Zrealizowany w 1964 roku „Ojciec żołnierza”, choć zaliczany do żelaznego kanonu kinematografii radzieckiej, był tak naprawdę filmem gruzińskim. Gruzinami byli bowiem zarówno reżyser obrazu, Rezo Czcheidze, jego scenarzysta, Suliko Żgenti, jeden z operatorów, Arczil Filipaszwili, jak i odtwórca głównej i zarazem tytułowej roli – Sergo Zakariadze. I to przede wszystkim jego gorzko-ironicznej kreacji dzieło to zawdzięcza swą nieśmiertelną sławę.
Szukajcie, a znajdziecie… śmierć!
[Rezo Czcheidze „Ojciec żołnierza” - recenzja]
Zrealizowany w 1964 roku „Ojciec żołnierza”, choć zaliczany do żelaznego kanonu kinematografii radzieckiej, był tak naprawdę filmem gruzińskim. Gruzinami byli bowiem zarówno reżyser obrazu, Rezo Czcheidze, jego scenarzysta, Suliko Żgenti, jeden z operatorów, Arczil Filipaszwili, jak i odtwórca głównej i zarazem tytułowej roli – Sergo Zakariadze. I to przede wszystkim jego gorzko-ironicznej kreacji dzieło to zawdzięcza swą nieśmiertelną sławę.
Rezo Czcheidze
‹Ojciec żołnierza›
Gruzini byli jednym z najbardziej doświadczonych przez komunizm narodów. Kiedy upadło imperium carskie, a kilka miesięcy później do historii przeszedł demokratyczny rząd Aleksandra Kiereńskiego – w rozciągającym się od Białorusi i Ukrainy na zachodzie po Morze Ochockie i Beringa na Dalekim Wschodzie mocarstwie rozpoczęła się krwawa wojna domowa. Gruzini starali się wykorzystać panujący w kraju chaos i ogłosili niepodległość, uroczyście proklamując w maju 1918 roku powstanie Demokratycznej Republiki Gruzji. Wolność skończyła się jednak po trzech latach, kiedy to – uporawszy się już z białogwardzistami na Ukrainie i Syberii – bohaterska Armia Czerwona zawitała na Kaukaz. W efekcie jej działań ojczyzna dumnych i bohaterskich górali stała się – owszem! – republiką, ale… radziecką. Mimo podboju, w trudno dostępnych górzystych regionach kraju partyzanci stawiali opór jeszcze przez trzy lata; w końcu musieli uznać wyższość krasnoarmiejców. Zapłacili za to jednak bardzo wysoką cenę. W kontekście tych wydarzeń niezwykle okrutnie i absurdalnie brzmi fakt, że dzisiaj Gruzja bardzo często postrzegana jest nie jako długoletni bastion oporu przed bolszewickim komunizmem, ale jako kraj, który wydał Józefa Stalina (Dżugaszwilego), Serga Ordżonikidze oraz Ławrientija Berię, czyli największego zbrodniarza w dziejach świata i jego nie mniej zbrodniczych pomagierów.
