„Casablanca” jest jednym z tych filmów, które można oglądać raz za razem. Powinna więc stanowić obowiązkowy element filmoteki każdego kinomana. A jeśli dwupłytowe wydanie zawiera wśród dodatków także film, w którym bar z sokiem marchewkowym w Marchewblance prowadzi króli Bugs, a na pianinie gra tam kaczor Daffy, to w ogóle nie ma sensu zadawać pytania, czy taki film warto mieć w swojej kolekcji.
Konrad Wągrowski
DVD: Casablanca (Wszyscy wracają do Ricka)
[Michael Curtiz „Casablanca” - recenzja]
„Casablanca” jest jednym z tych filmów, które można oglądać raz za razem. Powinna więc stanowić obowiązkowy element filmoteki każdego kinomana. A jeśli dwupłytowe wydanie zawiera wśród dodatków także film, w którym bar z sokiem marchewkowym w Marchewblance prowadzi króli Bugs, a na pianinie gra tam kaczor Daffy, to w ogóle nie ma sensu zadawać pytania, czy taki film warto mieć w swojej kolekcji.
Michael Curtiz
‹Casablanca›
Na czym polega fenomen „Casablanki”? Dlaczego prosty melodramat w scenerii wojennej, lekce sobie ważący historyczne realia, czarno-biały film sprzed 60 lat stał się klasyką kina, ma ogromne rzesze wielbicieli, jest oglądany do dziś częściej niż jakikolwiek film? Film na równi doceniany przez widzów i krytyków, choć podczas kręcenia nikt nie wiązał z nim większych nadziei, a bałagan na planie stał się legendą? Film nie zauważony w chwili premiery, zebrał później kilka Oscarów, z czasem stał się mitem?
Jest na to cały szereg wytłumaczeń i wszystkie są prawdziwe.
Po pierwsze – temat. Miłość. Wojna. To wzrusza i inspiruje już od setek lat. Miłość powinna być wielka i niespełniona, inaczej popada w banał. Wojenna zawierucha taką miłość może tylko wzmocnić. Miłość w „Casablance” jest wielka i szczera, jednocześnie nigdy nie popada w prosty sentymentalizm, a widzom nie jest trudno w nią uwierzyć – i oczywiście wzruszyć się. Egzotyczna sceneria, choćby kręcona w amerykańskim studiu, takim opowieściom tylko dodaje uroku, bo nadaje całości posmaku baśniowości, a największe miłości występują w baśniach (niezbyt rzetelne podejście do realiów – zainteresowanym polecam sprawdzenie gdzie na mapie z czołówki leży Polska – tylko przyczynia się do tego odrealnienia scenerii). Choć od lat melodramaty nie cieszyły się szacunkiem krytyków, to jednak zawsze cieszyły się uwielbieniem widzów. Czy można się dziwić, że ci ostatni zakochali się w „Casablance”?
Po drugie – bohaterowie. Plejada postaci w „Casablance” powinna być wzorcem dla wszystkich filmowych scenarzystów. Rick Blaine, figura wręcz wzorcowa. Sentymentalny cynik. Inteligentny, dowcipny, odważny z tajemniczą przeszłością. Choć twierdzi, że jest egoistą, że dba tylko o własne dobro, walczył przeciwko faszystom, jest uczciwy i szlachetny. Ale dystans do świata, jaki prezentuje, pomaga nam w utożsamieniu się z nim. Ilsa Lund, piękna, niewinna i szczera. Zagubiona, rozdarta, wzbudza instynkty opiekuńcze, nie trzeba bardzo się wysilać, aby uwierzyć, że mogło się w niej zakochać dwóch wspaniałych mężczyzn (czy można byłoby, gdyby grała ją Izabela Scorupco?). Victor Laszlo, bohater ruchu oporu, ale nie taki jak Rene z „Allo, allo”, bohater prawdziwy. Jednocześnie nie jakaś figura na piedestale, mężczyzna odważny, ale i mający wątpliwości. W sumie porządny gość. Major Strasser, wcielenie zła. Wreszcie Renault, niesłychanie dowcipny łajdak. Ale nie sposób go nie polubić – za to poczucie humoru i za swój ostateczny wybór. Do tego kilka bardzo wyrazistych postaci z drugiego planu z pianistą Samem na czele. Ktoś chyba miał boskie objawienie, gdy tworzył taką galerię postaci.
Po trzecie – główni aktorzy. Humphrey Bogart w swej najsłynniejszej roli, charyzma bije od niego w każdej klatce filmu. Nieprzenikniona twarz, Bogie otwiera się rzadko, tylko w scenach z Ilsą i w scenach z whisky. Kwintesencja twardziela o miękkim sercu. Legenda. Ingrid Bergman jest piękną kobietą o ponadczasowej urodzie – podczas gdy wiele piękności sprzed 60 lat obecnie uważamy najwyżej za ładne, a i to nie zawsze, typ urody Bergman się nie zestarzał. Poza tym znakomicie wypada aktorsko – gra naturalnie, bez przerysowań właściwych dla wielu ról z tamtych czasów.
Po czwarte – dialogi. Drugi element objawienia, jakie dopadło scenarzystów. Wystarczy chyba zacytować co bardziej smakowite kawałki:
„- Po co właściwie przyjechałeś do Casablanki?
– Do wód.
– Do wód? Przecież tu jest pustynia.
– Źle mnie poinformowano.”
„- Jestem w szoku, w szoku, że odkryłem tu jaskinię hazardu!
– Pańska wygrana, sir.
– Dziękuję.”
