30 najlepszych filmów 2012 rokuW tym roku zmieniliśmy formułę – zamiast typowania „dziesiątek” i podsumowania typów w redakcyjnej dyskusji, wybraliśmy ponad setkę tytułów i w głosowaniu 18 członków działu filmowego stworzyliśmy ranking 30 najlepszych filmów minionego roku (spośród tych, które miały w Polsce kinową dystrybucję). Jako że nie było tym razem zdecydowanych faworytów, byliśmy bardzo ciekawi ostatecznych wyników. A one nas naprawdę zaskoczyły…
Esensja30 najlepszych filmów 2012 rokuW tym roku zmieniliśmy formułę – zamiast typowania „dziesiątek” i podsumowania typów w redakcyjnej dyskusji, wybraliśmy ponad setkę tytułów i w głosowaniu 18 członków działu filmowego stworzyliśmy ranking 30 najlepszych filmów minionego roku (spośród tych, które miały w Polsce kinową dystrybucję). Jako że nie było tym razem zdecydowanych faworytów, byliśmy bardzo ciekawi ostatecznych wyników. A one nas naprawdę zaskoczyły… ![]()
Wyszukaj / Kup 30. Hugo i jego wynalazek Martin Scorsese znany głównie ze swoich pełnych przemocy, okrucieństwa i niepokoju opowieści stworzył tym razem film, będący hołdem złożonym klasyce kina, z której sam mistrz nieustannie czerpie inspiracje. Reżyser wykonał swoją robotę tak fachowo, że widz nie czuje żadnej niestosowności w łączeniu najnowszych technologii z duchem arcydzieł Harolda Lloyda, Charliego Chaplina, braci Lumière czy Georgesa Méliès. Wręcz przeciwnie, ma się poczucie, że „Hugo” nie tylko opowiada o wielkich dokonaniach kina, ale sam stanowi jedno z nich. Marta Chojnacka Bardzo dobry, choć niepotrzebnie awizowany jako horror. Owszem, film momentami zmienia się w – nomen omen – pełnokrwisty slasher, ale jest przede wszystkim parodią obrazów spod znaku potwora i siekiery. Początkowy klimat płynący z typowego zawiązania akcji (grupka przyjaciół udaje się na odludzie) dość szybko zostaje złamany wątkami autotematycznymi, co momentalnie psuje zabawę widzom nastawionym na rzecz w typie „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”. I jednocześnie zapewnia rozrywkę tym, którzy oczekiwali przede wszystkim zabawy z konwencją. Drew Goddard inteligentnie przepracowuje tradycyjne horrorowe motywy, prezentując poziom humoru o klasę wyższy niż choćby pierwszy „Straszny film”. Wartością samą w sobie są tu właściwie wszystkie zagrywki scenariuszowe, znakomicie wypadają zwłaszcza odniesienia do japońskiego kina grozy oraz zakończenie, a ostatnie dwadzieścia minut w ogóle to prawdziwy maraton smaczków i nawiązań do przeróżnych produkcji gatunkowych, pomysłowo spiętych ramą drugiej części „Cube′a”. Daniel Markiewicz „Zupełnie inny weekend” odznacza się wyjątkową subtelnością, przez co nieco się gubi w towarzystwie bardziej wyrazistych kandydatów do tytułu najlepszego filmu roku. Jednak to właśnie w tej delikatności i skromności tkwi jego ukryta siła. Film Andrew Haigha opiera się przede wszystkim na wnikliwej obserwacji bohaterów, zarówno w zakresie ich zewnętrznych zachowań, jak i wypowiadanych słów. To do widza należy interpretacja rozległej i zagmatwanej sfery, która kryje się pomiędzy dialogiem a czynem. Dzięki temu fabuła, choć dotyczy jedynie krótkiej weekendowej znajomości dwóch mężczyzn, ujawnia zaskakujące pokłady emocjonalnej złożoności. Brytyjski reżyser stworzył film w dużej mierze niepozorny, lecz niewątpliwie zasługujący na uwagę. Karol Kućmierz Ktoś już gdzieś napisał, że im gorzej Grecja radzi sobie na polu finansowym, tym lepsze filmy kręcą jej filmowcy. „Alpy” są niczym innym jak tylko potwierdzeniem tej teorii. Początkowo bardzo trudno wejść w opowiadaną historię. Powolne kadry wspomagane lichymi dialogami utrudniają zrozumienie bohaterów i sens ich dziwacznych działań. Ze zdawkowych dialogów czwórki bohaterów można wywnioskować jedynie