Kto nakręcił pierwszego kinowego „Batmana”? Tim Burton w 1988 r.? Bzzzzt… Wrong! Pierwszy kinowy „Batman” powstał w roku 1966, a jego reżyserem był Leslie H. Martinson. Oglądanie tego filmu po 42 latach od premiery jest bardzo ciekawym doświadczeniem.
Konrad Wągrowski
Mroczny Rycerz: Bywają takie dni, że po prostu nie możesz pozbyć się bomby!
[Leslie H. Martinson „Batman” - recenzja]
Kto nakręcił pierwszego kinowego „Batmana”? Tim Burton w 1988 r.? Bzzzzt… Wrong! Pierwszy kinowy „Batman” powstał w roku 1966, a jego reżyserem był Leslie H. Martinson. Oglądanie tego filmu po 42 latach od premiery jest bardzo ciekawym doświadczeniem.
Leslie H. Martinson
‹Batman›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Batman |
Reżyseria | Leslie H. Martinson |
Zdjęcia | Howard Schwartz |
Scenariusz | Lorenzo Semple Jr. |
Obsada | Adam West, Burt Ward, Lee Meriwether, Cesar Romero, Burgess Meredith, Frank Gorshin, Alan Napier, Neil Hamilton, Reginald Denny, Madge Blake |
Muzyka | Nelson Riddle |
Rok produkcji | 1966 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 105 min |
Gatunek | akcja, familijny, komedia, przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Każdy, komu filmy o Człowieku-Nietoperzu kojarzą się z mrocznymi wizjami Burtona czy Nolana, musi przeżyć szok. Ci widzowie, którym bardziej w pamięć zapadły kolorowe i kiczowate scenografie filmów Schumachera, z pewnością łatwiej zaakceptują estetykę „Batmana” z roku 1966 – choć i tak powinni być zaskoczeni.
„Batman” (czasem zwany „Batman: The Movie”) to pełnometrażowa wersja serialu z lat 60., o którym w swych esejach na łamach „Esensji” pisali
Łukasz Kustrzyński i
Przemysław Pieniążek. Była to produkcja, w której nie pojawiał się żaden Mroczny Rycerz, a nawet trudno powiedzieć, by pojawiał się mrok w jakiejkolwiek postaci. Kierowane do młodego widza kolorowe, wesołe przygody Batmana (Adam West) i Robina (Burt Ward), którzy w komediowej formie pokonywali groteskowych złoczyńców, były esencją kiczu. Film, powstały między pierwszym i drugim sezonem serialu (początkowo miał być pilotem), ma nieco większy budżet, pozwalający na wykorzystanie szerszej rzeszy batmańskich gadżetów (np. wielu ujęć BatŁodzi i BatKoptera), ale w poetyce pozostaje taki sam. Trudno się dziwić – jego głównym celem było spopularyzowanie batmańskiego serialu poza granicami Stanów Zjednoczonych.
Film jest przede wszystkim reklamą serialu – stąd obecność w nim całej gamy gadżetów i pojazdów Batmana, wszystkich głównych bohaterów i złoczyńców w serialowej obsadzie (poza Kocicą, tym razem graną przez inną aktorkę) i wprowadzenie głównych motywów serialu (wraz z budzącym homoerotyczne skojarzenia słynnym „BatClimb” – scenami, w których Batman i Robin wspinają się po ścianie budynku
1)). Sama fabuła jest nieskomplikowana: czworo największych złoczyńców (obecnie tymczasowo na wolności), czyli Pingwin, Joker, Riddler i Catwoman, zaczyna wdrażać plan podboju świata, zakładający porwanie całej Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych (tu nazywanej Organizacją Zjednoczonego Świata). Dlaczego to ma być aż tak straszliwe dla świata – nie wiadomo. W tym celu chcą wykorzystać nowy wynalazek – dehydrator, który pozwala na zamienienie każdego człowieka w garść kolorowego proszku; aby mógł odzyskać swą postać, wystarczy… dodać wody. Przeszkodzić im w tym może jedynie „dynamiczna dwójka”, czyli Batman i Robin. Większość filmu obejmują podstępy i fortele, jakie adwersarze stosują wobec siebie.

Nowatorska technika wędkarska.
Już pierwsza scena dobrze ukazuje, z jaką poetyką mamy do czynienia. Batman, podwieszony pod helikopterem, próbuje dotrzeć do tajemniczego jachtu. Nieostrożnie zanurzony w wodzie przez pilotującego pojazd Robina, wynurza się… z rekinem uczepionym u nogi. To rekin-pułapka, tresowany przez Pingwina i nafaszerowany materiałami wybuchowymi (tak, wiem, jak to brzmi). Próby strząśnięcia z siebie ryby nie przynoszą efektów, skutkuje dopiero użycie… spraju przeciwko rekinom, będącego na wyposażeniu batmańskiego śmigłowca. Dalsze podstępy obejmują porwanie milionera Bruce’a Wayne’a i oczekiwanie, aż uwolni go Batman (złoczyńcy oczywiście nie wiedzą, że to ta sama osoba), sprowadzenia Człowieka-Nietoperza do domu, w którym znajdzie bombę (oczywiście kulistą, z wystającym i podpalonym lontem), próby naprowadzenia go na sprężynową pułapkę Jokera, która ma wystrzelić ofiarę prosto w macki zaminowanej ośmiornicy (kolejne dzieło Pingwina) czy przemycenie pięciu piratów do jaskini Batmana (dzięki ich wcześniejszej dehydratacji). Jak więc widać, akcja toczy się nader wartko.

