Grudzień w kinach to oczywiście przede wszystkim wielki finał „Hobbita”, ale musimy przyznać, że dystrybutorzy, tradycyjnie czyszcząc półki na koniec roku, do kin wprowadzają całkiem ciekawy pakiet filmów kina niezależnego.
Grudzień w kinach to oczywiście przede wszystkim wielki finał „Hobbita”, ale musimy przyznać, że dystrybutorzy, tradycyjnie czyszcząc półki na koniec roku, do kin wprowadzają całkiem ciekawy pakiet filmów kina niezależnego.
W naszym cyklicznym zestawieniu przedstawiamy najciekawsze, naszym zdaniem, filmowe premiery nadchodzącego miesiąca. Uwaga! W wielu przypadkach nie możemy na 100% zagwarantować jakości obrazu – wspominamy o nim po prostu dlatego, że zapowiada się ciekawie, albo dlatego, że szanujący się kinoman nie powinien tego filmu nie znać, nawet jeśli z seansu wyjdzie zniesmaczony i skieruje się do kasy, by zażądać zwrotu pieniędzy za bilet. Dla jasności – od nas także nie należy się domagać tych pieniędzy. Niemniej jednak mamy nadzieję, że nasze typy będą w większości przypadków trafne, a sam cykl uznacie za pomocny przy planowaniu kinowych wizyt.
Zobaczcie komplet zapowiedzi kinowych na grudzień w Kulturowskazie.
Zobaczcie komplet zapowiedzi DVD i BR na listopad w Kulturowskazie.
Dziewczynka z kotem(2014, reż. Asia Argento)
„Dziewczynka z kotem”, debiut reżyserski Asii Argento, córki słynnego twórcy włoskiego kina grozy Dario Argento to jedno z większych zaskoczeń tegorocznego festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty. Opowieść o nieszczęśliwym dzieciństwie córki włoskiego aktora i pianistki jest nieskomplikowana, ale przejmująca, w dużej mierze dzięki znakomitej grze młodziutkiej Giulii Salerno w roli Arii, ale także dzięki pomysłowości scenarzystki i reżyserki, która z inwencją przedstawia kolejne sceny małych wzlotów i większych upokorzeń głównej bohaterki, łącząc prawdziwy dramat z drobnymi akcentami nadziei i humoru, tak by film nie był przesadnie przygnębiający. Wydaje się, że szczery, silnie emocjonalny ton filmu wynika z faktu, że Asia Argento w gruncie rzeczy opowiada o własnym dzieciństwie i choć sama odżegnywała się od takiej interpretacji, z pewnością kręcąc film wiedziała, że tak będzie on odbierany. I chyba nie przypadku w tym, że główna bohaterka tak jak sama Argento jest córką dwojga artystów, ma przyrodnie rodzeństwo ze wcześniejszych związków swych rodziców, a jej imię od imienia reżyserki różni się tylko jedną literką.
Data premiery: 5 grudnia
John Wick(2014, reż. David Leitch, Chad Stahelski)
Keanu Reeves uznał najwyraźniej, że czas przestać udawać ambicje aktorskie, a przyłożyć się do porządnego kina akcji bez pretensji. „Wick” ma być tego dowodem. Tytułowy bohater jest emerytowanym płatnym zabójcą, który niegdyś siał postrach w półświatku, a teraz mieszka na uboczu ze swoim czworonożnym przyjacielem. Gdy źli wdzierają się do jego domu i zabijają psa, Wick jest gotowy na powrót do gry i zemstę. Ten absurdalny punkt wyjścia daje początek filmowi klasy B, w której dobra zabawa wypływa z tego, że nikt nie ukrywa oczywistości – ten film to nie Bergman!
Data premiery: 5 grudnia
Dziewczyny(2014, reż. Stuart Murdoch)
Szkota Stuarta Murdocha znamy głównie jako lidera indie-popowego zespołu Belle and Sebastian, bez którego nie może się obejść soundtrack żadnego szanującego się niezależnego amerykańskiego filmu. Tym razem Murdoch sam stanął za kamerą – wchodzące na ekrany polskich kin „Dziewczyny” (tak polski dystrybutor przełożył oryginalne „God Help the Girl”), to filmowa adaptacja muzycznego projektu z 2009 roku, który zaowocował kilkunastoma uroczymi piosenkami o problemach młodych dziewczyn wkraczających w dorosłość. Musical spodobał się na ostatnim festiwalu w Sundance, skąd wyjechał z nagrodą dla najlepszego zespołu aktorskiego. W filmie zobaczymy młodych, ślicznych i zdolnych Hannah Murray, Olly Alexandra i Emily Browning – cieszy zwłaszcza udział tej ostatniej, która już na ścieżce dźwiękowej do „Sucker Punch” Zacka Snydera pokazała, że wokalistką jest świetną.
Data premiery: 12 grudnia
Mów mi Vincent(2014, reż. Theodore Melfi)
Napisana i wyreżyserowana przez Theodore′a Melfiego („Śniadanie do łóżka”) komedia z Billem Murrayem. Murray jako aspołeczny typ, przywodzący nieco na myśl postać, w którą wcielił się Nicholson w „Lepiej być nie może”, który pewnego dnia odkrywa, że może dorobić na boku, zajmując się synem sąsiadki (znana z „Druhen” i „Gilmore Girls” Melissa McCarthy). Krytycy zza Oceanu ostrzegają co prawda, że nie jest to film wybitny, ale z drugiej strony piszą też, że dostarcza uczciwej rozrywki. Jeśli przysypie nas śnieg, rozrywka będzie mile widziana.
