100 najlepszych komedii wszech czasówEsensja100 najlepszych komedii wszech czasówDebiut Kevina Smitha to coś więcej niż tylko komedia składająca się z serii mało wybrednych gagów. To przede wszystkim portret pokolenia początku lat 90, przegranego już na starcie, które co najwyżej może prowadzić filozoficzne dysputy o wyższości „Imperium kontratakuje” nad pozostałymi częściami „Gwiezdnych wojen”. Najlepszy żart: Zamawianie nowych filmów pornograficznych do wypożyczalni wideo – fantazja względem tytułów jest godna podziwu – w czasie, kiedy przy ladzie czeka matka z małą córeczką. Coś jak „Elling” dla młodzieży, czyli opowieść o dojrzewaniu czarująca i konsternująca zarazem niespotykanie offbeatowym humorem. Widać, że reżyser jest całym sercem po stronie swych nieprzystosowanych bohaterów i bardzo subtelnie się z nich naśmiewa, nie ma tu mowy o jakiejkolwiek obrazie niepełnosprawnych. Siłą filmu jest jego nieobliczalność: nie wiemy, czego się spodziewać w każdej kolejnej scenie – i faktycznie dostajemy coś niespodziewanie śmiesznego czy wzruszającego. Już zresztą czołówka – z nazwiskami twórców na jedzeniu lub przyborach szkolnych – zwiastuje niesamowity film. Najlepszy żart: „Vote for Pedro!” / Kip śpiewa na swoim ślubie piosenkę dla Lafawnduh / Napoleon pokazuje Deb rysunek legrysa (połączenie lwa i tygrysa) Ta bezpretensjonalna radziecka komedia muzyczna powstała w dość ponurych czasach; wystarczy wspomnieć, że dwaj scenarzyści filmu, Władimir Mass i Nikołaj Erdman, w trakcie zdjęć kręconych w Gagrach nad Morzem Czarnym zostali aresztowani przez NKWD. W efekcie ich nazwiska nie pojawiły się wśród autorów filmu. A przecież wykonali doskonałą pracę. Historia utalentowanego pastucha Kostii Potiechina, wziętego przez przypadek za cieszącego się międzynarodową sławą dyrygenta rodem z Paragwaju, ujmuje niewymuszonym humorem, niezliczonymi gagami, kapitalnymi piosenkami Izaaka Dunajewskiego (z nieśmiertelnym „Sercem” na czele) oraz świetnie prowadzonymi aktorami… zwierzęcymi. Najlepszy żart: Kostia i jego zwierzęca orkiestra demolująca pensjonat. Film Roba Reinera i Christophera Guesta to jeden z najważniejszych i najzabawniejszych przedstawicieli tzw. mock-dokumentu. „Oto Spinal Tap” wykorzystuje formułę dokumentalnej relacji z przebiegu trasy koncertowej rockowej grupy – fikcyjnego Spinal Tap, epigonów brytyjskiego heavy metalu – do zjadliwej satyry zarówno na przyjętą formę, jak i na rock’n’rollowy styl życia i wizerunek zespołu. Źródło ponadczasowego humoru filmu tkwi w licznych detalach: tekstach piosenek („Big bottom, big bottom, Talk about bum cakes, my girl’s got ’em”), strojach (podkreślanych zbliżeniami na krocza muzyków), dekoracjach scenicznych (miniaturowe Stonehenge) oraz instrumentach (podwójny bas), a reakcje członków zespołu na dowody własnej przeciętności nigdy nie przestają śmieszyć. Najlepszy żart: Nigel prezentuje swoją kolekcję gitar i wzmacniacz, który można podkręcić aż do jedenastu. Obraz Leonida Gajdaja, będący opowieścią o Ostapie Benderze – oszuście i aferzyście, kombinatorze i mitomanie – jest bardzo wierny literackiemu pierwowzorowi. I trudno się temu dziwić, skoro dzieło Ilfa i Pietrowa to niemal gotowy scenariusz łotrzykowskiej komedii. Film, choć od pierwszej do ostatniej minuty zrobiony jest z dużym przymrużeniem oka, wizualnie zachwyca nie mniej niż adaptacje wielkiej dziewiętnastowiecznej prozy rosyjskiej. Pełen jest też mniej lub bardziej zawoalowanych złośliwych przytyków pod adresem Związku Radzieckiego epoki NEP-u. Nierozgarnięci milicjanci, kupujący od Bendera bilety na zwiedzanie groty, do której w każdej chwili mogą wejść za darmo; mieszkańcy miasteczka Wasiuki, zapaleni szachiści, mimo niezaprzeczalnej inteligencji, z otwartymi gębami słuchający Ostapa perorującego o świetlanej przyszłości ich prowincjonalnej mieściny; wreszcie poeta Trubecki, gotów spłodzić wiekopomny wiersz na każdą okazję – to nie tylko symbole