„- Jakiej jest pan narodowości?
– Jestem pijakiem.
– To znaczy, że Rick jest obywatelem świata.”
„- Panie Rick, jakim rodzajem człowieka jest kapitan Renault?
– Och, jak każdy mężczyzna, tylko bardziej”.
„- Gdzie byłeś wczoraj?
– To tak dawno temu, że nie pamiętam.
– Spotkamy się dziś?
– Nie robię tak bardzo wybiegających w przyszłość planów.”
„- Pamiętaj, że ten pistolet mierzy w twoje serce.
– To moje najmniej wrażliwe miejsce”
„Major Strasser został zastrzelony. Zatrzymajcie zwyczajnych podejrzanych.”
I oczywiście nieśmiertelne:
„Ze wszystkich knajp na całym świecie musiała wejść właśnie do mojej”
„Zagraj to Sam. Za dawne czasy”
Po piąte – muzyka. Proszę o zanucenie „As time goes by”. Dziękuję.
Po szóste – nieśmiertelne sceny. Pierwsze spotkanie w Casablance Ricka i Ilsy, gdy Sam zaczyna grać piosenkę, Rick chce mu zabronić i wtedy natrafia na spojrzenie Ilsy. Nocne spotkanie między nimi. Doskonałą scena ze śpiewaniem Marsylianki, twórcy udowadniają, że Victor Laszlo naprawdę jest dla Niemców niebezpieczny, że jest charyzmatycznym przywódcą. W większości filmów po prostu by nam o tym powiedziano i kazano wierzyć. Renault symbolicznie wyrzucający wodę Vichy do kosza na śmieci. Wreszcie – scena na lotnisku…
Właśnie. Po siódme – zakończenie. „Casablanca” nie byłaby tym, czym jest, gdyby nie jej końcówka. Rick podejmuje decyzję, mówi nieśmiertelne słowa o trojgu ludzi w szalonym świecie, Ilsa i Victor odlatują. Nie ma spełnienia miłości, jest wspaniałe poświęcenie i główny powód do wzruszeń. A jakby tego było mało, słyszymy na koniec słynne „To chyba początek pięknej przyjaźni”.
Ale największa magia „Casablanki”, która nie da się ująć w takie wyliczenia jak powyżej, polega na tym, że można ją oglądać raz za razem z taką samą przyjemnością. Choćby dlatego warto mieć ją w swojej filmotece.
Dodatki (90%):
Otrzymaliśmy właśnie nowe, dwupłytowe, kolekcjonerskie wydanie „Casablanki”. Nie mogłem się jej oprzeć – poza samym filmem, otrzymujemy mnóstwo doskonale dobranych dodatków.
Mamy więc na płycie niewykorzystane sceny, bądź sceny w innej postaci niż na filmie. Niewiele z nich nowego wynika dla samego filmu, ale jest to dla fanów smakowita ciekawostka. Na wzór niewykorzystanych scen, otrzymujemy też w formie audio inne wersje najważniejszych motywów muzycznych, powstałe podczas sesji nagraniowych dla filmu. To wszystko to ledwie przedsmak.
Reportaż „Musisz to pamiętać. W hołdzie Casablance” jest opowieścią o powstawaniu filmu, głównych twórcach, zawiera wiele interesujących anegdotek. Może nie ma tu wiele nowości dla osób zaznajomionych z legendą „Casablanki”, ale inni dowiedzą się, że scenariusz filmu (oparty na sztuce „Everybody comes to Rick′s”) właściwie powstawał na planie, że do końca nie wiadomo było, z kim na koniec zostanie Ilsa (reżyser mówił jej „Graj ambiwalentnie”), scena z początkiem wielkiej przyjaźni została dokręcona miesiąc po zakończeniu zdjęć, aby samolot w studiu wydawał się większy, grający mechaników byli karłami, i wreszcie, że rolę Ricka mógł dostać Ronald Reagan. Ale wtedy nie byłby to ten sam film…
O samym Humphreyu Bogarcie, w długim, interesującym dokumentalnym filmie opowiada jego żona Lauren Bacall. Ale chyba najciekawsze dla kolekcjonerów, są trzy inne adaptacje „Casablanki”. Po pierwsze – słuchowisko radiowe w pełnej wersji, z udziałem Bogarta, Bergman i Henreida (fabuła dość dokładnie odpowiada filmowi, wycięto po prostu wszelkie poboczne wątki). Po drugie – odcinek „Who holds tomorrow?” serialu telewizyjnego z 1955 roku (wraz z poprzedzającymi reklamami), czyli późniejsza wersja losów Ricka, który w czasie zimnej wojny pomaga uchodźcom przedostać się na zachód… Jeśli ktoś nie rozumie na czym polega charyzma Humphreya Bogarta” musi koniecznie obejrzeć ten odcinek. Grający Ricka drewniany Charles McGraw jest dokładnym przeciwieństwem Bogiego – czy można się dziwić, że serial nie odniósł sukcesu?
Odpowiednią charyzmę ma natomiast odtwarzający Ricka królik Bugs w filmie „Marchewblanca”. Obsada zresztą jest doskonała – Sama odgrywa kaczor Daffy, Victora kot Sylvester, Ilsę kocica Kitty, Ugartego kanarek Tweety, a Strassera nie kto inny, tylko Yosemite Sam. Rewelacja – film obowiązkowy dla każdego miłośnika królika Bugsa i „Casablanki”. Szczęśliwie zaliczam się do obu tych grup.

https://acertainbooster.blogspot.com/2018/03/acb-6-casablanca.html