tyle, że wykonywana przez nich praca to zastępowanie na zlecenie zmarłych tak, by ich bliscy mogli oswoić się w dłuższym czasie ze śmiercią ukochanej córki, matki czy męża. Odtwarzają ich gesty, powtarzają określone zdania, ubierają i zachowują się jak ci, którzy odeszli. Akcja „Alp” toczy się w zaskakująco przemyślanym, ślimaczym tempie wprowadzania greckich reform budżetowych. Dzięki temu czujność widza zostaje uśpiona na tyle skutecznie, że paradoksalnie kilkadziesiąt minut później chcemy by cały film zacząć najlepiej od początku. Każdy gest i zdanie ma bowiem znaczenie dla końcowego rozwikłania zagadki, jaką skrzętnie ukrywa w sobie fabuła „Alp”. W sennej narracji łatwo przegapić moment, w którym odtwarzane role zaczną przenikać się z prawdziwym życiem a fikcja mieszać z rzeczywistością. Owa konstrukcja filmu sprawia, że widz nie jest już wstanie rozróżnić pozorów od zwyczajnego życia. Kiedy wydaje nam się, że pojęliśmy już całą złożoność „Alp”, otrzymujemy fabularnego twista zmuszającego do ponownego obejrzenia filmu. Sami też nie jesteśmy już pewni, czy wciąż jesteśmy sobą czy tylko udajemy kogoś innego. Kamil Witek Idiotyczny i niemający żadnego zakorzenienia w fabule polski tytuł nawiązuje oczywiście do szlagieru Piotra Szczepanika, ale klimat filmu współtworzą na szczęście Johnny Cash i Lou Reed. Te nazwiska stanowią podpowiedź, czego możemy się spodziewać: stylowej ballady gangsterskiej rozgrywanej na ponurej amerykańskiej prowincji. Scenariusz, oparty na niedługiej powieści bostońskiego pisarza George’a V. Higginsa z 1974 roku, jest pretekstowy: tu liczą się smartassowe dialogi filozofujących rzezimieszków i kontemplacyjne nocne ujęcia opustoszałych dzielnic, przerywane od czasu do czasu nagłą eksplozją przemocy. Kłaniają się „Chłopcy z ferajny”, „Drive” i poprzedni film duetu Dominik/Pitt „Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”. Reżyser ambitnie próbuje zrobić z tej historii jednego zlecenia, jakie od mafii dostaje cyngiel Jackie Cogan, satyrę antykapitalistyczną, ale jej głębię też da się podsumować jednym zdaniem, wygłoszonym zresztą przez wspomnianego bohatera: „Ameryka to nie kraj, to biznes”. W rzeczy samej: Ameryka to nie jest kraj dla starych ludzi, słabych ludzi, biednych ludzi. Świetnie jednak, że jest to kraj tak znakomitych aktorów jak Brad Pitt, tworzący tutaj kolejną wybitną kreację. Piotr Dobry „Merida waleczna” nie jest co prawda tak odważna jak „Wall-E” ani tak wzruszająca jak „Odlot”, a tytułowej bohaterce bliżej do klasycznych disneyowskich heroin, niż do złożonych postaci pokroju Carla Friedricksena, ale narzekanie na tak dobry, wciągający film, pełen rewelacyjnie rozegranych scen i dialogów, byłoby co najmniej niestosowne. Trudno też nie zwrócić uwagi na poziom samej animacji – „Merida…” nadaje nowy sens słowu „fotorealistyczny”. Plenery są pięknie wykonane, każdy szczegół cyfrowej scenografii żyje własnym życiem, a włosy głównej bohaterki zasługują na jakąś nagrodę (chociaż wątpię, by ktoś przyznawał nagrody za cyfrowe włosy). I choć niczego Pixar „Meridą waleczną” nie udowadnia (bo i nie musi), to po raz kolejny potwierdza, że jest obecnie najważniejszym amerykańskim studiem animacji. Jakub Gałka Triumfator festiwalu Sundance, „Bestie z południowych krain”, to wcale nie smutna historia samotnego dziecka puszczonego po dżungli samopas – jak mogłoby się z początku wydawać. Ten mimo wszystko pogodny film opowiada o więzi ojca i kilkuletniej córki. O relacji chyba niedoskonałej, ale pełnej troski o dobrą przyszłość i trudu przygotowania latorośli do samotnego życia. Wydarzenia rozgrywają się bowiem w oczekiwaniu na śmierć Winka. Dziewczynka buduje wokół siebie mityczny świat, który przenika do prawdziwego – choćby za sprawą