Spodziewalibyście się tak doskonałego opartego na faktach miniserialu dramatycznego po scenarzyście „Strasznych filmów” i „Kac Vegas”? Albo po byłym hiphopowcu ze Szwecji, którego największym osiągnięciem reżyserskim były dotąd teledyski do dwóch piosenek z ostatniego albumu Davida Bowiego? Nie zmienia to faktu, że „Czarnobyl” to ponad pięciogodzinna porcja doskonałego kina.
Memento mori
[Craig Mazin „Czarnobyl” - recenzja]
Spodziewalibyście się tak doskonałego opartego na faktach miniserialu dramatycznego po scenarzyście „Strasznych filmów” i „Kac Vegas”? Albo po byłym hiphopowcu ze Szwecji, którego największym osiągnięciem reżyserskim były dotąd teledyski do dwóch piosenek z ostatniego albumu Davida Bowiego? Nie zmienia to faktu, że „Czarnobyl” to ponad pięciogodzinna porcja doskonałego kina.
Craig Mazin
‹Czarnobyl›
EKSTRAKT: | 90% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Czarnobyl |
Tytuł oryginalny | Chernobyl |
Dystrybutor | Galapagos |
Data premiery | 27 listopada 2019 |
Twórca | Craig Mazin |
Reżyseria | Johan Renck |
Zdjęcia | Jakob Ihre |
Scenariusz | Craig Mazin |
Obsada | Nina Gold, Robert Sterne, Stellan Skarsgård, Adam Nagaitis, Emily Watson, Paul Ritter, Robert Emms, Sam Troughton |
Muzyka | Hildur Guðnadóttir |
Rok produkcji | 2019 |
Kraj produkcji | USA, Wielka Brytania |
Liczba odcinków | 5 |
Gatunek | dramat, historyczny, thriller |
EAN | 7321930352704 |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Odcinki | |
Sezon 1 | |
1) 1:23:45 | 60 min |
2) Uprasza się o zachowanie spokoju | 65 min |
3) Otwórz się szeroko, ziemio | 65 min |
4) Szczęście całej ludzkości | 67 min |
5) Wieczna pamięć | 72 min |
Prace nad „Czarnobylem” amerykański scenarzysta Craig Mazin rozpoczął w 2014 roku. Trzy lata później reżyserię filmu powierzono szwedzkiemu reżyserowi – debiutującemu w fabule – Johanowi Renckowi. Światowa premiera pierwszego (z pięciu) odcinka miała natomiast miejsce 6 maja 2019 roku – nieco ponad trzydzieści trzy lata po wydarzeniach, które nieomal doprowadziły do największej katastrofy nuklearnej na kontynencie europejskim. Oczywiście filmy fabularne poświęcone tej tragedii powstawały już wcześniej (jak chociażby „
W sobotę” Aleksandra Mindadzego czy „Znieważona ziemia” Michale Boganim), ale żaden z nich nie miał aż tak dużego budżetu. Poza tym autorzy wcześniejszych dzieł nie postawili sobie za podstawowy cel przedstawienia przyczyn katastrofy, skupiając się głównie na skutkach awarii. W miniserialu Rencka mamy pełen obraz wydarzeń, choć niekoniecznie w chronologicznym ujęcie: przyczyny, przebieg i skutki.
Czarnobylska Elektrownia Jądrowa od prawie dwóch dekad jest już wyłączona z użytkowania; trzy lata temu zakończono budowę nowego sarkofagu, który skrył uszkodzony reaktor numer 4. Nie było więc możliwości, aby tam kręcić zdjęcia. Pomijając oczywiście fakt, że byłoby to niebezpieczne dla ekipy filmowej z uwagi na wciąż utrzymujące się skażenie w okolicach Prypeci i Czarnobyla. Skorzystano więc z „gościny” Litwinów: zamiast elektrowni czarnobylskiej na ekranie widzimy tę w Ignalinie (zamkniętą przed dekadą), zamiast miasta Prypeć – budowaną w drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku, a więc jeszcze w czasach radzieckich, wileńską dzielnicę Fabianiszki (Fabijoniškės). Resztę zrobili scenografowie i specjaliści od efektów – w każdym razie widz ani przez moment nie ma prawa wątpić w pokazaną na ekranie iluzję. Prawdopodobnie jedyne, czego zabrakło, to widoku Kremla. Istotnego o tyle, że parokrotnie – przy okazji posiedzeń Biura Politycznego KPZR – akcja przenosi się do Moskwy.
Na szczęście pokazano sekretarza generalnego partii Michaiła Gorbaczowa i dołożono wszelkich starań, aby wcielający się w niego Szwed
David Dencik przypominał go fizycznie. Film Rencka i Mazina jest – jeśli wierzyć literaturze poświęconej katastrofie w Czarnobylu, a nie ma najmniejszego powodu, aby było inaczej – bardzo wierną rekonstrukcją zdarzeń. Pojawiają się w nim prawdziwe postaci, a te, które nie mają swych odpowiedników w rzeczywistości – jak na przykład Uljana Chomiuk, fizyk jądrowy z białoruskiego Mińska (w tej roli Brytyjka Emily Watson) – powstały z połączenia kilku (bądź kilkunastu) bohaterów. Na plan pierwszy wysuwają się jednak dwie inne osoby: Boris Szczerbina (którego gra Szwed
Stellan Skarsgård) – ówczesny zastępca przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR (czyli wicepremier), powołany na szefa komisji rządowej w sprawie likwidacji skutków katastrofy, oraz profesor Walerij Legasow (Brytyjczyk Jared Harris) – zastępca dyrektora moskiewskiego Instytutu Energii Atomowej imienia Igora Kurczatowa, którego zadaniem było znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego eksplodował reaktor.