Data premiery: 12 grudnia
Annie(2014, reż. Will Gluck)
„Annie” Willa Glucka to nie tylko adaptacja musicalu scenicznego, lecz również kolejna wersja filmu z 1982 roku. Nowa produkcja będzie niewątpliwie bardziej kolorowa, równie rozśpiewana, a do tego politycznie poprawna, bo postać Annie stała się niespodziewanie czarnoskórą dziewczynką, podobnie jak zmienił się kolor skóry bogacza, do którego domu trafia. Film Glucka kusi obsadą: na ekranie pojawiają się bowiem Cameron Diaz, Jamie Foxx i Rose Byrne. Tytułową rolę zagrała natomiast znana z „Bestii z południowych krain” Benha Zeitlina i nominowana do Oscara Quvenzhané Wallis. Wygląda na to, że w polskich kinach doczekamy się jedynie wersji dubbingowanej filmu.
Data premiery: 25 grudnia
Droga krzyżowa(2014, reż. Dietrich Brüggemann)
Z obrazem monachijskiego reżysera Dietricha Brüggemanna można mieć problem. Choć bywa on określany mianem filmu religijnego, równie dobrze, w zależności od punktu widzenia, odebrany może zostać jako bezpardonowa krytyka ortodoksyjnego katolicyzmu. Maria (debiutująca Lea van Acken) ma długie, ciemne włosy, które zawsze wiąże w kucyk. Lubi matematykę i zabawy z młodszym braciszkiem, który z niewiadomych przyczyn nie potrafi mówić. Maria ma zaledwie 14 lat i podczas przygotowań do Komunii Świętej postanawia… poświęcić się Bogu. Droga, którą obierze, do złudzenia przypominać będzie los udającego się na Golgotę Jezusa. „Droga krzyżowa” spodobała się na tegorocznym Berlinare; została nominowana do Złotego Niedźwiedzia, otrzymała Srebrnego Niedźwiedzia za najlepszy scenariusz, wreszcie uhonorowano ją nagrodą jury ekumenicznego.
Data premiery: 26 grudnia
Hobbit: Bitwa Pięciu Armii(2014, reż. Peter Jackson)
Ostatnia część Jacksonowskiego „Hobbita” i – jak się zapowiada – ostatnia wizyta w Śródziemiu z ekipą Petera Jacksona. Film, na który czeka znaczna część kinowych widzów: jedni po to, by zachwycić się rozmachem wizji, epickością ostatecznego starcia pod Samotną Górą i urodą filmowych krasnoludów, drudzy po to, by bezlitośnie wykpić niezgodności z oryginalną fabułą i splunąć z niesmakiem. Jakiekolwiek powody przyświecają wam – „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii” (nie zapominajmy o tym, że w tym filmie wciąż rozwiązany musi zostać problem smoka!) kończy pewną epokę, którą zaczęła w 2001 roku „Drużyna Pierścienia”. Oczywiście, jeśli nie weźmiemy pod uwagę rozszerzonych wydań rozszerzonych wydań, które wychodzić będą jeszcze w jakiś czas potem.
Data premiery: 26 grudnia
Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz(2014, reż. Anthony Russo, Joe Russo)
O „Zimowym żołnierzu” (który zdążył załapać się u nas na miejsce 15 w rankingu najlepszych filmów superbohaterskich wszech czasów) pisaliśmy tak: „Tym, co wyróżnia „Zimowego Żołnierza” na tle pozostałych filmów o przygodach Avengersów jest interesujący scenariusz, przywodzący na myśl raczej kino szpiegowskie niż pretekst do pociesznej rozwałki. Tak skonstruowana fabuła sprzyja ograniczeniu – na ile to oczywiście w tego typu produkcjach możliwe – CGI. Choć eksplozji komputerowo generowanej maszynerii w filmie nie brakuje, nowa odsłona przygód Kapitana Ameryki cieszy przede wszystkim znakomitymi scenami pościgów i walki wręcz.”
Strażnicy Galaktyki(2014, reż. James Gunn)
O „Strażnikach Galaktyki”, jednej z najważniejszych premier tego roku w kinie popularnym, pisaliśmy: „Jeśli rację ma Jim Jarmusch, mówiąc, że w sztuce nic nie jest oryginalne, a twórca powinien kraść ze wszystkiego, co przemawia do jego duszy, reżyser James Gunn okazuje się złodziejem doskonałym. W „Strażnikach Galaktyki” nie ma nic, czego już nie widzielibyśmy wcześniej, Gunn lepi jednak z tej kolekcji zapożyczonych motywów i tropów wspaniałą, ekscentryczną (scena po napisach!), cudownie bezpretensjonalną przygodę – tym ciekawszą, że z nieopatrzonymi jeszcze bohaterami, którzy w typowej Marvelowskiej produkcji mogliby liczyć najwyżej na komediowe epizody.”
