Western, czyli wstydliwe marzenia kowbojaWestern jest najbardziej konserwatywnym spośród wszystkich gatunków filmowych. Gloryfikuje przemoc, pochwala alienację, gardzi kobietami – posłuszne zamykając w kuchni, krnąbrne w domu publicznym. Czy w XXI wieku ma on jeszcze jakąkolwiek rację bytu?
Łukasz TwarógWestern, czyli wstydliwe marzenia kowbojaWestern jest najbardziej konserwatywnym spośród wszystkich gatunków filmowych. Gloryfikuje przemoc, pochwala alienację, gardzi kobietami – posłuszne zamykając w kuchni, krnąbrne w domu publicznym. Czy w XXI wieku ma on jeszcze jakąkolwiek rację bytu? ![]()
Wyszukaj / Kup Raczej nie ma się co oszukiwać, tych kilka niezłych westernów z ostatnich lat nie świadczy o jakimś większym renesansie gatunku, ale niewątpliwie są one dowodem na to, że wciąż coś pociąga twórców i widzów w historiach o Dzikim Zachodzie. Najlepsze filmy z okresu tzw. nowego westernu, czyli od początku lat 90 to zdecydowanie te, które odnoszą się do uniwersalnego w każdym czasie poczucia sprawiedliwości i ludzkiej żądzy zemsty („Bez przebaczenia”, „3:10 do Yumy”) oraz te, dla których poetyka westernu jest tylko pretekstem do pokazania szerszej artystycznej wizji („Truposz”, „Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”), paradoksalnie, często negującej sam sens istnienia westernu. Oczywiście, aby Andrew Dominik mógł przedstawić psychologicznie wiarygodny portret braci Jamesów, musiało zaistnieć sporo zmian w obrębie samego gatunku (nie bez znaczenia pozostaje choćby postać Samuela Fullera i jego pierwowzór filmu Dominika, „I Shot Jesse James” z 1949 roku). Przypominany niedawno na naszych ekranach film George’a Roya Hilla „Butch Cassidy i Sundance Kid” (1969) również ma swój udział w rozluźnianiu gatunkowych reguł w duchu demitologizującym bohaterów Dzikiego Zachodu. Ale po kolei... ![]() Western rozwijał się w zasadzie razem z kinem. Jednym z pierwszych ruchomych obrazów godnym uwagi był „Napad na ekspres” z 1903 roku, uważany również za pierwszy w historii western. Początkowe lata kina niemego bardzo wyraźnie skodyfikowały gatunek. Przyczynił się do tego zwłaszcza jeden z pionierów filmowego westernu, Tom Mix. Aktor stworzył wizerunek nieskazitelnego kowboja, który obowiązywał w Hollywood przez długie lata („Jeździec znikąd” George’a Stevensa z 1953 roku był hołdem złożonym właśnie jemu). Jego bohater zawsze czuwał nad bezpieczeństwem kobiet i dzieci. Nie pił ani nie palił, ubierał się na biało, aby jeszcze dobitniej odróżnić się od czarnych charakterów. Co więcej, nie zabijał bez potrzeby, zatem zdecydowanie chętniej używał w walce lassa niż broni. Te pierwsze westerny, których niekwestionowanymi gwiazdami były takie postacie jak Bronco Billy Anderson czy William S. Heart, miały więcej wspólnego z cyrkowym show, znanym skądinąd z występów Williama Cody’ego, znanego bardziej jako Buffalo Bill (tego samego, którego w groteskowy sposób sportretował Altman w swoim antywesternie). Gdy ten sławny myśliwy i legendarny pogromca Indian porzucił swoje zajęcie, otworzył coś w rodzaju cyrku, w którym był oczywiście główną atrakcją. ![]() Chociaż jeszcze w latach 20 i 30 powstało kilka godnych uwagi westernów, takich jak „Billy Kid” (1930) w reżyserii Kinga Vidora czy „Cimarron” (1931) Wesleya Rugglesa (pierwszy