Trzy cięcia: Piotr Łysak. Inteligent doskonałyTrzy. I tylko trzy! Czasami z kilkunastu, często z kilkudziesięciu, niekiedy nawet z kilkuset. Trzy role – nie zawsze najlepsze, ale za to najbardziej charakterystyczne. Role niekiedy zapomniane, lecz na pewno godne ocalenia.
Sebastian ChosińskiTrzy cięcia: Piotr Łysak. Inteligent doskonałyTrzy. I tylko trzy! Czasami z kilkunastu, często z kilkudziesięciu, niekiedy nawet z kilkuset. Trzy role – nie zawsze najlepsze, ale za to najbardziej charakterystyczne. Role niekiedy zapomniane, lecz na pewno godne ocalenia. Zapowiadał się na świetnego aktora charakterystycznego, który idealnie pasował do ról młodych inteligentów, wrażliwych i uduchowionych idealistów, którym nieobce są zarówno uniesienia miłosne, jak i patriotyczne. Mimo kilku znakomitych ról i otwierających się przed nim wielkich perspektyw, zdecydował się najpierw wyemigrować z kraju, a następnie porzucić zawód. Piotr Łysak urodził się w listopadzie 1958 roku w Warszawie. Dla kina odkrył go Janusz Nasfeter, obok Stanisława Jędryki, najwybitniejszy twórca filmów dla dzieci i o dzieciach w dziejach polskiej kinematografii. Tym samym Łysak dołączył do nader licznego grona innych dziecięcych talentów, które rozpoczynały karierę filmową w obrazach Nasfetera, jak chociażby Filip Łobodziński, Henryk Gołębiewski, Roman Mosior, Edward Dymek, Grzegorz Roman czy Grażyna Michalska. Zadebiutował jako niespełna siedemnastolatek w dramacie wojennym „Moja wojna, moja miłość” (1975) – i była to od razu wielka rola. Nic więc dziwnego, że o młodego aktora szybko upomnieli się inni reżyserzy. Rok po debiucie pojawił się na drugim planie w dwóch dziełach: historycznych „Czerwonych cierniach” Juliana Dziedziny (o rewolucji 1905 roku w Królestwie Polskim) i tragikomicznych „Bezkresnych łąkach” Wojciecha Solarza, gdzie wcielił się w syna głównego bohatera granego przez Wieńczysława Glińskiego. Najbardziej udanym dla młodego aktora był 1978 rok, kiedy to zagrał główne role w dwóch bardzo udanych produkcjach kinowych (obu będących zresztą ekranizacjami literatury pięknej): „Zmorach” Wojciecha Marczewskiego oraz „Wśród nocnej ciszy” Tadeusza Chmielewskiego. To było apogeum krótkiej kariery Łysaka – nie z tego powodu, że później nie był już w stanie wspiąć się na równie wysoki poziom, ale dlatego, że poprzeczka została zawieszona zaskakująco wysoko. W 1979 roku pojawił się w trzech filmach telewizyjnych: bardzo popularnej swego czasu wśród młodzieży „Myszy” Wiktora Skrzyneckiego, wojennej „Godzinie W” Janusza Morgensterna (o wybuchu powstania warszawskiego) oraz słusznie zapomnianym dramacie o meandrach pracy socjalistycznej „Na własną prośbę” Ewy i Czesława Petelskich. Ostatnią jego rolą przed wyjazdem z Polski Ludowej była kreacja w kolejnym dziele Petelskich, tym razem już dużo wartościowszym – „Urodzinach młodego warszawiaka”, które w pewnym sensie uznać można za dopełnienie debiutanckiej „Mojej wojny, mojej miłości”. Na emigracji los rzucił Łysaka do Kanady – tam ukończył studia aktorskie na Uniwersytecie Alberty w Edmonton, ale, o dziwo, nie wrócił na stałe do zawodu, choć jeszcze trzykrotnie stanął przed kamerą (między innymi w „Evixion” Bashara Shbiba i „Dreams Beyond Memory” Andrzeja Markiewicza). Zamiast artystą przez duże „A”, postanowił zostać menedżerem; podstaw marketingu i reklamy uczył się w Nowym Jorku i Calgary. W połowie lat 90. ubiegłego wieku związał się z firmą McCann Erikson, a obecnie pracuje dla Wizz Air. Po raz ostatni, jak do tej pory, w aktora zabawił się w spektaklu „Naparstek Pana Boga” (na podstawie