sowieckiej Rosji, jej głupoty i zacofania, ale również wyraźny znak ideologicznego zniewolenia społeczeństwa, które gotowe było przyjąć za prawdę objawioną największą nawet brednię. Co najważniejsze, chociaż i trochę niepokojące – obraz Gajdaja po dziś dzień pozostaje nie tylko zabawne, ale też pod wieloma względami aktualne. Najlepszy żart: Pojedynek szachowy w Wasiukach. Klasyka brytyjskiej czarnej komedii, inteligentnie skrojona i brawurowo zagrana. Wyklęty ze względu na swoje wątpliwe pochodzenie członek wysokiego rodu (matka miała mezalians z włoskim śpiewakiem) poprzysięga zemstę swoim krewniakom, którzy odmówili nawet złożenia zwłok jego matki w rodowej krypcie. Odtąd knuje więc i wciela w życie szatańskie plany, mające na celu wykoszenie rodu D’Ascoynów i przejęcie ich schedy. A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że w kolejnych ośmiu członków rodu (w tym w kobietę) wciela się jeden aktor – Alec Guinness. Najlepszy żart: Kolejne zgony D’Ascoynów. Wprawdzie najsłynniejszy film Quentina Tarantino nie jest gatunkowo komedią, ale zawiera tyle humoru słownego i sytuacyjnego, że jego obecność w naszym rankingu uważamy za usprawiedliwioną. Bo jakże traktować inaczej niż jako komedię wygłaszane z kamiennymi twarzami teorie dotyczące masażu damskich stóp, sceny ratowania Mii Wallace czy zabicia Marvina? Najlepszy żart: „Wyglądacie jak para matołków!” „Ha. Ha. To twoje ciuchy, matkojebco”. Wejście smoka, czyli pierwsza autorska i wielkoekranowa komedia Judda Apatowa. Wprawdzie humor niezbyt wysokich lotów, ale perypetie czterdziestoletniego nieśmiałego Andy’ego, popychanego przez kumpli do utraty wianka dziewictwa, nieodparcie śmieszą. Bo to przecież okres dojrzewania podniesiony do 4 potęgi – a co może być śmieszniejszego od buzujących hormonów? Najlepszy żart: Wzajemne zarzucanie sobie gejostwa przez Cala i Davida (cały dialog był improwizowany!) / Depilacja. Pomysł, żeby potwór spod łóżka był pracownikiem koncernu, zapewniającemu potwornej społeczności elektryczność, po prostu nie mógł się nie udać. Świetnie zarysowani bohaterowie, którzy w swojej potworności są nie tylko śmieszni, ale i straszni, zły „zły bohater”, do tego zaś dająca się lubić ludzka protagonistka – czego chcieć więcej? Najlepszy żart: musical („Wrzuć to tam, bo naprawdę!”), który ma być jedynie wymówką, a faktycznie pojawia się pod koniec filmu. Na pierwszy rzut oka najsłynniejsza francuska komedia ostatnich lat wydaje się hermetyczna: oto bowiem główny bohater, zarządca poczty, zostaje oddelegowany na znienawidzoną północ Francji, o której krążą mrożące krew w żyłach historie – a to o surowej pogodzie, to znowu o braku podstawowych udogodnień, o ludziach-obdartusach, itp. Dany Boon opowiada jednak uniwersalną opowieść o stereotypach i o tym, jak wypaczają postrzeganie określonej kultury, pozwalając bohaterowi zobaczyć, jak krzywdzące okazują się plotki. Całość może pochwalić się świetnym aktorstwem Boona i Kada Merada oraz żywiołową energią komedii z Louis de Funesem, np. z serii o żandarmie. Najlepszy żart: przyjaciele bohatera odgrywają przed jego żoną gromadę wykolejeńców. Opowieść o doktorze Richardzie Thorndyke’u, który przybywa do kliniki psychiatrycznej dla BARDZO, BARDZO NERWOWYCH, gdzie spotkają go mrożące krew w żyłach przygody to oczywiście Brooksowska parodia filmów Alfreda Hitchcocka (w szczególności „Ptaków”, „Psychozy” i „Zawrotu głowy”), pełna szalonych gagów. Nie wszystkie są w dobrym smaku, ale prawie wszystkie są naprawdę śmieszne. Oczywiście znajomość pierwowzorów pomaga w odbiorze żartów. Najlepszy żart: Parodia sceny prysznicowej z „Psychozy”. Dla mniej wybrednych: parodia „Ptaków”. Szef stoczni jachtowej musi odzyskać genialnego pracownika, którego właśnie zwolnił. W tym celu wraz z małżonką udają się na weekend na wieś, do rodzinnego domu wynalazcy, by swym przymilnym zachowaniem nakłonić go do zmiany zdania. Lecz życie na wsi znacząco odbiega od