Tymczasem Mel Gibson staje się etatowym aktorem Shyamalana, przyjmując role w „Szóstym zmyśle” i „Niezniszczalnym”…
Przy swoim drugim dużym filmie Shyamalan stał się ofiarą własnej błyskotliwości. Po „Szóstym zmyśle” oczekiwano, że reżyser/scenarzysta kolejny raz zaskoczy wszystkich szaleńczym twistem w fabule i może dlatego „Niezniszczalny” mocno rozczarował widownię, tak rozochoconą przewrotnym ghost story z Willisem (potem zresztą Shyamalan próbował na siłę wymyślać przewrotne rozwiązania fabularne, co zakończyło się spektakularną wpadką w „Osadzie”). Lubię ten film. Za mroczny klimat, za Bruce’a Willisa, za unikanie taniego efekciarstwa i za próbę potraktowania zagadnienia superbohaterstwa śmiertelnie serio, co tak twórczo rozwinęli później autorzy serialu „Herosi”. Ze wszystkich filmów Shyamalana akurat do tego wróciłbym najchętniej (zresztą po napisaniu tej notki postanowiłem nadrobić zaległość i uzupełnić swoją DVD-tekę o „Niezniszczalnego”).
KS – Kamila Sławińska [8]
Po latach stwierdzam, że to mój ulubiony z filmów Shyamalana. A przynajmniej wróciłabym do niego chętniej niż do debiutanckiego „Szóstego zmysłu”, który – mimo piorunującego wrażenia po pierwszym seansie – okazuje się jednak filmem jednorazowego użytku, niewiele oferującym widzowi za następnym razem. „Niezniszczalny” nie tylko zaskakuje fabułą, choć bez dwóch zdań jego twórca jest mistrzem filmowej opowieści; skłania też do rozmyślań natury filozoficznej, a przynajmniej do refleksji nad nieśmiertelnością mitów i nad tym, jak historie stare jak ludzkość odżywają w naszej, kształtowanej przez mass media rzeczywistości. Nie mówiąc już o tym, że zdjęcia Serry przepiękne, a Willis i Jackson w głównych rolach znakomici.
Chyba nikt się nie spodziewał, że Shyamalan po „Szóstym zmyśle” zrealizuje taki film. Pokazuje tu po raz kolejny iluzję, która organizuje życie głównego bohatera, ale czyni to nie ezoterycznie, tylko ironicznie. Świetnie uwypuklony jest tu superbohaterski mit, który podrósł dzięki komiksom, będący przekleństwem, ale i ratunkiem dla Amerykanów. Shyamalan pyta za klasykiem polskiego hip-hopu: czy to jest w nas, że musimy spaść nisko? By zaraz znów odpowiedzieć za rzeczonym klasykiem – Sokołem: możemy wszystko. Choć czasami możemy być manipulowani.
MW – Michał Walkiewicz [8]
Mimo podziwu dla „Szóstego zmysłu” i szczerej sympatii dla „Znaków”, „Niezniszczalny” wydaje mi się najdojrzalszym filmem Shyamalana. Reżyser umieszcza w swoim dziele szereg niespotykanych we współczesnym kinie rozrywkowym paradoksów: niby antykomiks superbohaterski, a powtarza znajdującą się u źródeł podobnego komiksu klarowną dychotomię dobra i zła. Niby rzecz jest o fabułach obrazkowych, a chodzi tak naprawdę o całą kulturę amerykańską, która z jednej strony niesie realne zagrożenie dla wyautowanej młodzieży, a z drugiej rozwija mitologię afirmatywną. Mocna rzecz.
KW – Konrad Wągrowski [9]
Patrząc z perspektywy, jest to chyba najdojrzalszy i najlepszy film Shyamalana. Nie tak zaskakujący, poruszający i emocjonalnie silny jak „Szósty zmysł”, nie tak trzymający w napięciu jak „Znaki”, nie tak wizualnie wysmakowany jak „Osada”, ale najbardziej spójny, inteligentny, perfekcyjnie – a przede wszystkim z inwencją! – wykorzystujący mit komiksowego Superbohatera. Bez wątpienia ogromne popkulturowe wydarzenie nie tylko roku 2001 – komiksowy film, nie będący ekranizacją komiksu, bez efektów specjalnych, o wolnym tempie, zmuszający do myślenia. Duża odwaga ze strony Shyamalana.