„Szpieg” filmem roku 2011 według Stopklatki i „Esensji”!Kolejny rok za nami… O tym, czy był to filmowo rok dobry, będzie pewnie można stwierdzić za kilkanaście lat, gdy okaże się, które z filmów przetrwają próbę czasu, które nie stracą na aktualności i o których wciąż będzie się mówiło. Czy mają na to szanse filmy z naszej listy? Och, z pewnością. Oto doroczne podsumowanie przygotowane przez dziennikarzy portalu Stopklatka.pl i serwisu Esensja.pl. Zapraszamy do poznania naszej listy najlepszych filmów 2011 roku.
Esensja„Szpieg” filmem roku 2011 według Stopklatki i „Esensji”!Kolejny rok za nami… O tym, czy był to filmowo rok dobry, będzie pewnie można stwierdzić za kilkanaście lat, gdy okaże się, które z filmów przetrwają próbę czasu, które nie stracą na aktualności i o których wciąż będzie się mówiło. Czy mają na to szanse filmy z naszej listy? Och, z pewnością. Oto doroczne podsumowanie przygotowane przez dziennikarzy portalu Stopklatka.pl i serwisu Esensja.pl. Zapraszamy do poznania naszej listy najlepszych filmów 2011 roku. Patrząc na roczne zestawienie, możemy chyba stwierdzić ze znalazły się na niej filmy z silne odciśniętą osobowością reżysera. Prawie każdy z tytułów kojarzy się bardzo wyraziście z konkretnym twórcą. Nasz zwycięzca to dzieło Tomasa Alfredsona, twórcy stylowego horroru „Pozwól mi wejść”, który rozpoczyna udaną karierę w strefie kina anglosaskiego. „Drive” to dzieło innego Skandynawa – Duńczyka Nicolasa Windiga Refna, który popularność zdobył mocnym kinem gangsterskim z cyklu „Pusher”. Drugi Duńczyk w naszym zestawieniu to głośny, a w tym roku wyjątkowo kontrowersyjny Lars von Trier, w zamian częstujący nas swym najlepszym filmem. Mamy wybitnych przedstawicieli kina irańskiego i greckiego, które trzyma się dokładnie odwrotne od greckiej ekonomii – czyli znakomicie. Europa (z gościnnym występem Iranu) zdominowała więc nasz ranking, ale nie zabrakło dwóch (a właściwie trzech) autorów zza oceanu – Darrena Aronofsky’ego i braci Coen, którzy ostatnio nie zawodzą. Wreszcie efektowny dokument 3D kolejnego słynnego twórcy i na deser – acz obowiązkowe na naszej liście – dwie pozycje stricte rozrywkowe. Ale jest to rozrywka najwyższej próby. Słów jeszcze kilka o naszym zwycięzcy. „Szpieg” to z pozoru film niedzisiejszy. Umieszczony w latach 70. i nawiązujący do zapomnianej tematyki zimnej wojny, wydaje się dziełem z innej epoki. Wygrywa jednak przede wszystkim charakterami swych postaci, w pełni zrozumiałymi w każdej epoce. Bo czy nie jest prawdą, że za najbardziej bezwzględnymi rozgrywkami między państwami nie stoją mocne racje i racjonalne decyzje, ale czyjeś uprzedzenia, sympatie, zła kalkulacja, niezdrowe ambicje? Pod tym względem świat się nie zmienia. Co nie ma wpływu na fakt, że „Szpieg” to przy okazji po prostu znakomite kino pod każdym względem. Flm stylowy i wyrafinowany jak świetnie skrojony prochowiec najwyższej jakości. Spojrzenia zastępują dialogi, atmosfera oczekiwania i tajemnicy spowija kadry od pierwszego do ostatniego, jeśli zaś chodzi o aktorów – składam ręce do oklasków dla wszystkich razem i każdego z osobna. Mimo że najnowsze dokonanie Alfredsona to istna perełka, nie zdominowało światowych box office’ów i nie stało się najbardziej kasowym wydarzeniem