tego, do czego szef jest przyzwyczajony… „Zwariowany weekend” to oczywiście przede wszystkim kolejny popis Louisa de Funesa. Najlepszy żart: jazda traktorem i spowodowana przez nią wodna podróż sławojki. Kontynuacja kultowych „Sprzedawców” to kawał doskonałej zabawy, z cudownie wulgarnym, niecenzuralnym humorem, ale i garścią sentymentalnych rozważań na temat mijających lat i uciekającego życia. W niczym nie ustępuje części pierwszej, dla wielu widzów nawet ją przewyższa. Poza tym – kiedy ostatnio w kinie mainstreamowym mieliście okazję oglądać scenę zoofilii (przepraszam: erotyki międzygatunowej)? Najlepszy żart: Streszczenie „Władcy pierścieni”. Komedia romantyczna o dwóch facetach hetero. Najfajniejsze w tym filmie jest to, że nie idzie w kierunku, w jakim wszyscy spodziewają się, że pójdzie – że poznany przyjaciel okaże się psychopatą, świrem, że będzie miał jakieś większe problemy, czy też mroczne tajemnice. Nie, i mamy tu bardzo ładnie ograny motyw relacji kumpelskiej w opozycji do relacji miłosnej, taka komedia romantyczna, w której nie to nie damsko-męskie sprawy są najważniejsze. Poza tym jest to szczere, prawdziwe, bardzo śmieszne i skłaniające do sięgnięcia po telefon i wyciągnięcia jakiegoś kumpla na najlepsze rybne tacos. Najlepszy żart: Toast Sydneya, w którym apeluje do żony kumpla o więcej seksu oralnego dla niego. Twórca renomowanego przewodnika po francuskich restauracjach wraz z synem, sekretarką i szoferem udaje się w objazdową podróż w celu weryfikacji ilości przyznanych gwiazdek. By nie zostać rozpoznanym, za każdym razem ekipa stosuje inne przebieranki. Lecz wróg – szef koncernu spożywczego – nie śpi, próbując pomieszać mu szyki i publicznie ośmieszyć. W dodatku własny syn nie wydaje się być chętny do przejęcia steru Przewodnika… Najlepszy żart: Obsługa amerykańskiego turysty w obskurnej oberży – i jego zemsta. Najgłośniejszy film braci Marx u nas zaskakująco na dość niskiej pozycji. Ale przecież „Kacza zupa” to jednocześnie zbiór najlepszych, najbardziej pamiętnych gagów w historii twórczości słynnego komediowego tria (tu nawet kwartetu, bo w tym filmie z Grouchem, Chikiem i Harpem występuje też Zeppo), a z drugiej strony zaskakująco trafna i wciąż aktualna satyra polityczna, a przy tym jednym z najlepszym filmowych wcieleń anarchistycznych manifestów. Szkoda, że tak rzadko jest przypominana w telewizji. Najlepszy żart: Oczywiście słynna scena z lustrem, w której Pinky (Harpo) udaje, że jest odbiciem Rufusa T. Firefly’a (Groucho). „Zelig”, paradokumentalna opowieść o Ludzkim Kameleonie, to jeden z najoryginalniejszych i najciekawszych filmów Woody’ego Allena. Na szczęście – nadal bardzo śmiesznych. Zdolności żydowskiego przeciętniaka Leonarda Zeliga, który potrafi się zmieniać fizycznie i psychicznie, by upodabniać się do otaczających go ludzi (tak bardzo pragnie akceptacji) bywają źródłem serii naprawdę zabawnych i inteligentnych żartów. A że przy tym jest to całkiem poważna rozprawa na temat relacji społecznych i historii XX stulecia, to już dodatkowy bonus. Najlepszy żart: Ku-Klux-Klan osobnika potrafiącego przekształcać się w Żyda, Murzyna i Indianina traktuje jako potrójne zagrożenie. Nawet najmroczniejsze filmy Joela i Ethana Coenów są pełne humoru (przede wszystkim czarnego) i zabawnych scen, jednak „Big Lebowski” wkracza w tym zakresie na zupełnie inny poziom, czym wyróżnia się w ich filmografii. Niemal co druga kwestia dialogowa to komediowa perełka, którą można powtarzać z zachwytem do końca świata, a całość doskonale nadaje się do wielokrotnego oglądania. W tym filmie bracia Coen odeszli nieco od zegarmistrzowskiej precyzji w budowaniu scenariusza, podążając tam, gdzie zaprowadzą ich bohaterowie, z ikonicznym, wyluzowanym Kolesiem (Jeff Bridges) i skorym do wybuchów weteranem Walterem (John Goodman) na czele. Widzom pozostaje obserwować ich reakcje na absurdalny rozwój wypadków rodem z prozy Raymonda Chandlera. Najlepszy żart: Koleś i Walter odwiedzają młodego Larry’ego w sprawie skradzionych pieniędzy i samochodu. To zdecydowanie jedna z najzabawniejszych komedii Woody’ego Allena, biorąca pod lupę różne strony ludzkiej seksualności, w sposób ironiczny, przesadzony i zupełnie niepoważny. Bardziej seria skeczy niż szereg historii, film odwołuje się do tego, co nikomu nie jest obce i przez to bawi uniwersalnym charakterem. Wśród najsłynniejszych nowel przedstawionych filmie niewątpliwie przoduje opowieść o owcy i jej adoratorze (z pewnością gdyby pojawiła się teraz na ekranie kin, nie byłoby końca płonnym dyskusjom z pola genderu i animal studies). Ale najzabawniejsza pozostaje chyba historia zbliżenia z perspektywy ciała mężczyzny, działającego niemal jak statek kosmiczny. Najlepszy żart: Woody Allen jako plemnik. Reżyserski debiut Mela Brooksa, opowieść o dwóch żydowskich producentach, którzy pragną zbić kasę, wystawiając musical, który z pewnością zrobi klapę. W tym celu znajdują sztukę neonazistowskiego świra, pragnącego swym dziełem zmienić wizerunek swego ukochanego Fuehrera. Pointa jest oczywista, ale zabawa przednia. Najlepszy żart: Oczywiście cały sceniczny występ wokalno-taneczny „Wiosna Hitlera”. „Mikołajek” to bardzo udana ekranizacja wybitnej książki, zrealizowana ze smakiem, klimatem i szacunkiem dla pierwowzoru. Twórcy nie próbują odświeżać wizerunku Mikołajka i jego kolegów ani przenosić akcji do współczesności, trzymają się litery opowiadań Goscinnego, zgrabnie kompilując najlepsze ich pomysły i odnosząc sukces. Najlepszy żart: Nauczycielka na zastępstwie zamienia role Ananiasza i Kleofasa. Jakkolwiek głupie by nie były niektóre żarty, to jednak nie sposób odmówić twórcom znakomitego, nomen omen jajcarskiego podejścia do Gwiezdnych Wojen, które widać już od pierwszej sceny (nieodłącznego przelotu krążownika imperialnego, który leci, leci i przelecieć nie może). Przeczesywanie pustyni czy Mistrz Yogurt idealnie wpisują się w całą konwencję. Najlepszy żart: Wizyta w kosmicznym barze i tańczący obcy wyrywający się na wolność. Zwariowana, wzorowana wykonaniem na sędziwym serialu „Thunderbirds” kukiełkowa zgrywa z terroryzmu, filmów sensacyjnych i bohaterskich seriali, obficie podsypana cynicznym wyszydzaniem patriotycznego zadęcia obecnego w znacznej części amerykańskich produkcji tego typu. Film bardzo niepoprawny politycznie i po brzegi wypełniony wrednym humorem, ocierającym się chwilami o granice dobrego smaku. Najlepszy żart: Niekończące się wymioty. „Ostatni film o legii cudzoziemskiej” to znakomita parodia hollywoodzkich produkcji przygodowych z lat 30, z największym przystojniakiem kina w roli głównej Martym Feldmanem. Przy okazji jest to jeden z niewielu przykładów polskich wersji tytułów lepszych od oryginalnych. Najlepszy żart: trudno wybrać, ale chyba przerwanie emocjonalnej potyczki na pustyni reklamą komisu wielbłądów, które można zamówić pod numerem telefonu (985) 472189375206751839020977643983056724095798720394709813840284160923855031 602748039410283947516037205148305903212737480394758215143982730474927493 6403150366829403148273058392159030421394738721. (zważcie, że cały numer starannie przepisaliśmy z ekranu) Przebieranie się mężczyzn za kobiety (lub, rzadziej, odwrotnie) to pomysł, który przez wiele lat był źródłem natchnienia dla twórców kina rozrywkowego. Perypetie dwóch muzyków szukających przed mafią schronienia w damskiej orkiestrze to już klasyka gatunku, często określana mianem najlepszej komedii w dziejach (choć przypominamy, że w naszym rankingu nie liczy się jakość lecz śmieszność). Bywa śmiesznie, bywa romantycznie, bywa przewrotnie (finał!), od lat film Billy’ego Wildera jest nieustanną inspiracją dla innych twórców. Najlepszy żart: „Nikt nie jest doskonały!” |
Po pozycjach jakie zajęły np. Brzdąc, Gorączka złoty czy Pół żartem, pół serio to zgaduje, że listę układał jakimś gimnazjalista wychowany na Kogiel Moglu i filmach Lubaszenki.