opowiadań Rainera Marii Rilkego), który został zrealizowany przed czternastoma laty dla Teatru Telewizji. Cięcie pierwsze „Moja wojna, moja miłość” (reż. Janusz Nasfeter, 1975) Chyba żaden inny polski reżyser nie potrafił tak wczuć się w psychikę dziecka i oddać na ekranie jego emocji, jak Janusz Nasfeter („Małe dramaty”, „Kolorowe pończochy”, „Abel twój brat”, „Motyle”, „Ten okrutny, nikczemny chłopak”, „Nie będę cię kochać”, „Królowa pszczół”). Żaden inny, może oprócz Stanisława Jędryki, nie potrafił opowiedzieć o dramatach swoich młodych bohaterów bez popadania w trywialność i traktowania ich po macoszemu. W „Mojej wojnie, mojej miłości” Nasfeter podjął się zadania jeszcze trudniejszego – przedstawienia problemów wieku dorastania na tle wielkiej narodowej tragedii, jaką stał się Wrzesień 1939 roku. Grany przez Piotra Łysaka siedemnastoletni Marek Brun jest synem oficera rezerwy (gra go Ryszard Barycz), który w pierwszych dniach wojny udaje się na front; żegnając się z najbliższymi, powierza Markowi zadanie odwiezienia jego młodszej siostry, Elki, do rodziny w Podkowie Leśnej, zaznaczając przy tym, że byłoby dobrze, gdyby i Marek przeczekał tam nadchodzące ciężkie tygodnie. Ale chłopak nie chce nawet o tym słyszeć; wraca natychmiast do Warszawy, aby ze swymi kolegami szkolnymi, jak on harcerzami, bronić Ojczyzny. Chcąc dostać się do wojska, opuszcza stolicę i odtąd tuła się w zawierusze wojennej. Od pewnego momentu w podróży w nieznane towarzyszy mu nieco od niego młodsza Elżbieta (piętnastoletnia Grażyna Michalska), którą Marek bierze pod swoje opiekuńcze skrzydła. Stara się być jak dorosły, ale sam z trudem zwalcza strach; z czasem, jak to w wieku lat –nastu bywa, zakochuje się w dziewczynie – wojna jednak brutalnie wkracza w ich życie, nie pozwalając rozkwitnąć miłości. Nasfeter opowiada tę historię w typowy dla siebie poetycki sposób, idealnie też prowadzi Łysaka, chroniąc go przed wszystkimi mieliznami, które czyhały na tak przecież młodego, absolutnego debiutanta. Aktor z kolei odpłaca mu się naturalnością i szczerością w grze, które znamionowały naprawdę duży talent. Cięcie drugie „Wśród nocnej ciszy” (reż. Tadeusz Chmielewski, 1978) Tadeusz Chmielewski zapisał się na stałe w historii polskiej kinematografii jako autor ponadczasowych, pełnych ironii komedii – obyczajowych („Ewa chce spać”, „Pieczone gołąbki”, „Nie lubię poniedziałku”, „Wiosna, panie sierżancie) i wojennych („Gdzie jest generał…”, „Jak rozpętałem drugą wojnę światową). Trzeba też jednak pamiętać, że reżyser ten ma na koncie również trzy bardzo udane filmy niekomediowe: dramat szpiegowski „Dwaj panowie N” (1961), kryminał psychologiczny „Wśród nocnej ciszy” (1978) oraz – oparty na powieści Stefana Żeromskiego – melodramat historyczny „Wierna rzeka” (1983). W przypadku drugiego z wymienionych obrazów, pisząc scenariusz, reżyser także sięgnął po dzieło beletrystyczne – książkę czeskiego prozaika Ladislava Fuksa „Śledztwo prowadzi radca Heumann”. Chmielewski dokonał kilku znaczących zmian: przede wszystkim przeniósł akcję do Polski i umieścił ją w pierwszej połowie lat 20. ubiegłego wieku. Miastem położonym nad Wisłą (choć nie jest to powiedziane wprost, można się domyślać, że chodzi o Toruń – tam przynajmniej, jak również w „sąsiedniej” Bydgoszczy – nakręcono większość zdjęć) wstrząsają wiadomości o okrutnych zbrodniach popełnianych na młodziutkich chłopcach. Przełożeni komisarza Teofila Hermana (w tej roli znakomity Tomasz Zaliwski) żądają jak najszybszego ujęcia sprawcy, w przeciwnym razie stróż prawa zostanie zdymisjonowany. To jednak