roku. Nie zdobyło nawet prestiżowych nagród, choć miało okazję walczyć o Złotego Lwa na MFF w Wenecji. Mimo to „Szpieg” odniósł wielki sukces – odświeżył i urozmaicił definicję kina szpiegowskiego, a Oldman nakreślił zupełnie nowy obraz brytyjskiego agenta. Obraz dla tych, którzy cenią filmowe szarady bardziej niż nieskomplikowaną rozrywkę. „Drive” posiada zdecydowany, wyrazisty styl, jednak nie jest tego typu gra z gatunkiem i konwencjami, co u Tarantino (jak chciałaby część krytyków), ale raczej odwołanie się do ich mitycznych korzeni i przyjrzenie się im przez osobistą soczewkę. Refna bardziej interesują emocje i napięcie, niż metakomentarz. Praca kamery Newtona Thomasa Sigela perfekcyjnie spełnia intencje reżyserskie: odpowiednio operuje światłem i kolorem, wydobywając poezję z przemocy, piękno z Los Angeles nocą i za dnia oraz adrenalinę i przyjemność z jazdy (co ciekawe, sam reżyser nie jest kierowcą). Ścieżka dźwiękowa bezpośrednio sięga do syntezatorowych lat 80., osnuwając romans kierowcy i Irene odrealnionym romantyzmem, żeby w innych scenach podbijać napięcie jak u Carpentera. Estetycznie i tematycznie film ewokuje wczesne osiągnięcia Michaela Manna („Złodziej” i „Łowca”), czy „Samuraja” Melville′a. Zachęca także do porównań z wybitnymi przedstawicielami samochodowej akcji: „Bullittem”, „Kierowcą” czy „Żyć i umrzeć w Los Angeles”. Chociaż Refn krąży blisko każdego z tych dzieł, to jego film pozostaje osobnym i równie wartościowym wkładem w kanon, czymś więcej, niż tylko nostalgicznym hołdem. Ponadto pokazuje, jak wiele jeszcze siły tkwi w gatunkowych strukturach i jak zrobić niezwykle pasjonujący film w sposób oszczędny – bez nadmiernej ilości cięć, bez CGI, bez chaotycznej kamery, za to trzymając się emocjonalnej logiki i po prostu opowiadając obrazem. Podobnie jak w poprzednim filmie Farhadiego – „Co wiesz o Elly?” – tak w „Rozstaniu” kameralna historia rodzinna funkcjonuje jako odzwierciedlenie problemów i podziałów społeczeństwa irańskiego. Separacja małżonków spowodowana niechęcią męża do wyjazdu z Iranu pociąga za sobą liczne wydarzenia, które prowadzą do pogłębiającej się wrogości na łonie rodziny. Niepotrzebne sekrety, niedomówienia i lęki sprawiają, że nikt nie może efektywnie porozumieć się z bliźnim. Wszystko ma dwie strony – oficjalną, wystawianą na widok publiczny oraz nieformalną, prywatną, pokazywaną jedynie najbliższym, jeśli nie pozostawioną nietkniętą w głębi duszy jednostki. Farhadi ma na planie fantastycznych aktorów, którzy ukazują w najmniejszym detalu wszystkie ukrywane i uzewnętrzniane emocje, żeby za pomocą aktorskiego ascetyzmu zbudować postaci wiarygodne i nieobojętne publiczności. Chociaż film ma ścisły związek z tłem społecznym Iranu, odwołuje się do wartości i pojęć znanych na całym świecie. Z tego powodu „Rozstanie” pozostawia zadrę w pamięci niezależnie od pochodzenia i światopoglądu widza. Lars von Trier zniszczył ziemię, „Melancholia” okazała się pieczołowicie zaplanowaną, znakomicie wyreżyserowaną katastrofą, która dużo silniej uderzyła w kilka osób niż w cały świat. Gdybyśmy chcieli usytuować „Melancholię” Larsa von Triera na obszarze kina gatunków, moglibyśmy odnaleźć w niej elementy należące do dramatu, skupić się na katastroficznych