Poemat o ziemi przeklętej [Andriej Konczałowski „Syberiada” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Monumentalna czteroczęściowa „Syberiada” była ostatnim filmem, jaki Andriej Michałkow-Konczałowski nakręcił w Związku Radzieckim. Dwa lata później wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, by do ojczyzny powrócić dopiero w XXI wieku. Obraz, choć niepozbawiony kompromisów, zachwyca rozmachem i artystyczną wizją. Po wsze czasy w pamięci pozostaje również brawurowa kreacja Nikity Michałkowa oraz wspaniała muzyka Eduarda Artiemjewa.
Poemat o ziemi przeklętej [Andriej Konczałowski „Syberiada” - recenzja]Monumentalna czteroczęściowa „Syberiada” była ostatnim filmem, jaki Andriej Michałkow-Konczałowski nakręcił w Związku Radzieckim. Dwa lata później wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, by do ojczyzny powrócić dopiero w XXI wieku. Obraz, choć niepozbawiony kompromisów, zachwyca rozmachem i artystyczną wizją. Po wsze czasy w pamięci pozostaje również brawurowa kreacja Nikity Michałkowa oraz wspaniała muzyka Eduarda Artiemjewa.
Andriej Konczałowski ‹Syberiada›EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Syberiada | Reżyseria | Andriej Konczałowski | Zdjęcia | Lewan Paataszwili | Scenariusz | Walentin Jeżow, Andriej Konczałowski | Obsada | Nikita Michałkow, Ludmiła Gurczenko, Natalia Andriejczenko, Paweł Kadocznikow, Siergiej Szakurow, Witalij Sołomin, Władimir Samojłow, Michaił Kononow, Jewgienij Pierow, Jelena Korieniewa, Igor Ochłupin, Nikołaj Skorobogatow, Jewgienij Leonow, Maksim Munzuk, Rusłan Mikaberidze, Wsiewołod Łarionow | Muzyka | Eduard Artiemiew | Rok produkcji | 1978 | Kraj produkcji | ZSRR | Cykl | Klasyka Kina Radzieckiego | Czas trwania | 260 min | Gatunek | dramat, historyczny | EAN | 5908223774096 | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Był początek 1974 roku. Wielkimi krokami zbliżał się kolejny zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Goskino, czyli Państwowy Komitet Kinematografii, postanowiło uczcić go powstaniem monumentalnego obrazu poświęconego trudnemu życiu i równie niełatwej pracy sowieckich nafciarzy. Jego realizację przewodniczący Goskina Filip Jermasz zaproponował Andriejowi Siergiejewiczowi Michałkowowi-Konczałowskiemu. Ten nie wahał się ani chwili, tym bardziej że obiecano mu iście komfortowe warunki. Jak po latach wspominał sam reżyser, pieniądze na ten projekt nie stanowiły problemu – dostał tyle, ile chciał. Na dodatek całość miał nakręcić na deficytowej wówczas w Kraju Rad kolorowej taśmie Kodaka. Z prośbą o pomoc w napisaniu scenariusza zwrócił się do Walentina Jeżowa (vide „ Ballada o żołnierzu” Grigorija Czuchraja i „ Białe słońce pustyni” Władimira Motyla), z którym współpracował już wcześniej przy adaptacji powieści Iwana Turgieniewa „Szlacheckie gniazdo” (1969). By go namówić do kolejnego wspólnego przedsięwzięcia, specjalnie wybrał się na Krym, gdzie znany radziecki pisarz odpoczywał właśnie w jednym z państwowych domów pracy twórczej. Obaj panowie przez pół roku zastanawiali się, jak ugryźć temat, o czym właściwie – poza tym, że o nafciarzach – ma być ten film. Wreszcie wpadli na prosty, ale w swej prostocie genialny, pomysł, by spojrzeć na całą, rozpisaną na dekady historię przez pryzmat mieszkańców jednej tylko syberyjskiej wsi. W ten sposób wiedzieli już, gdzie umieścić swoją opowieść. Idąc tym tropem, wymyślili również, wzorowany na Homeryckiej „Iliadzie”, tytuł – „Syberiada”. Z dopiskiem: „Poemat”. Dlaczego wybór padł na Andrieja Konczałowskiego (a właściwie Androna Michałkowa, bo pod takim właśnie imieniem i nazwiskiem został on zarejestrowany po urodzeniu w odpowiednich urzędach)? Nie było w tym żadnego przypadku, a główną rolę odegrały rodzinne koneksje, powiązania i wpływy. Dziadek reżysera ze strony matki, Piotr Konczałowski, był cenionym w Rosji malarzem; matka, Natalia Konczałowska – pisarką; ojciec, zmarły w końcu sierpnia 2009 roku, Siergiej Michałkow – hołubionym przez Stalina, a następnie przez kolejnych sekretarzy partii, aż po prezydento-premiera Władimira Putina – poetą (między innymi autorem słów hymnu Związku Radzieckiego, a potem również Rosji); stryj natomiast, Michaił Michałkow, zanim został pisarzem, przez wiele lat był oficerem NKWD, w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej służącym w niechlubnie zapamiętanych oddziałach „Smiersza”; wyrobione nazwisko miał już wtedy także brat Andrieja, aktor i reżyser Nikita Michałkow. Artyście z takim rodowodem można więc było spokojnie zaufać! Konczałowski też zresztą nie wypadł sroce spod ogona, na koncie miał już kilka bardzo udanych obrazów – i to zarówno jako reżyser (krótkometrażówka „Malczik i gołub”, 1961; „Pierwszy nauczyciel”, 1965; „Historia Asi Kłacziny, która kochała, lecz za mąż nie wyszła”, 1967; „Szlacheckie gniazdo”, 1969; „ Wujaszek Wania”, 1970; „Romanca o zakochanych”, 1974), jak i scenarzysta („ Andriej Rublow” Andrieja Tarkowskiego, 1966; „Taszkient – gorod chliebnyj” Szuchrata Abbasowa, 1968; „Piesn’ o Manszuk” Mażyta Biełagina, 1969; „Koniec atamana” Szakena Ajmanowa, 1970). Był zatem gwarancją sukcesu. I go osiągnął. „Syberiadę” w 1979 roku uhonorowano nagrodą specjalną na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes, a trzy lata później – gdy jej autor przebywał już w Stanach Zjednoczonych – dorzucono mu do kolekcji wyróżnienie na festiwalu w Houston. On sam nigdy nie ukrywał, że to właśnie ten obraz otworzył mu drogę do kariery w Hollywood. Można więc ze złośliwym uśmieszkiem, ale i bez przesady, stwierdzić, że bilet do Los Angeles Andriej Siergiejewicz kupił sobie za pieniądze otrzymane z radzieckiego Goskina… „Syberiada” to wielka epicka opowieść o losach jednej syberyjskiej wsi i dwóch zamieszkujących ją rodzin, Ustużaninów i Sołominów, rzucona na szeroki plan dramatycznej historii Rosji i Związku Radzieckiego w XX wieku. Scenarzyści, Jeżow i Konczałowski, rozpisali ją na cztery filmy (każdy trwający ponad godzinę), rozciągając od początków stulecia, aż po szalone lata 60. Jełań to spokojna, zapomniana przez Boga osada, której życiu rytm nadają natura i sąsiedzkie swary. Afanazy Ustużanin, samotnie wychowujący syna Nikołaja (Kolę) oraz spotkaną w tajdze głuchoniemą dziewczynę, ma wielkie marzenie – chce wybudować drogę do gwiazdy, która każdej nocy rozświetla niebo nad wsią. Codziennie rano bierze więc do ręki siekierę i idzie karczować las. Głęboko wierzy w to, że wytyczona przez niego droga doprowadzi wszystkich mieszkańców Jełania do szczęścia i lepszego życia. Tylko zamieszkujący przepastne knieje Wieczny Dziad, nierzeczywista postać rodem z rosyjskich bajek, ostrzega go, że szlak, który przeciera, wiedzie do Czarciej Grzywy – uroczyska, w okolicach którego ulatnia się wywołujący szaleństwo gaz. Afanazy nic sobie z tego nie robi; zaniedbując syna, realizuje swoją mrzonkę. Trudno się więc dziwić, że