nie jedyny problem, z jakim musi zmierzyć się ambitny policjant, drugim jest jego własny syn – piętnastoletni Wiktor (czyli Piotr Łysak), który poddany narzuconemu przez ojca rygorowi, postanawia się przeciwko niemu zbuntować. Momentem przełomowym jest zakaz spotykania się z kolegą szkolnym Bernardem (gra go Mirosław Konarowski), z którym młody Herman planuje wspólną letnią podróż łodzią. Chłopcem targają skrajne emocje wobec swego rodziciela – od miłości do nienawiści, co w ostateczności pcha go do popełnienia odrażającego czynu. W filmie Chmielewskiego Łysak zagrał rolę życia – „jego” Wiktor to bohater wewnętrznie pogubiony, marzący o rodzinnym szczęściu, którego nigdy nie zaznał; kiedy zdaje sobie sprawę, że jego ojciec tak naprawdę nigdy się nie zmieni, decyduje się przekroczyć granicę, za którą już nic nie będzie takie samo. „Wśród nocnej ciszy” to jeden z najlepszych kryminałów epoki PRL-u, a jego najmocniejszą stroną są pogłębione portrety psychologiczne głównych postaci dramatu. Cięcie trzecie „Zmory” (reż. Wojciech Marczewski, 1978) Wydana cztery lata przed wybuchem drugiej wojny światowej powieść Emila Zegadłowicza „Zmory” (będąca zwieńczeniem „Żywota Mikołaja Srembrempisanego”) wywołała wówczas ogromne kontrowersje i oburzenie. Autorowi zarzucano przedstawienie wynaturzonego obrazu systemu oświaty II Rzeczypospolitej oraz nazbyt śmiałe sceny erotyczne. To drugie wydaje się o tyle usprawiedliwione, że bohater książki jest uczniem… gimnazjum. Przez długie lata uważano, że dzieło pisarza, który sam ukończył (w 1906 roku) gimnazjum w Wadowicach (to samo, do którego trzy dekady później uczęszczał Karol Wojtyła), jest nieprzekładalne na język filmu. Czy to z powodu specyficznego, modernistycznego stylu Zegadłowicza, czy też z nadmiaru wątków pobocznych, które na ekranie skutecznie odwracałyby uwagę od głównego bohatera. A jest nim Mikołaj Srebrny, przez rodzinę i kolegów zwany po prostu Mikiem, w którego w obrazie Wojciecha Marczewskiego wciela się dwóch aktorów: trzynastoletni Tomasz Hudziec (Mikołaj w dzieciństwie) oraz o siedem lat od niego starszy Piotr Łysak (w latach gimnazjalnych). Całkiem możliwe, że inny reżyser nie poradziłby sobie z tak delikatną materią fabuły, ale Marczewski miał w sobie tę wrażliwość poetycką, która pozwoliła mu podejść do tematu z bardzo potrzebnymi w tym przypadku zadumą, dystansem i ironią. „Zmory” to historia dojrzewania, rozegrana na tle perypetii szkolnych młodego Mika, który z jednej strony musi zmagać się z konserwatywnymi, nieco zidiociałymi nauczycielami, z drugiej natomiast – z własną rodziną, niestroniącym od kieliszka wujem Wacławem (gra go Janusz Michałowski) i niepotrafiącą pogodzić się z przekwitającą urodą babką (w tej roli Hanna Skarżanka). Obrazu dopełniają jeszcze koledzy szkolni Srebrnego, wśród których ujawniają się skrajnie odmienne postawy – od gotowych do poświęceń patriotów po marzących o hulaszczym trybie życie dekadentów. Główny bohater – nieco przestraszony i zagubiony intelektualista – znajduje się gdzieś pośrodku i właśnie to rozdarcie Mikołaja tak trafnie oddał Łysak. ![]() 16 grudnia 2013 |
Hans Kloss czy Max Otto von Stirlitz – który z nich narodził się wcześniej? Ten pierwszy zadebiutował w spektaklu teatralnym w styczniu 1965 roku, temu drugiemu Julian Siemionow przydał niemiecką tożsamość dopiero w wydanej dwa lata później powieści „Major Wicher”. Na słynne „Siedemnaście mgnień wiosny” trzeba było czekać jeszcze rok. A na dwuczęściowe przedstawienie polskiego Teatru Sensacji „Stirlitz” autorstwa Andrzeja Zakrzewskiego – kolejne cztery.