BatClimb, nie budzący zupełnie żadnych skojarzeń.
Prawie wszystko w tym filmie jest parodystyczne bądź groteskowe – począwszy od scenografii, przepełnionej literalnymi opisami wszystkich urządzeń, poprzez grę aktorską i dialogi, aż po sceny akcji (w dużej mierze polegające na bieganiu wśród dość obojętnych przechodniów). O rekinie-pułapce już wspominałem, ale to tylko jedna z wielu podobnych scen. Dobrą zabawą będzie również moment, gdy Batman próbuje pozbyć się bomby, ale wciąż na kogoś wpada – a to siostry zakonne, a to zakochaną parę, a to… rodzinę kaczek. Wtedy właśnie padają słowa będące tytułem tej recenzji (dodajmy, że w USA to tekst kultowy). Aktorstwo i dialogi również są mocno przerysowane: postacie pozytywne (przeważnie patetycznie) wygłaszają deklaracje praktycznie prosto do kamery, a negatywne (z demonicznym uśmiechem i złośliwym chichotem) opowiadają o swych niecnych planach. Większość z nich ma swoje typowe powiedzonka, wykorzystywane bez umiaru – np. Robin prawie każde zdanie zaczyna od słówka „Gosh”
2), a w licznych chwilach egzaltacji wrzuca zwroty zaczynające się od słówka „Holy”: „Święty koszmarze, Batmanie!” (często), „Święta sardynko, Batmanie!” (to na widok rekina), „Święty balu maskowy” (na widok Pingwina). Zdarzają się też prawdziwe perełki dialogu, jak przy rozmowie z komisarzem Gordonem i planach czworga złoczyńców:
- Cóż oni planują! Czyżby chcieli opanować Gotham City?
- Nie, do tego wystarczyłoby ich dwoje.
- A więc cały kraj!
- Nie, to zadanie dla trojga z nich.
- A jeśli działają w czwórkę, to jedynym ich celem może być…
- …cały świat!

Niefantastyczna czwórka w pełnej krasie.
Ciekawe będzie przyjrzenie się czwórce superzłoczyńców, bo ich wizerunki mocno różnią się od tego, do czego przyzwyczaiły nas najważniejsze filmy i komiksy Millera. Wybierając z nich lidera, od razu przychodzi nam do głowy Joker, który jest przecież najistotniejszą po Batmanie postacią u Burtona i Nolana, a i w „Powrocie Mrocznego Rycerza” ma niemałą rolę do odegrania. Tymczasem z całej czwórki on będzie najmniej istotny, najmniej wyrazisty: pewnego rodzaju dziwak, lubiący głupie żarty, zdecydowanie pozostający w cieniu pozostałej trójki. Riddler jest bardziej aktywny i konkretny, jako dobry realizator poleceń Pingwina. Ten ostatni za to jest mózgiem operacji i niekwestionowanym liderem (może dlatego, że z całej ekipy gra go najlepszy aktor – Burgess Meredith). Ciekawą postacią jest też Catwoman. Przyzwyczailiśmy się, że raczej staje po dobrej stronie, tu jednak jest podstępna i przewrotna. Najciekawsze będzie jednak jej pochodzenie – otóż prawdziwe nazwisko Kobiety-Kota brzmi niezwykle dźwięcznie: towarzyszka Kitanya Irenya Tantanya Karenska Alisoff, dla przyjaciół Kitka. Kitka jest Rosjanką, podaje się za dziennikarkę i pod tą postacią uwodzi Bruce’a Wayne’a; zapewne jednak jej prawdziwe zajęcie jest zupełnie inne. Wśród złoczyńców zagrażających Wolnemu Światu jest przedstawicielka aparatu Związku Radzieckiego – to chyba najlepiej wyjaśnia, dlaczego „Batman” nie mógł trafić do naszych kina w latach 60.
Dziś, po latach, „Batman” jest po prostu nad wyraz sympatyczną campową rozrywką. Nie ma sensu oceniać jego walorów filmowych, reżyserii, aktorstwa, dialogów czy scenariusza – to nie ta kategoria. Ważna jest frajda, jaką „Batman: The Movie” daje widzowi nastawionemu na odbiór świadomego kiczu. A zapewniam, że może to być naprawdę przednia zabawa, nie tylko dla ludzi wychowanych na telewizyjnym serialu. Święty zawale serca, Batmanie!
Wydanie DVD
Film do tej pory nie został wydany w Polsce, ale nie powinno to miłośników Batmana powstrzymać przed jego nabyciem. W zagranicznych sklepach kosztuje bowiem obecnie zaledwie około 5 dolarów, co przy obecnym kursie amerykańskiej waluty daje naprawdę śmieszną wartość. A wydanie jest przyzwoite – bardzo dobrej jakości obraz, przezabawny komentarz samych Adama Westa i Burta Warda, dwa ciekawe dodatki – wspomnienia Batmana i Robina (nieco się postarzeli) oraz reportaż z prac nad Batmobilem. Polecam z czystym sumieniem.

1) Kręconych w ten sposób, że West i Ward szli po podłodze imitującej ścianę, a obraz okręcano o 90 stopni.
2) Najlepszym polskim odpowiednikiem będzie chyba „O kurczę”.