aspektach fabuły, pobawić w badaczy science fiction czy szukać podstaw dla nazwania filmu thrillerem. W przypadku produkcji von Triera nie sposób pozwolić sobie na prosty matematyczny rachunek i dodać wszystkie elementy. Znakomicie zrealizowany, sfotografowany i zagrany film. Dramat osuwającej się w szaleństwo baletnicy (świetna rola Natalie Portman) rozgrywa się wśród artystycznych i seksualnych obsesji, zamkniętych w fantastyczne zdjęcia Matthew Libatique’a. Horror psychologiczny spod znaku Polańskiego splata się z leitmotivami sztuki Aronofsky’ego, senne majaki konkurują z naturalizmem. Widok umęczonego ciała baletnicy sprawia ból, razem z nią drżymy, czy mięśnie i kości wytrzymają kolejny wysiłek. Końcowy efekt filmowy – olśniewający. „Kieł” to jeden z najdziwniejszych i najbardziej niepokojących filmów, jakie widziałam. Pokręcony i zdumiewający, sprawiający, że większość seansu spędza się z szeroko otwartymi ze zdziwienia ustami i na brzegu fotela z nadmiaru trudnych do opanowania emocji, które sprawiają, że w głowie kołacze się jedna myśli: „Nie do wiary!”. Sposób, w jaki Wim Wenders okiełznał przestrzeń teatralną, oraz naturalne lokacje, w których umieścił aktorów Piny, by tam odegrali swe role do końca, budzą niemy podziw. Architektura niczym choreografia, taniec mówiący więcej niż niejeden dialog. Wim Wenders powrócił. „Pina” to arcydzieło. Nie wiem, czy to najlepszy film Coenów od czasu „To nie jest kraj dla starych ludzi”, ale nie wyczuwam w nim żadnego fałszu. Pierwsza część – realistyczna, protokolarna wręcz – płynnie przechodzi w cudowny drugi akt: fantasmagoryczny, baśniowy, utrzymany w tonie przygodowej ballady. Zaskakująco jak na Coenów miękkiej, czułej i empatycznej wobec trójki głównych postaci, z których każda ma w sobie rys szlachetności i dobroci (ostatnie takie trio mogliśmy oglądać w „Big Lebowskim”). Firmowy okrutny humor braci doskonale opisuje świat przedstawiony i ustępuje z czasem gorzkiej melancholii, która towarzyszy refleksji o przemijaniu. Bo o nim właśnie – i to całkiem serio – mówi „Prawdziwe męstwo” (zwróćcie uwagę na kapitalne wykorzystanie przeciwujęć jako wizualizacji straty). Aktorstwo pyszne (Damon!), sekwencja galopu Roostera i rannej Mattie piękna (wizualny wiersz romantyczny, jedno z największych osiągnięć Coenów), stężenie oszustw na centymetr taśmy wyjątkowo małe jak na standardy braciszków (dostrzegam jedynie typowy dla nich zabieg z narratorką, która jest jedyną poręczycielką wydarzeń). Matthew Vaughn już pokazał w „Kick-Ass”, że potrafi świetnie ironizować na bazie superbohaterskich toposów i niezwykle sprawnie reżyserować sceny akcji. Teraz przyszedł czas na zmierzenie się z klasyczną i poważaną serią komiksową. Nie był to reboot, więc Vaughn nie miał okazji na całkowite odświeżenie świata mutantów, ale odcisnął na materiale swoje oryginalne pomysły. Vaughn przyznał w wywiadach, że starał się osiągnąć charakterystyczny klimat retro w stylu klasycznego, zimnowojennego Bonda. Młoda obsada również zaprezentowała się intrygująco. Reżyser nie miał zbyt wiele czasu na realizację, budżet nie był kolosalny, a oczekiwania były wysokie, jednak historia często pokazuje, że taka presja może działać stymulująco, otrzymaliśmy bowiem jeden