pradawnych bestii, które należy ujarzmić, a także przesadzonych wyobrażeń na temat matki, której Hushpuppy nie znała. Zeitlin obrazuje ponadto życie biednych ludzi, którzy za wszelką cenę bronią swoich walących się po powodzi chat w lesie i za nic nie chcą być częścią istniejącego równolegle i całkiem niedaleko „cywilizowanego świata”. Film uświadamia, że każdy ma prawo do swojego miejsca na ziemi, którego nie wolno zmieniać mu siłą, próbując uszczęśliwić go bez jego zgody. Pokazuje tym samym, że miejsca kojarzone głównie z zacofaniem mogą być ogniskiem naturalnej ludzkiej siły pochodzącej z przyjacielskiej jedności, ochrony dawanej słabszym i woli przetrwania. To miejsca, w których natura mówi ludzkim głosem, a po ostatnim uderzeniu ludzkiego serca nie słychać złowrogiego dźwięku szpitalnej maszyny, a jedynie prostą, godną i tak oczywistą ciszę. Patrycja Rojek Pierwszy pełnometrażowy film Richarda Aoyade’a (wcześniej pracował w telewizji, robił teledyski oraz występował jako Moss w „The IT Crowd”) to jeden z tych debiutów, które od razu ujawniają świadomego, pewnego siebie reżysera, który wie, co robi. Choć filmów o młodzieńcach wchodzących w dorosłość było na pęczki, Aoyade dokłada swoją cegiełkę, jednocześnie pożyczając od poprzedników i dodając sporo od siebie. Tematyka, scenografia i wizualny blichtr przywołują na myśl „Rushmore” Wesa Andersona, frenetyczny montaż – Edgara Wrighta, a rozwiązania kolorystyczne – Nicolasa Roega i jego „Nie oglądaj się teraz”. „Moja łódź podwodna” jest może nieco zbyt wystylizowana, żeby emocjonalnie poruszyć, ale nadrabia to rewelacyjnym, cynicznym humorem, obecnym w warstwie narracji, dialogów i co najważniejsze – obrazów. Świetnie odnajdują się w tej komediowej hiperrzeczywistości młodzi aktorzy. Craig Roberts i Yasmin Paige wypadają wiarygodnie zarówno w momentach nagiej szczerości, jak i w otchłani wyobraźni głównego bohatera. Nostalgiczno-gitarowy soundtrack Alexa Turnera dopełnia dzieła. Karol Kućmierz Na pewno pojawią się głosy, że najnowszy film Władysława Pasikowskiego to dzieło antypolskie i szkodzące autorytetowi naszego kraju w świecie. Że jest wodą na młyn amerykańskich Żydów, domagających się restytucji dóbr materialnych należących przed wojną do ich przodków. W niczym jednak nie zmieni to faktu, że „Pokłosie” jest pierwszym obrazem, który tak boleśnie przedstawia temat mordów dokonywanych przez Polaków na swoich żydowskich sąsiadach podczas okupacji niemieckiej. Sebastian Chosiński Morgan Spurlock podążając za kilkoma fanami wnika głęboko w skórę geeków z krwi i kości. Spotyka się z ich oczekiwaniami, obserwuje pasję i dokonuje wnikliwej analizy fanowskiego świata. W jego filmie Comic-Con jawi się jako geekowa enklawa, gdzie nikogo nie zdziwi dorosły mężczyzna rysujący komiksy czy kolekcjonujący zabawki, a paradujących w filmowych kostiumach nie bierze się za obłąkanych freaków. Choć większość prezentowanego materiału u zwyczajnego odbiorcy może z początku wywoływać uśmiech politowania, dla Spurlocka nie ma to większego znaczenia. Ograniczając się do minimalnego komentarza daje bowiem fanom miejsce na szczere dzielenie się własną pasją, nawet jeśli nie da się jej uzasadnić w racjonalny sposób. Jednocześnie stawiając przed kamerą słynnych aktorów, reżyserów i celebrytów udowadnia, iż bycie geekem nie jest zarezerwowane wyłącznie dla zakompleksionych okularników po trzydziestce, mieszkających w piwnicy rodziców. Dlatego fani w oku Spurlocka to dumni ze swojego hobby, normalni ludzie. Kamil Witek |
Brak Padającego Mrocznego Rycerza oraz nowego Dredda jest, według mnie, całkowicie uzasadniony. To ma być ranking najlepszych filmów, a nie filmów najdroższych, czy najbardziej reklamowanych, lub filmów najtańszych i najmniej kasowych.
Obydwa doświadczają tych samych chorób kina gatunkowego ostatnich lat - niemocy scenarzystów (historyjka na poziomie odcinka Miami Vice, dłuuużyzny i idiotyzmy, brak budowania charakterów i ogólny brak napięcia) oraz braku zdecydowania i wizji artystycznej u reżysera. Atoli Dredd deklasuje Batmana pod jednym ważnym względem - zmarnowano nań znacznie mniej dolarów, ergo, więcej zieleniny mogło pójść na rzeczy pożyteczniejsze, jako to: schroniska dla kotów, biedne dzieci z Etiopii oraz zakup karabinów szturmowych i magazynków dużej pojemności.
Avengers. 4 miejsce. Za lasery i wybuchy? OK. Już przemilczę hobbita bo jestem może przewrażliwiony, ale na avengersach to można spać...
Hans Kloss czy Max Otto von Stirlitz – który z nich narodził się wcześniej? Ten pierwszy zadebiutował w spektaklu teatralnym w styczniu 1965 roku, temu drugiemu Julian Siemionow przydał niemiecką tożsamość dopiero w wydanej dwa lata później powieści „Major Wicher”. Na słynne „Siedemnaście mgnień wiosny” trzeba było czekać jeszcze rok. A na dwuczęściowe przedstawienie polskiego Teatru Sensacji „Stirlitz” autorstwa Andrzeja Zakrzewskiego – kolejne cztery.
więcej »Myśleliście, że blaszana kosmiczna furgonetka albo UFO z ogrodowego parasola to szczyt dziadostwa budżetowego? Ha! Poznajcie statek na budżecie zerowym. Serio, nic nie kosztował.
więcej »W latach 80. XX wieku Wiaczesław Browkin wyspecjalizował się w przedstawieniach telewizyjnych, które prezentowane były najczęściej w ramach „Teatru Politycznego”. Czy to oznacza, że tym samym definitywnie odszedł od postaci komisarza Maigreta? Niekoniecznie. Znalazł bowiem taką powieść Georges’a Simenona, która pozwoliła mu połączyć oba wątki – kryminalny i polityczny. Tak powstał, mający premierę w czerwcu 1987 roku, spektakl „Maigret u ministra”.
więcej »Peregrynacje wyssane z palca
— Jarosław Loretz
Podróże międzygwiezdne de luxe
— Jarosław Loretz
E.T. wersja hard
— Jarosław Loretz
Ogrodowy nielot
— Jarosław Loretz
Mumii podejście drugie
— Jarosław Loretz
Mumia z gwiazd
— Jarosław Loretz
Pracownik idealny
— Jarosław Loretz
Niech się mury… drzewią?
— Jarosław Loretz
Interpol muzealny
— Jarosław Loretz
Gdy w domu brakło kombinerek
— Jarosław Loretz
10 najlepszych slasherów komediowych
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Weekendowa Bezsensja: Jak poradzić sobie z brakiem dostępu do fryzjera, czyli 10 filmów z niesfornymi włosami
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja
Piątka na piątek: Proszę państwa, oto m̶i̶ś̶ niedźwiedź
— Esensja
Pacjent zmarł, po czym wstał jako zombie
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Jakub Gałka, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jarosław Robak, Beatrycze Nowicka, Łukasz Bodurka
mbank Nowe Horyzonty 2023: Drrrogi, chłopcze…
— Kamil Witek
Krótko o filmach: Spotkanie na pustkowiu
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski
Kłopoty to jego specjalność
— Sebastian Chosiński
Wojna, która zakończy wszystkie wojny
— Konrad Wągrowski
Z Londynu do Warszawy
— Sebastian Chosiński
Mąż stanu, którego trudno polubić
— Sebastian Chosiński
Krótko o filmach: Ludzie w hotelu
— Marcin Mroziuk
Wielkość i małość rodu Laurentów
— Sebastian Chosiński
Forum Kina Europejskiego Cinergia 2018: Jesienna opowieść
— Konrad Wągrowski
Zmarł Leonard Pietraszak
— Esensja
50 najlepszych filmów 2019 roku
— Esensja
50 najlepszych filmów 2018 roku
— Esensja
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku
— Esensja
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja
Pamiętajcie, że to subiektywny ranking. Śmiech. :-)