Farbowany detektyw #1
Brian Azzarello, Eduardo Risso
‹Farbowany detektyw #1›

Opis wydawcy
Z teczką sprawa, to nie zabawa. Teczkę już masz, ale nie twarz.
Prywatny detektyw, Milo Garret, zwykle wywołuje bójki i je wygrywa. A jednak przegrał starcie z szybą samochodową. Po założeniu kilku szwów, niejaki Agent Graves przynosi mu coś, co go postawi na nogi: 100 nienamierzalnych naboi i pistolet oraz dowody świadczące o spreparowaniu wypadku samochodowego. Był to zgrabny pakunek, zbyt zgrabny dla Milo. Może i ma rozwalony nos, ale i tak wyczuje, że coś tu śmierdzi. I im dłużej węszy, tym smród jest wyraźniejszy.
Ale nawet tak dobry detektyw jak Milo nie potrafi sobie wyobrazić do jak dużego rynsztoka wlazł - lub jak bliski jest jego upadek.
Utwory powiązane
Zbójcerze o komiksie [8.25]
Nie ma co owijać w bawełnę i należy przyznać, że to dobry komiks. Według mnie jeden z lepszych w serii, ba, być może nawet będzie on najlepszy, jeśli tylko kolejne zeszyty nie zawiodą. Jedynka pozwala mieć nadzieję, że tak się nie stanie. Autorzy postawili wyraźnie na odświeżenie cyklu i wpadli na pasujący jak ulał do konwencji pomysł - wprowadzenie nieśmiertelnego bohatera czarnego kryminału. Mowa o prywatnym detektywie, który wypisz-wymaluj nasuwa skojarzenia z Marlowe'em Chandlera. Równie skory do bijatyki, równie nieobliczalny, równie pyskaty, równie przegrany. Historia rozwija się, jak należy, a końcówka zapowiada równie ciekawą kontynuację. Cóż, poczekam cierpliwie.
Bardzo dobry albumik, choć drogi. Pojawia się nowy bohater, taki detektyw obcyjący z brudem życia i mający szaleństwo w oczach. Cos tam znowu jest dopowiedziane o minute menach. Intrygujące, czekam więc na ciąg dalszy.
Zaletą serii "100 naboi" jest to, że pomimo rozgrywanego w tle wątku przewodniego z agentem Gravesem i czarną walizką w rolach głównych, każdą historię można traktować jako odrębną całość. Nie inaczej jest z "Farbowanym detektywem część 1". Warto sięgnąć po ten komiks chociażby dla samego dalogu Milo Garreta z Monroe Tannenbaumem w "Puss n'Boots". Dosadna rozmowa pełna wieloznacznych niedomówień i aluzji, wyrażająca bez zbędnych słów sedno sprawy. Dobrej sensacji nigdy dość. Wyśmienite.
Azzarello i Risso to "czarodzieje postmodernizmu", każdą częścią "100 naboi" udowadniają, ze można coś jeszcze dopowiedzieć do ogranych schematów fabularnych i dorysować do cudzych pomysłów graficznych i robią to na tyle umiejętnie, że nie popadają w plagiat.
A "Farbowany detektyw"?
No cóż, jeśli cała seria jest dobra, to ten epizod jest jednym z jej najbardziej błyskotliwych momentów.