z najlepszych filmów w serii. „Druhny” to komedia w najczystszej postaci. Nie należy się łudzić, że podczas seansu będzie można egzaltować się grą aktorską, muzyką, zdjęciami czy głębią scenariusza. „Druhny” zostały skrojone pod widza umiejącego i lubiącego pośmiać się z niewyrafinowanych, ale dobrych i pomysłowych żartów. To film dużo smaczniejszy niż „Wpadka” i równie zabawny jak „Kac Vegas”, w którym panie znajdą świetny, kobiecy humor, a i panowie, będą mieli na czym oko zawiesić. ![]() 6 stycznia 2012 |
Witold Pyrkosz nadawał się do roli nieuczciwego kasjera bankowego Zenona Kruka idealnie! Gra bohatera, który nie rzuca się w oczy, więc tym samym nie wzbudza żadnych podejrzeń. A przynajmniej tak mu się wydaje. Jego wewnętrzny spokój pewnego dnia pryska jednak jak bańka mydlana… Historię wymyśloną przez Feliksa Falka wyreżyserował inny mistrz – Ryszard Bugajski. A jej tytuł brzmi tak niewinnie: „Kiedy się ze mną podzielisz?”
więcej »Drogi potencjalny twórco, pamiętaj, żeby na filmowy plan nie zapraszać zbyt krzepkich aktorów. W końcu scenografia przyda się jeszcze w kontynuacjach, a budżet rzadko kiedy jest z gumy.
więcej »Wyreżyserowana przez Ireneusza Kanickiego „Toccata” autorstwa Macieja Z.(enona) Bordowicza to jeden z najbardziej tajemniczych spektakli Teatru Sensacji „Kobra”. Dość powiedzieć, że po ponad półwieczu od jego powstania wciąż nie sposób odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, czy do jej emisji we wrześniu 1971 roku rzeczywiście doszło. Cieniem na przedstawieniu kładą się również późniejsze tragiczne losy reżysera i jego nie do końca wyjaśniona śmierć.
więcej »Dekoracje waść niszczysz!
— Jarosław Loretz
Ten człowiek jeszcze oddycha!
— Jarosław Loretz
Dama przed podróżą
— Jarosław Loretz
Dama w podróży
— Jarosław Loretz
Wymarzony kochanek
— Jarosław Loretz
Spaleni słońcem
— Jarosław Loretz
Dymek w lesie
— Jarosław Loretz
Beczka bezpieczeństwa
— Jarosław Loretz
Pomsta na ufokach
— Jarosław Loretz
Zupa jednak wyszła za słona
— Jarosław Loretz
Do sedna: Darren Aronofsky. Czarny łabędź
— Marcin Knyszyński
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja
50 najlepszych filmów superbohaterskich
— Esensja
100 najlepszych filmów science fiction wszech czasów
— Esensja
Najlepsze filmy na prezent
— Esensja
50 najlepszych westernów wszech czasów
— Esensja
I want to drive you through the night…
— Judyta Żelosko
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Remanent filmowy 2022: „Idiota” za kratkami
— Sebastian Chosiński
Do sedna: Darren Aronofsky „mother!”
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Noe: Wybrany przez Boga
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Zapaśnik.
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Źródło
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Requiem dla snu
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Pi
— Marcin Knyszyński
Krótko o filmach: Mroczna sielanka
— Sebastian Chosiński
Krótko o filmach: Manifest artysty
— Miłosz Cybowski
Zmarł Leonard Pietraszak
— Esensja
50 najlepszych filmów 2019 roku
— Esensja
50 najlepszych filmów 2018 roku
— Esensja
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku
— Esensja
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja