Z filmu wyjęte: Dom światłaJak najprościej rozświetlić mroczne pomieszczenia w leśnej willi? No cóż, najwyraźniej niektórzy sądzą, że po prostu rozpalając na podłodze jednego z pokoi wielkie ognisko…
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Dom światłaJak najprościej rozświetlić mroczne pomieszczenia w leśnej willi? No cóż, najwyraźniej niektórzy sądzą, że po prostu rozpalając na podłodze jednego z pokoi wielkie ognisko… Prawem serii – po domu Escherowskim i domu wgryzionym w skałę – dziś proponuję dom à la „Quo vadis” Kawalerowicza, czyli dekorację, która za dobrze się pali i jej jedyną zaletą jest możliwość odpisania sutej kwoty z budżetu jako straty. W wysokości niemożliwej do zweryfikowania. Widoczny na zdjęciu budynek przez większość ekranowego czasu doskonale spełnia swoją rolę. Las w porze nocnej, we wnętrzu żadnej lampy (z przyczyn, o których trochę niżej) – wszystko wygląda odpowiednio mrocznie i przede wszystkim solidnie. Kłopot powstaje w chwili pojawienia się ognia, bo wówczas okazuje się, że dom składa się z pospiesznie skleconego stelażu, na który ktoś narzucił tanie, liche maty – tak cienkie, że widać przez nie dosłownie wszystko. Oczywiście – w zamierzeniu miał to być dom łatwopalny, efektownie schodzący do krainy wiecznych domów, więc niby wszystko się zgadza. Wystarczyło tylko pokazać ognisko wtedy, gdy konstrukcja byłą huczącym piecem. No ale wyszło jak wyszło… Dom z prześcieradeł… znaczy się tanich mat… można obejrzeć w indonezyjskim horrorze „Lampor: Keranda Terbang”, czyli w luźnym tłumaczeniu „Lampor: Latająca trumna”. Obraz powstał w 2019 roku i opowiada o przedsięwziętej po śmierci matki wyprawie kobiety z mężem i dwójką dzieci na wieś, do ojca, o którego istnieniu mąż nie miał wcześniej pojęcia. Na miejscu jednak okazuje się, że ojciec dopiero co kojfnął na serce, a cała okolica ma pretensje do kobiety o przyjazd, bo rzekomo jest przeklęta i nie dość, że martwy tatuś ciągle sapie w zawoju (dopiero pomaga wyszeptanie przez bohaterkę słów o przebaczeniu ze strony matki), to jeszcze co noc pojawia się morderczy Lampor, który – zaspokojony paroma ofiarami – już dawno powinien wrócić, skąd przyszedł. Wkrótce sytuacja się wyjaśnia – rzekomo wroga bohaterce macocha w istocie zawsze była jej przychylna i nigdy nie uzurpowała sobie prawa do majątku po jej ojcu, bo została wydana za niego wbrew jej woli i wiodła sobie na boku najzupełniej jawny romans. Z kolei w miarę przyjazna gospodyni okazuje się wredną sztuką, działającą na spółkę ze swoim gachem i miejscowym szamanem, który maczał palce w pojawieniu się Lampora. Sytuacja się zagęszcza, a że stawką jest życie dzieci bohaterki, rozpoczyna się walka o przetrwanie. Jest to chyba jeden z bardziej oryginalnych i lepiej zrobionych (no dobrze, poza płonącą chatą) horrorów indonezyjskich ostatnich lat. Ma przyzwoity pomysł, nie aż tak prostą intrygę, porządne efekty specjalne i świetne udźwiękowienie. Na dokładkę nie epatuje kretyńskimi straszydełkami (duchy za ramieniem, etc) i posiada więcej niż przyzwoity finał, nawet jeśli nieco przesadnie happyendowy. No i ma ćwierć tony egzotyki, której próżno szukać w innych rejonach świata. Bo Indonezja zdaje się być nieprzebraną skarbnicą mniej lub bardziej kuriozalnych upiorów i tamtejsi twórcy grozy naprawdę mają w czym przebierać. Że co? Że w ogóle nie napisałem, co to ten Lampor? No dobrze… Otóż jest to rodzaj upiora o ludzkich kształtach, krążącego po zmroku jako lewitujący jak deska dżentelmen w płaszczu. Kieruje się na światło i głos, mrucząc nieprzerwanie inkantacje niesamowicie niskim głosem. Gdy namierzy ofiarę, łapie ją i wciska do ciągniętej za sobą (też w powietrzu!) ni to klatki, ni to trumny, którą następnie zabiera ze sobą do kryjówki. W której nie do końca wiadomo, co robi – czy po prostu pożera nieszczęśnika, czy tylko wywleka duszę i zabiera do innego wymiaru. A jak można się przed nim ukryć? No cóż, dłoń na usta, żeby nie wydobyć dźwięku, dłoń na oczy, żeby go nie wiedzieć i… już. Będzie musiał poszukać sobie innej ofiary, bardziej hałaśliwej czy wytrzeszczającej w przerażeniu oczy. ![]() 2 stycznia 2023 |
W latach 60. i 70. XX wieku czwartkowy Teatr Sensacji „Kobra” gromadził przed telewizorami miliony widzów spragnionych krwi i morderstw. Nierzadko rozwiązywali je swojscy oficerowie Milicji Obywatelskiej, najczęściej w stopniach kapitana bądź porucznika. Major Korta – główny bohater „Irydu” Mieczysława Waśkowskiego (na podstawie tekstu Barbary Nawrockiej i Ryszarda Dońskiego) – był na ich tle ewenementem.
więcej »Nie marzyliście kiedyś, żeby zemścić się na obcych za te wszystkie bezkarne obmacywanki, analne sondy i inne wyczyniane na pokładzie latającego talerza brewerie?
więcej »W poprzednim odcinku było o świetnej kuchence. W tym – domorosłego kuchcika dopadają konsekwencje.
więcej »Pomsta na ufokach
— Jarosław Loretz
Zupa jednak wyszła za słona
— Jarosław Loretz
Ogień domowy
— Jarosław Loretz
Dom światła
— Jarosław Loretz
Chcesz mieć jeszcze jeden pokój? To kilof w dłoń!
— Jarosław Loretz
Escher w praktyce
— Jarosław Loretz
Porcelana po babci
— Jarosław Loretz
Urok zła
— Jarosław Loretz
Kamień u szyi
— Jarosław Loretz
Mielolot z wytrzeszczem
— Jarosław Loretz
Pomsta na ufokach
— Jarosław Loretz
Zupa jednak wyszła za słona
— Jarosław Loretz
Ogień domowy
— Jarosław Loretz
Chcesz mieć jeszcze jeden pokój? To kilof w dłoń!
— Jarosław Loretz
Escher w praktyce
— Jarosław Loretz
Porcelana po babci
— Jarosław Loretz
Urok zła
— Jarosław Loretz
Kamień u szyi
— Jarosław Loretz
Mielolot z wytrzeszczem
— Jarosław Loretz
Trzymaj waść, ino krzepko
— Jarosław Loretz
Orient Express: Potwór grubszego kalibru
— Jarosław Loretz
Orient Express: Tanie lokum z haczykiem
— Jarosław Loretz
Z bachorami trzeba ostro
— Jarosław Loretz
W Indiach też straszy
— Jarosław Loretz
Pożegnania 2021 (4/4)
— Jarosław Loretz
Pożegnania 2021 (3/4)
— Jarosław Loretz
Pożegnania 2021 (2/4)
— Jarosław Loretz
Pożegnania 2021 (1/4)
— Jarosław Loretz
Jak dobrze nam mutantem być
— Jarosław Loretz
Danie w średnim stanie
— Jarosław Loretz