więcej »Myśleliście, że blaszana kosmiczna furgonetka albo UFO z ogrodowego parasola to szczyt dziadostwa budżetowego? Ha! Poznajcie statek na budżecie zerowym. Serio, nic nie kosztował.
więcej »W latach 80. XX wieku Wiaczesław Browkin wyspecjalizował się w przedstawieniach telewizyjnych, które prezentowane były najczęściej w ramach „Teatru Politycznego”. Czy to oznacza, że tym samym definitywnie odszedł od postaci komisarza Maigreta? Niekoniecznie. Znalazł bowiem taką powieść Georges’a Simenona, która pozwoliła mu połączyć oba wątki – kryminalny i polityczny. Tak powstał, mający premierę w czerwcu 1987 roku, spektakl „Maigret u ministra”.
więcej »Peregrynacje wyssane z palca
— Jarosław Loretz
Podróże międzygwiezdne de luxe
— Jarosław Loretz
E.T. wersja hard
— Jarosław Loretz
Ogrodowy nielot
— Jarosław Loretz
Mumii podejście drugie
— Jarosław Loretz
Mumia z gwiazd
— Jarosław Loretz
Pracownik idealny
— Jarosław Loretz
Niech się mury… drzewią?
— Jarosław Loretz
Interpol muzealny
— Jarosław Loretz
Gdy w domu brakło kombinerek
— Jarosław Loretz
Adam Mularczyk. Komik o twarzy zbrodniarza
— Sebastian Chosiński
Marek Bukowski. Buntownik, który miał powód
— Sebastian Chosiński
Joanna Szczerbic. Gwiazda jednej dekady
— Sebastian Chosiński
Włodzimierz Boruński. Żyd na polskich drogach
— Sebastian Chosiński
Jacek Zejdler. Piękny, dwudziestoletni
— Sebastian Chosiński
Edward Żentara. Człowiek z lodu
— Sebastian Chosiński
Ludwik Pak. Artysta wielce charakterystyczny… zasadniczo
— Sebastian Chosiński
Tadeusz Fijewski. Komediowy aktor dramatyczny
— Sebastian Chosiński
Mirosław Konarowski. Amant z dyplomem
— Sebastian Chosiński
Krzysztof Zaleski. Patron spraw przegranych
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Moment, którego nie da się zapomnieć
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Gdy ofiarą pada gliniarz…
— Sebastian Chosiński
Grać obrazami, malować dźwiękami
— Sebastian Chosiński
Lamentacje nad losem ojców i synów
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Stirlitz versus Hans Kloss
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Bohaterowie i zdrajcy
— Sebastian Chosiński
Non omnis moriar: W cieniu historycznego browaru
— Sebastian Chosiński
Wrzesień 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch
PRL w kryminale: Krwawe gody
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Lodowa otchłań naszych snów
— Sebastian Chosiński