To narodowe rozdwojenie jaźni widoczne było zresztą przez cały okres istnienia ZSRR i Gruzińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. W niej powstawały najbardziej obrzydliwe propagandowe filmy o Stalinie z jednej strony, z drugiej natomiast – kręcono tam dzieła, które, jak legendarna już „Pokuta” (1983) Tengiza Abuładzego, stanowiły bezlitosne artystyczne rozliczenie ze stalinowskim kultem jednostki. „Ojciec żołnierza”, w porównaniu z „Pokutą”, może wydawać się filmem bardzo zachowawczym, należy jednak pamiętać, że powstał prawie dwadzieścia lat wcześniej, w 1964 roku – tym samym, w którym odsunięto od kierowania Związkiem Radzieckim Nikitę Chruszczowa, a na stanowisku I sekretarza (później przechrzczonego na sekretarza generalnego) partii komunistycznej usadowił się Leonid Breżniew. Wkrótce potem rozpoczął on politykę stopniowego rehabilitowania Stalina. Gdyby więc Czcheidze zrealizował swój obraz za jego rządów, musiałby on zapewne być znacznie bardziej zideologizowany. A może nigdy by nie powstał…
Rezo – a właściwie Rewaz – Czcheidze urodził się w Kutaisi w 1926 roku. Mając siedemnaście lat, rozpoczął studia w szkole teatralnej w Tbilisi, noszącej imię legendarnego dwunastowiecznego poety gruzińskiego, Szoty Rustawelego. Po jej ukończeniu przeniósł się do Moskwy i wstąpił do Państwowego Instytutu Kinematografii, gdzie uczył się reżyserii pod czujnym okiem Michaiła Romma. Zadebiutował w 1953 roku dokumentalnym filmem „Boris Panczadze”; w następnym roku nakręcił – wespół ze swoim kolegą ze studiów, Tengizem Abuładzem – dwa kolejne dokumenty. Również w duecie zrealizowali swój fabularny debiut – obraz zatytułowany „Łurdża Magdany” („Osiołek Magdany”, 1955), średniometrażowy kameralny dramat, przedstawiający codzienne życie chłopów gruzińskich na przełomie XIX i XX wieków. Dzieło to, powstałe u schyłku epoki socrealizmu (niemające z nim już jednak nic wspólnego), spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem w Europie Zachodniej, zdobywając nawet nagrodę na festiwalu filmowym w Cannes. Kolejne filmu Czcheidzego – „Nasz dwor” („Na naszym podwórku”, 1956), „Maja iz Cchenti” (1959), „Kład” („Skarb”, 1961) oraz „Morskaja tropa” („Morska ścieżka”, 1962) – nie dorównywały mu, niestety, poziomem. Ten ostatni okazał się jednak o tyle istotny, że w właśnie na jego planie doszło do spotkania reżysera z, wówczas już ponad pięćdziesięcioletnim, niezwykle doświadczonym aktorem Sergiem Zakariadze. Zrobił on na Czcheidzem tak wielkie wrażenie, że kiedy ten przystąpił do pracy nad „Ojcem żołnierza” nie wyobrażał sobie w tytułowej roli nikogo innego.
Zakariadze, urodzony w 1909 roku w azerbejdżańskim Baku, był już wtedy aktorem z trzydziestoletnim doświadczeniem w kinie; w teatrze grywał zaś jeszcze dłużej (od 1926 roku). Co ciekawe, z zawodu nie był wcale aktorem; ukończył na uniwersytecie w Tbilisi studia filologiczne. Rozgłos zdobył dzięki udziałowi w takich historycznych produkcjach, jak dwuczęściowy „Gieorgij Saakadze” (1942-1943) autorstwa Michaiła Cziaureliego (głównego piewcy wielkości Józefa Stalina w kinie radzieckim), „Kutuzow” (1944) Władimira Pietrowa (w którym Zakariadze zagrał księcia Piotra Bagrationa) oraz „Wielikij woin Albanii Skanderbeg” (1953) Siergieja Jutkiewicza, który opowiadał o piętnastowiecznym bohaterze narodowym Albanii, walczącym przeciwko Imperium Osmańskiemu. I choć dane mu będzie jeszcze, krótko przed śmiercią, wystąpić w międzynarodowej superprodukcji Siergieja Bondarczuka „Waterloo” (1970) – gdzie zagra jednego z pogromców Napoleona, pruskiego feldmarszałka Gebharda von Blüchera – to właśnie rola niepozornego Gieorgija Macharaszwilego w „Ojcu żołnierza” Czcheidzego okaże się, z perspektywy czasu, jego najwybitniejszą kreacją.
Akcja filmu rozgrywa się w latach 1942-1945, na tle Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Stary Gieorgij, mimo trwającej wojny, żyje sobie spokojnie w gruzińskim Gurdżani, gdzie zajmuje się przede wszystkim doglądaniem winnicy. Pewnego dnia otrzymuje od swego przebywającego na froncie syna Goderdzi list, z którego dowiaduje się, że ukochany jedynak, czołgista, został ranny w ramię i trafił do szpitala w Dubowie. Zrzędliwa żona nie daje mu spokoju tak długo, aż Macharaszwili nie zdecyduje się odwiedzić syna. Podróż do Dubowa w warunkach wojennych okazuje się nie lada wyzwaniem – starzec jedzie najpierw ciężarówką, potem przesiada się do pociągu, by ostatni etap przebyć na końskim wozie. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że cała droga była na nic – w szpitalnej rejestracji dowiaduje się bowiem, że Goderdzi wyzdrowiał i wrócił do swojego oddziału. Koledzy syna ze szpitalnej sali informują go jednak, że oddział ten wcale nie stacjonuje tak daleko i gdyby tylko Gieorgij zyskał zgodę miejscowego komendanta, mógłby tam dotrzeć w ciągu jednego dnia. Starzec po wielu wahaniach, namówiony przez przypadkowo spotkanego na dworcu żołnierza, decyduje się odszukać jednostkę pancerną Goderdziego. Ta decyzja, podjęta wbrew sowieckiemu prawu wojennemu, które zakazywało podróżowania po kraju bez przepustki, wpłynie na dalszy los Macharaszwilego. Gieorgij, nim odszuka syna, znajdzie się bowiem na pierwszej linii frontu – wioska, w której będzie spędzał noc, zostanie o świcie zaatakowana przez Niemców, a on sam zabije człowieka. Nie wiedząc, co dalej ze sobą zrobić, przyłączy się jako maruder do przypadkowego oddziału. Po kilku dniach generał, uginając się pod presją żołnierzy, zgodzi się na wpisanie go do stanu osobowego jednostki – tym samym starzec dostanie mundur i broń. Gruzin w szeregach Armii Czerwonej przejdzie cały jej szlak bojowy – aż do Berlina (czego możemy się jedynie domyślać, bowiem nazwa niemieckiej stolicy w filmie nie pada). Dopiero u kresu drogi szczęście uśmiechnie się do niego – spotka wreszcie Goderdziego. Chwila ta wcale jednak nie okaże się dla ojca szczęśliwą.
Fabuła „Ojca żołnierza” nie należy ani do zbyt atrakcyjnych, ani przesadnie skomplikowanych. Podobnych filmów, przedstawiających zwycięski marsz krasnoarmiejców do berlińskiego „legowiska żmii”, nakręcono w Związku Radzieckim setki (wystarczy wspomnieć chociażby socrealistyczne, zakłamane aż do bólu „Padienije Berlina” Cziaureliego z 1948 roku). A jednak to właśnie film Czcheidzego przeszedł do historii kina. Wielka w tym zasługa Zakariadzego – bez jego wybitnej kreacji gruzińskie dzieło nie miałoby takiej siły oddziaływania i nie zapadałoby aż tak bardzo w pamięć widza. Grany przez Serga Dawidowicza stary Macharaszwili to uosobienie wewnętrznej siły; jego upór w poszukiwaniu syna jest trwalszy niż fundamenty, na których zbudowano Związek Radziecki. Bo choć Gieorgij w czasie swej wojennej odysei stanie się w końcu politycznie świadomym czerwonoarmistą, to jednak do samego końca znacznie ważniejsze niż ideały walki klas czy też niesienie sprawiedliwości społecznej innym narodom Europy będą dla niego więzy rodzinne i miłość do ziemi. Wystarczy przywołać dwie niezwykle wzruszające sceny. Pierwsza dzieje się jeszcze w Rosji. Przebudzony w środku nocy starzec słyszy jadące w oddali czołgi. Zdaje sobie sprawę, że w jednym z nich może znajdować się jego syn. Chcąc je zatrzymać, biega między rozpędzonymi maszynami i rozpaczliwym głosem woła Goderdziego. Nikt go, oczywiście, usłyszeć nie może… Druga scena rozgrywa się już w Niemczech. Sowiecki czołgista odpala swoją maszynę i chce dołączyć do pozostałych, przejeżdżając przez środek winnicy. Stary Macharaszwili blokuje mu drogę, by uratować przed bezmyślnym zniszczeniem płody ziemi. Nie zważa na to, że dowódca czołgu jest od niego starszy stopniem i podobne zachowanie mógłby uznać za poważną niesubordynację. Gieorgij jest jednak przede wszystkim człowiekiem – wojna, mimo że musiał nauczyć się na niej zabijać, nie pozbawiła go ani sumienia, ani humanizmu. Dla Gruzina sprawiedliwość dziejowa wcale nie musi oznaczać zemsty.