Pierwszy był typowym sowieckim aparatczykiem partyjnym, drugi – wierzącym w komunizm naukowcem, który marzył o tym, aby w końcu zająć stołek swego szefa, wiekowego Anatolija Aleksandrowa. Przekorna Fortuna sprawiła, że powierzono im nadzwyczaj ważne, lecz zarazem niewdzięczne zadanie. Wywiązali się z niego najlepiej, jak potrafili, ale jednocześnie narazili się systemowi, któremu dotąd wiernie służyli. W „Czarnobylu” to właśnie oni są – obok Chomiuk – najważniejszymi pozytywnymi bohaterami. Po drugiej stronie barykady twórcy miniserialu stawiają szefów elektrowni: dyrektora Wiktora Briuchanowa (rola Cona O’Neilla), głównego inżyniera Nikołaja Fomina (
Adrian Rawlins) oraz jego zastępcy, Anatolija Diatłowa (Paul Ritter), odpowiedzialnego za przeprowadzenie kompletnie nieudanego (i tak naprawdę spóźnionego o trzy lata) testu bezpieczeństwa. Zwłaszcza ten ostatni przedstawiony jest w bardzo negatywnym świetle, co wydaje się chyba najpoważniejszym przekłamaniem filmu.
Owszem, Diatłow był wyniosły i apodyktyczny, potrafił zrugać podwładnych niewybrednymi epitetami, ale jednocześnie był doskonałym fachowcem, całkowicie oddanym swojej pracy, który – o tym Mazin i Renck nie mówią – przeżył już wcześniej silne napromienienie, żył więc w pewnym stopniu „na kredyt”. W „Czarnobylu” widzimy tylko to pierwsze oblicze – człowieka podporządkowującego wszystko swoim celom i karierze, gotowego w tym celu narazić życie i zdrowie innych. Dopiero w ostatnim odcinku wina zostaje przynajmniej częściowo zdjęta z ramion Diatłowa, Fomina i Briuchanowa oraz przerzucona na… panujący w Związku Radzieckim system zarządzania energetyką jądrową, który utajniał wszystko i niemal przed każdym. System ten nie potrafił uczyć się na własnych błędach; nawet mając odpowiednią wiedzę na temat wad reaktorów typu RBMK-1000 (w Czarnobylu były takie cztery, a dwa kolejne już planowano dobudować), nie przestrzegano przed nimi innych (choćby po awarii, jaka miała miejsce w połowie lat 70. w Leningradzie).
Akcja filmu zaczyna się w noc katastrofy; pierwszy odcinek praktycznie w całości poświęcony jest temu, co działo się 26 kwietnia 1986 roku, włącznie z pierwszymi, skazanymi na niepowodzenie, próbami poradzenia sobie z jej skutkami. W dwóch kolejnych obserwujemy to, co działo się w Czarnobylu i Prypeci w kolejnych dniach, kiedy wysłani z Moskwy Szczerbina i Legasow zdają sobie sprawę z tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Czwarta osłona miniserialu przybliża nas do poznania przyczyn tragicznej awarii, w piątej – poznajemy je w formie retrospekcji, do których punktem wyjścia jest proces kierownictwa elektrowni. Renck i Mazin pokazali wszystko, co najistotniejsze, skupiając się na bezprzykładnym bohaterstwie tysięcy tak zwanych „likwidatorów”: począwszy od strażaków starających się w pierwszych godzinach po wybuchu ugasić płonący reaktor, poprzez górników drążących tunel, aby od spodu schłodzić go ciekłym azotem, aż po „bioroboty”, czyli żołnierzy, którzy usuwali z dachu hali turbin napromieniowany grafit z uszkodzonego reaktora.
Nie brakuje w „Czarnobylu” scen chwytających za serce. Nie sposób przecież nie wzruszyć się losem strażaka Wasilija Ignatienki (
Adam Nagaitis) i jego żony Ludmiły (
Jessie Buckley). Nie sposób nie zakląć pod nosem, obserwując bezradność Legasowa czy Chomiuk w starciu z komunistycznym systemem, który znacznie bardziej ceni swoje tajemnice niż życie „ludzi radzieckich”. Nie sposób nie współczuć młodym naukowcom pracującym w elektrowni, którzy w noc katastrofy zostają zmuszeni przez przełożonego do wykonania zadania przekraczającego ich kompetencje i możliwości – vide Leonid Toptunow (Robert Emms) czy Aleksandr Akimow (Sam Toughton) – i płacą za to wysoką cenę. Nastrój osaczenia i beznadziei idealnie podkreśla ścieżka dźwiękowa, której autorką jest islandzka kompozytorka (i wiolonczelistka) Hildur Guðnadóttir, która równie dobrze poradziła sobie z muzyką do „Jokera”. W dużym stopniu także dzięki niej „Czarnobyl” jest dziełem tak przejmującym i na długo – oj! bardzo długo – pozostającym w pamięci.

"nieco ponad dwadzieścia trzy lata "
Trzydzieści trzy.