western, który zdobył Oscara za najlepszy film i najlepszy scenariusz), złote lata westernu symbolicznie rozpoczęły się tak na dobrą sprawę w 1939 roku wraz z pojawieniem się na ekranach „Dyliżansu”. John Ford swoim filmem wyniósł fresk o Dzikim Zachodzie do rangi sztuki filmowej najwyższych lotów. Wyprowadził western z atelier i brawurowe sceny pościgów kręcił w autentycznych plenerach Monument Valley. To zdjęcia do „Dyliżansu” zainspirowały Orsona Wellesa do użycia szerokokątnego obiektywu i eksperymentowania z „żabią” perspektywą. Ponadto Ford, pierwszy chyba raz, pokazał tak charakterystyczną dla wyobrażenia o Dzikim Zachodzie grupę bohaterów: prawego mściciela – Ringo Kid (John Wayne), prostytutkę o gołębim sercu, lekarza-pijaka po przejściach, przystojnego hazardzistę i chciwego bankiera. ![]() W latach 40 i 50 powstały najlepsze dzieła tego gatunku, ustanawiając niedoścignione wzorce. „Rzeka czerwona” (1948) Howarda Hawksa, „W samo południe” (1952) Freda Zinnemana, „Poszukiwacze” (1956) Forda czy „Człowiek z Dzikiego Zachodu” (1958) Anthony’ego Manna to tylko niektóre tytuły tworzące kanon westernu. Filmy z tego czasu eksponują to, co dla jego uniwersum jest najbardziej charakterystyczne. To bardzo często kino wielkiej przygody w urzekającej scenerii Dzikiego Zachodu. Towarzyszy temu zwykle mało, co prawda, wyszukana symbolika, która, jak to też bywa w mitologiach, stara się podkreślić wyjątkowość historycznych losów bohaterów a jednocześnie poddać ich kształcącemu procesowi uniwersalizacji. I tak na przykład, spektakularne spędy bydła, które były dla ranczerów srogą szkołą życia, zmieniały bohaterów na zawsze. Jednym z najbardziej monumentalnych fresków poświęconych temu zagadnieniu jest „Rzeka czerwona” Howarda Hawksa. Rzecz dzieje się już po wojnie secesyjnej. W tej nowej rzeczywistości sposób patrzenia na świat przez doświadczonych srogo przez los starych pionierów, którzy każdą piędź ziemi musieli wyrywać naturze, ściera się z wizją młodych. Stary Dunson (John Wayne), który nie ufa nikomu poza sobą, musi jednak pod wpływem młodego Gartha (Montgomery Clift) przejść niezbędny proces socjalizacji, bo zaczyna sobie zdawać sprawę, że sam do niczego nie dojdzie. ![]() Spęd bydła jest jednym z wariantów typowego dla westernu motywu wędrówki, która, oprócz wielkiej przygody, niesie za sobą psychologiczną przemianę bohatera. Howard Kemp (James Stewart) bohater „Nagiej ostrogi” (1953) Anthony’ego Manna podczas eskorty więźnia, za którego spodziewa się sowitej nagrody, z materialistycznie usposobionego zgorzkniałego cynika zmienia się w ucywilizowanego ranczera gotowego do kolejnej próby założenia rodziny i życia zgodnego z etosem uczciwej pracy. Znacznie bardziej ekstremalną wędrówkę są zmuszeni odbyć bohaterowie „Rzeki bez powrotu” (1954), jedynego westernu w bogatej filmografii Otto Premingera. Dosyć frywolna trzpiotka, Kay, grana bardzo wdzięcznie przez Marylin Monroe, doświadczono srogo przez nieokiełznane siły natury musi zrozumieć, że prawdziwa miłość, a co za tym idzie również prawdziwe życie, to nie czułe słówka i miłe uśmieszki przystojnych fircyków, ale ciężka praca na farmie u boku surowego, ale szczerego mężczyzny, Matta Caldera (Robert Mitchum). Z kolei młody Mark Calder (Tommy Rettig), syn byłego