kiedy pewnego dnia pojawia się we wsi nieznajomy mężczyzna, który zaczyna roztaczać przed młodziutkim Nikołajem wizję szczęśliwego świata rodem z „Miasta słońca” Tomasza Campanelli, nie mając innego męskiego wzorca, chłopiec ulega fascynacji. Tym obcym jest zbiegły katorżnik, socjalista Rodion Klimientow. Niebawem w ślad za nim pojawiają się carscy żandarmi, którzy ponownie zakuwają go w łańcuchy, by odtransportować na miejsce zesłania. Żegnając się z Kolą, więzień każe mu… wierzyć i czekać. Nie precyzuje wprawdzie, na co, ale gdy kilkanaście lat później do Jełania docierają informacje o obaleniu caratu i przejęciu władzy przez bolszewików, Ustużanin junior zdaje sobie sprawę, że to właśnie miał na myśli Rodion. Że już tylko miesiące, jeśli nie tygodnie, dzielą go od chwili, gdy – uważana niegdyś za utopijną – idea siedemnastowiecznego myśliciela zacznie się ziszczać. W takiej sytuacji ojciec Koli, ze swoim rojeniem o budowie drogi przez tajgę, wydaje się młodzieńcowi szkodliwym wariatem. Po co mu więc pomagać? On stworzony jest przecież do wyższych celów – powinien budować socjalizm! Dziesięć lat później Nikołaj wraca do rodzinnej wsi. Nie ma już u jego boku Nastii Sołominy, towarzyszki dziecinnych zabaw, którą porwał ze sobą w świat, gdy przed laty opuszczał Jełań. Zamiast żony, towarzyszy mu synek Alosza – podobnie jak ojciec, zarażony wirusem komunizmu. Stary Jermołaj Sołomin i jego synowie, a przede wszystkim Spiridon, brat Anastazji, odnoszą się do Koli z nieukrywaną niechęcią; nie mogą wybaczyć mu utraty bliskiej sobie osoby. Na dodatek Ustużanin, człowiek nowej władzy, chce rządzić wsią. Na zorganizowanym od razu po przybyciu zebraniu oznajmia, że mieszkańcy Jełania muszą dokończyć budowę drogi do Czarciej Grzywy, którą rozpoczął niegdyś nieżyjący już Afanazy. Tam zaś zostanie postawiona wieża wiertnicza, aby zbadać, co znajduje się w ziemi, by później móc to wydobywać. Nikołaj zachowuje się jak typowy bolszewicki komisarz, jest pewny siebie i nie dopuszcza odmowy; gdy nie udaje mu się dogadać z mieszkańcami po dobroci, próbuje ich zastraszyć, a to prowadzi do kolejnej tragedii. Nastoletni Alosza odpływa łodzią, by powrócić po kolejnych dziesięciu latach. Nie żyje już stary Jermołaj, a Spiridon wciąż odsiaduje karę więzienia; Aleksiej poznaje jednak ich krewną – młodziutką Taję, która od pierwszej chwili zakochuje się w nim na zabój. Ale miłości nie jest dane rozkwitnąć. Gdy pewnego dnia nieopodal wsi przepływa barka z poborowymi, miejscowi mężczyźni dowiadują się, że właśnie wybuchła wojna – trzy tygodnie temu Hitler zaatakował Kraj Rad. Ustużanin nie waha się ani chwili, mimo młodego wieku, zgłasza się do wojska. Taja Sołomina obiecuje mu, że będzie na niego czekać, lecz nawet nie może być pewna, czy odpływający chłopak usłyszał jej gorące zapewnienia. Kiedy po kolejnych dwudziestu latach – wraz z grupą nafciarzy wysłanych na Syberię znad Morza Kaspijskiego – ponownie pojawia się w Jełaniu, nie rozpoznaje w dojrzałej już kobiecie tamtego podlotka, którego przy dźwiękach „Tej ostatniej niedzieli” uczył tańczyć tango. Jest, podobnie jak ojciec, zadufany w sobie i, podobnie jak dziad, owładnięty jedną tylko myślą – zdobycia Czarciej Grzywy. Straszy mieszkańców wsi wizją budowy wielkiego miasta, betonowych bloków i asfaltowych dróg. Nic sobie nie robi z ich odwiecznych przyzwyczajeń i tradycji. A to – jak można się domyślać – nie może skończyć się dobrze.
|