Od premiery „Ojca żołnierza” minęło już prawie (bez kilku lat) pół wieku. Współczesny widz zapewne zupełnie inaczej odczyta dziś dzieło Czcheidzego. Umkną mu nieliczne, ale jednak obecne w filmie, pochwały bohaterstwa Armii Czerwonej, nie zwróci też należnej uwagi na ideologiczne dojrzewanie głównego bohatera. I lepiej, że tak się stanie! Oglądany bez tej politycznej otoczki gruziński obraz tylko na tym zyska. Będzie można docenić przede wszystkim kunszt aktorski Zakariadzego, który znakomicie radzi sobie z rolą starego Macharaszwilego. Nie tworzy on postaci pomnikowej. Gieorgij bywa safandułowaty, jest niedokształcony (gdy trafia do armii, nie potrafi nawet czytać po rosyjsku), niekiedy uparty jak osioł, to znów niezdecydowany. Ale dzięki temu – bardziej ludzki. Widzowi łatwiej jest utożsamić się z takim właśnie bohaterem i przeżywać wraz z nim jego radości i dramaty. Wojna widziana oczyma tytułowego „ojca żołnierza” traci swój wymiar ideologiczny, staje się zaś tragedią jednostki. Lecz kiedy zdamy sobie sprawę, że takich jak on ojców były miliony – przeżywany przez starca dramat urasta do rangi ogólnoludzkiej. Reżyser zdaje się mówić: nie można uznać za zwycięską wojny, która przyniosła śmierć naszym dzieciom.
Film przyniósł jego twórcom liczne nagrody. Największy rozgłos zdobył Zakariadze, którego w 1965 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Moskwie uhonorowano w kategorii „najlepsza rola męska”. Rok później aktor został zaszczycony Nagrodą Leninowską. Choć kto wie, czy dziś – gdyby jeszcze żył – największej satysfakcji nie sprawiłby mu fakt, że po morzach pływa statek jego imienia… „Ojciec żołnierza” okazał się największym artystycznym sukcesem Czcheidzego. Z powstałych później dzieł gruzińskiego reżysera warto jeszcze wymienić, zrealizowany w koprodukcji z Hiszpanami, dwuczęściowy obraz o Don Kichocie („Żytije don Kichota i Sanczo”, 1988) oraz nakręconą w tym roku, po dwudziestoletniej przerwie, „Swieczę s Groba Gospodnja” („Świeca z Grobu Pańskiego”, według opowiadania szwedzkiej laureatki literackiej Nagrody Nobla Selmy Lagerlöf). Doceniono również autora scenariusza filmu – Sulika Żgentiego (począwszy od 1964 roku stałego współpracownika Czcheidzego). Za swoje dokonania na polu pisarskim i filmowym został on po śmierci w 2000 roku pochowany na tbiliskim cmentarzu zwanym Panteonem Mtacminda. Spoczywają tam tylko najwybitniejsi Gruzini, w tym także Sergo Zakariadze.