rewolwerowca a teraz statecznego farmera, musi przebyć przyspieszony kurs dojrzewania i położyć między bajki honorowy kodeks rewolwerowca, który nigdy nie strzela przeciwnikowi w plecy. Przekona się na własnej skórze, że czasem, aby uratować życie bliskiej osobie, nie ma innego wyjścia. Natomiast jego ojciec, chcąc zacząć nowe uczciwe życie, będzie musiał dokonać rozliczenia z bolesną przeszłością. Wszyscy troje do swych społecznych ról dojrzewają symbolicznie w trakcie przeprawy tratwą przez rwący nurt tytułowej rzeki. Siermiężna ideologia, która w latach 50. spełniała swoją rolę zwierania szyków przeciw wywrotowcom, dzisiaj niestety ukazuje przede wszystkim swoje seksistowskie oblicze. ![]() W takich symbolicznych okolicznościach przyrody twórcy westernu kreowali też bałwochwalczo jednostronne wizerunki szarych pionierów jak i bohaterów narodowych. Jedną z ikon mitologii Dzikiego Zachodu przez długie lata był George Armstrong Custer. Najlepszą, co oczywiście nie znaczy, że mającą cokolwiek wspólnego z prawdą, biografię poświęconą temu legendarnemu generałowi nakręcił w 1941 roku Raoul Walsh. Film „Zginęli na polu chwały” omawia kolejne etapy życia Custera, począwszy od momentu wstąpienia do Akademii Wojskowej w West Point w 1857 roku aż do śmierci w bitwie pod Little Big Horn w 1876. W wersji Walsha, która ideologicznie nie odbiegała zresztą od innych z tamtego okresu, Custer grany przez Errola Flynna to odważny żołnierz, który z jednej strony oddaje życie za swój kraj w bohaterskiej walce z Indianami, ale jest też wyczulonym na niesprawiedliwość i krzywdę społeczną, jaka dotyka rdzennych mieszkańców Ameryki. Bardziej jednak zgodny z prawdą historyczną portret generała pokazał Arthur Penn w „Małym, wielkim człowieku” (1970), robiąc z Custera pozbawionego wszelkiej wrażliwości, żądnego krwi furiata. ![]() Tak jak portrety narodowych bohaterów, tak i obrazy sławiące męstwo pierwszych osadników Teksasu i Nowego Meksyku dzielnie walczących z Indianami, doczekały się z czasem polemiki. Nie wszyscy twórcy Hollywood skłonni byli hołdować nieskazitelnemu wizerunkowi pionierów a rdzennych mieszkańców Ameryki przedstawić jednoznacznie negatywnie. Chociaż najlepsze i najbardziej zdecydowanie negujące fałsz mitu założycielskiego filmy powstaną w latach 60 i 70, pierwsze jaskółki nowego sposobu postrzegania historii dadzą o sobie znać jeszcze w latach 50 („Poszukiwacze” Forda). W taki sposób narodził się podgatunek zwany przez historyków filmu antywesternem. Lata 60 i 70 upłynęły pod znakiem reinterpretowania w kinie mitu założycielskiego Stanów Zjednoczonych. Twórcy tacy jak Arthur Penn czy Robert Altman szydzili z zafałszowanej mitologii własnego kraju. Klasyczny western powoli nie wytrzymywał naporu rozrachunkowych treści, których jego sztywna konwencja nie była w stanie pomieścić. W 1980 roku został pogrzebany żywcem przez Michaela Cimino i jego finansową i artystyczną (jak chcą niektórzy) klapę pod tytułem „Wrota niebios”. |
A gdzie spagetthi westerny ktore pierwsze rozpoczely demontaz gatunku?
BTW, pilem w czasach studenckich z kumplami (mniej ogarnietymi kulturowo) i przerzucajac kanaly w tv trafilismy na "Truposza". Znajomi byli przekonani ze stary ruski telewizor wreszcie sie popsul (Truposz jest czarnobialy).
True story!