Wyreżyserowana przez Ireneusza Kanickiego „Toccata” autorstwa Macieja Z.(enona) Bordowicza to jeden z najbardziej tajemniczych spektakli Teatru Sensacji „Kobra”. Dość powiedzieć, że po ponad półwieczu od jego powstania wciąż nie sposób odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, czy do jej emisji we wrześniu 1971 roku rzeczywiście doszło. Cieniem na przedstawieniu kładą się również późniejsze tragiczne losy reżysera i jego nie do końca wyjaśniona śmierć.
więcej »Oglądanie niektórych filmów i czerpanie z nich wiedzy praktycznej może nieść za sobą poważne konsekwencje natury zdrowotnej. Ze śmiercią włącznie.
więcej »Marian Butrym zapisał się w pamięci fanów rocka i jazzu przede wszystkim jako dziennikarz muzyczny i redaktor naczelny „Magazynu Muzycznego Jazz”, aczkolwiek „od święta” bywał też prozaikiem, który realizował się w tworzeniu tekstów kryminalnych i fantastycznonaukowych. „Cień Archanioła” to historia sensacyjna, w której pozytywnymi bohaterami są nie tylko milicjanci, ale również oficer kontrwywiadu Służby Bezpieczeństwa.
więcej »Ten człowiek jeszcze oddycha!
— Jarosław Loretz
Dama przed podróżą
— Jarosław Loretz
Dama w podróży
— Jarosław Loretz
Wymarzony kochanek
— Jarosław Loretz
Spaleni słońcem
— Jarosław Loretz
Dymek w lesie
— Jarosław Loretz
Beczka bezpieczeństwa
— Jarosław Loretz
Pomsta na ufokach
— Jarosław Loretz
Zupa jednak wyszła za słona
— Jarosław Loretz
Ogień domowy
— Jarosław Loretz
Do sedna: Kevin Smith. Sprzedawcy 2
— Marcin Knyszyński
50 najlepszych filmów o żywych trupach według czytelników Esensji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wakacyjny leksykon filmów o żywych trupach. Część 4
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Do sedna: Kevin Smith. Sprzedawcy
— Marcin Knyszyński
Klasyka kina radzieckiego: Oszust na piedestale
— Sebastian Chosiński
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja
Do kina marsz: Październik 2018
— Esensja
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Pościgi, wybuchy, cięte dialogi
— Konrad Wągrowski
Krótko o książkach: Ciekawostka dla fanów
— Marcin Osuch
Klasyka kina radzieckiego: Gdy niemożliwe dzieje się naprawdę…
— Sebastian Chosiński
Do sedna: Kevin Smith. Jay i Cichy Bob kontratakują
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Kevin Smith. Dogma
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Kevin Smith. W pogoni za Amy
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Kevin Smith. Szczury z supermarketu
— Marcin Knyszyński
Co cechuje dżentelmena?
— Konrad Wągrowski
Raczej cwany niż inteligentny
— Marcin Osuch
Zmarł Leonard Pietraszak
— Esensja
50 najlepszych filmów 2019 roku
— Esensja
50 najlepszych filmów 2018 roku
— Esensja
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku
— Esensja
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja
Bardzo kiepski ranking. Większość z tych filmów to kiepskie filmy nie dorównujące dobrym filmom przygodowym. To chyba jakaś kpina