Tajemnicą poliszynela było, że pod pseudonimem literackim Valdemar Baldhead w czasach Polski Ludowej krył się… Waldemar Łysiak. Pod tym nazwiskiem opublikował on w 1980 roku zbiór opowiadań kryminalnych i sensacyjnych „Perfidia”. Jedno z nich cztery lata później stało się kanwą znakomitego przedstawienia Tadeusza Kijańskiego „Selekcja”. Scenariusz napisał do niego sam autor prozy. Tyle że tym razem zrezygnował już z kamuflażu.
więcej »Zawsze pojawia się pewna niezręczność, gdy marchew mrugnie do nas okiem.
więcej »Oto pierwsza porcja recenzji na tegoroczne jesienne wieczory.
więcej »Warzywny dramat
— Jarosław Loretz
Międzygwiezdne fotele w natarciu
— Jarosław Loretz
Peregrynacje wyssane z palca
— Jarosław Loretz
Podróże międzygwiezdne de luxe
— Jarosław Loretz
E.T. wersja hard
— Jarosław Loretz
Ogrodowy nielot
— Jarosław Loretz
Mumii podejście drugie
— Jarosław Loretz
Mumia z gwiazd
— Jarosław Loretz
Pracownik idealny
— Jarosław Loretz
Niech się mury… drzewią?
— Jarosław Loretz
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja
50 najlepszych westernów wszech czasów
— Esensja
Do kina marsz: Czerwiec 2010
— Esensja
Do kina marsz…: Marzec 2009
— Esensja
Camerimage: Dobre sceny w złych filmach
— Urszula Lipińska
Esensja przyznaje Oscary 2007
— Piotr Dobry, Urszula Lipińska, Kamil Witek
Porażki i sukcesy A.D. 2007
— Michał Chaciński, Piotr Dobry, Ewa Drab, Urszula Lipińska, Łukasz Twaróg, Kamil Witek, Konrad Wągrowski
„Małe dzieci” najlepszym filmem 2007 roku według Esensji i Stopklatki
— Esensja
„4miesiące, 3 tygodnie i 2 dni” najlepszym filmem IV kwartału 2007 w polskich kinach
— Esensja
Magia znowu działa
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Esensja ogląda: Kwiecień 2017 (1)
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Gabriel Krawczyk, Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski
Esensja ogląda: Marzec 2017 (4)
— Piotr Dobry, Jarosław Robak, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Esensja ogląda: Luty 2014
— Sebastian Chosiński, Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Jarosław Loretz
Esensja ogląda: Sierpień 2013 (2)
— Sebastian Chosiński, Joanna Pienio, Agnieszka Szady, Kamil Witek
Katana zamiast pazurów
— Jakub Gałka
Esensja ogląda: Styczeń 2013 (Kino)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Piotr Dobry, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Alicja Kuciel, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski
Mr. Pastisz & Mrs. Parodia
— Ewa Drab
Gwiazda (z) kryminału
— Piotr Dobry
Guitar Man
— Ewa Drab
Trzy surrealistyczne ewangelie i genezis z oka
— Łukasz Twaróg
Seks i inne nudziarstwa
— Łukasz Twaróg
Młotek na chrześcijan
— Łukasz Twaróg
Polański – lokator w absurdalnym labiryncie życia
— Łukasz Twaróg
Rodzina w ruinie
— Łukasz Twaróg
Bardzo śmieszna tragedia
— Łukasz Twaróg
Sen, który nie przeminął
— Łukasz Twaróg
Wiem, że nic nie wiem
— Łukasz Twaróg
Mokrą ręką na goły tyłek
— Łukasz Twaróg
Ćwierćnaga prawda w ciasnym gorsecie konwencji
— Łukasz Twaróg
Sympatyczny artykuł. Dobry western nie jest zły. Czy doczekamy się esensyjnego przeglądu najlepszych 50 westernów wszech czasów?
Jeśli chodzi o nowe westerny (2000+), jestem bardziej krytyczny niż autor. Na "Bezprawiu" się wynudziłem. "Krew za krew" zaczęła się bardzo obiecująco, ale potem zabłądziła w onirycznych rejonach. Natomiast remake "15:10 do Yumy" to według mnie żenada, chyba przede wszystkim reżyserska (bo przecież aktorzy nieźli, a scenariusz sprawdzony).