Dobry i Niebrzydki: Taran-kinoPiotr Dobry, Konrad Wągrowski W tym miesiącu, wbrew oczekiwaniom wszystkich, Dobry i Wągrowski NIE rozmawiają o „Grindhouse”. W ramach rekompensaty rozmawiają jednak o wszystkim innym, co tyczy Quentina T., z uwzględnieniem nagich stóp, postmodernizmu i ekranizacji Jane Austen.
Piotr Dobry, Konrad WągrowskiDobry i Niebrzydki: Taran-kinoW tym miesiącu, wbrew oczekiwaniom wszystkich, Dobry i Wągrowski NIE rozmawiają o „Grindhouse”. W ramach rekompensaty rozmawiają jednak o wszystkim innym, co tyczy Quentina T., z uwzględnieniem nagich stóp, postmodernizmu i ekranizacji Jane Austen. Konrad Wągrowski: Piotrze, muszę Ci się przyznać do czegoś wstydliwego. Piotr Dobry: Jesteś spokrewniony z Jarosławem Żamojdą? KW: Gorzej. Gdy obejrzałem „Pulp Fiction” w 1994, nie rzucił mnie na kolana. Ba, uznałem film za średniachę i stwierdziłem, że nie wiadomo, o co tyle hałasu. PD: Nie dziwię Ci się. Serio. Mam tak z wieloma filmami uznanymi przez ogół za arcydzieła. A skoro już mamy wieczorek szczerości, to i ja Ci się do czegoś przyznam. Po raz pierwszy obejrzałem „Pulp Fiction”… w zeszłym roku. KW: I w tym momencie 80 proc. czytelników przerywa lekturę naszej rozmowy… Ale w sumie – może i dobrze zrobiłeś…? Bo w 1994 chyba jednak wiele osób, zwłaszcza młodszych, jak ja wówczas :)… PD: No nie, znowu robisz z siebie Kałużyńskiego. A ja nie chcę być Raczkiem! KW: …oczekiwało nieco innego kina od filmu w jakimś sensie sensacyjnego. Oczekiwało wartkiej akcji, zwartej fabuły, klasycznej konstrukcji – a tego „Pulp Fiction” oczywiście nie dawało. Natomiast dekadę później już te postmodernistyczne filmowe zabawy były dużo bardziej atrakcyjne – bo ileż można oglądać filmy z wartką akcją i klasyczną konstrukcją…? Cóż, Tadeusz Sobolewski też w końcu do „PF” przekonał się po latach (pamiętasz, jak długo i głośno ubolewał, że film Tarantino pokonał w Cannes Kieślowskiego?) – choć on akurat chyba wartkiej akcji nie oczekiwał… PD: Właśnie – nie oczekiwał. I ja nie szukałbym tutaj źródła w przyzwyczajeniach publiczności. Zdecydowana większość kinomanów z całego świata przyjęła przecież „Pulp Fiction” z otwartymi ramionami. Jesteś wyjątkiem i czas się z tym pogodzić :-). KW: No, chyba jestem. Dlatego pisałem, że się wstydzę. Widocznie wówczas byłem jeszcze impregnowany na filmowy postmodernizm. Medycyna zna takie przypadki. PD: Natomiast kwestia mojego opóźnienia ma zupełnie inne podłoże. To coś na kształt wrodzonej podejrzliwości, czasem nawet niechęci. Do filmów, płyt, książek, komiksów, którymi wszyscy wokół się zachwycają do poziomu mentalnego onanizmu, które atakują mnie z prasy, radia, telewizji i zmywarki. Bardzo często ten szum jest niewspółmierny do jakości danego dzieła, więc ja wolę sobie w tym czasie wyszukiwać jakieś perełki w rodzaju „Interstate 60”, o których mało kto słyszał, a po te „czołobitne” rzeczy sięgać później. Tak miałem z „LOTR-em”, którego zaliczyłem dopiero pod koniec 2004, kiedy wyszła już cała trylogia. Tak miałem ze „Strażnikami”, których przeczytałem dopiero w tym roku… Jeśli rzecz jest rzeczywiście genialna – jak w tych przypadkach – wytrzyma próbę czasu. Jeśli nie – i tych przypadków jest więcej – to tylko potwierdza moją teorię o niewspółmiernych ochach i achach.
Wyszukaj / Kup KW: Krótko mówiąc – Tarantino wytrzymał próbę czasu. Postmodernizm zwycięski? Co właściwie jest takiego w „Pulp Fiction”, że Wojtek Orliński przyrównuje oglądanie go do seksu? PD: Tu raczej należałoby postawić pytanie, czego w „Pulp Fiction” nie ma. Tarantino – rasowy freak na punkcie kina – przyrządził danie ze składników, które innych kinofilów niezmiennie cieszą nawet podawane osobno, a co dopiero jako całość! Wiem, że to slogan, ale w „Pulpie”, jak chyba w żadnym innym filmie, naprawdę każdy może znaleźć coś dla siebie. Kogoś rajcuje neo noir – bardzo proszę; kogoś cinema verite – nie ma sprawy; kogoś czarna komedia – jest; kogoś mistrzowski storytelling sam w sobie – jest; kogoś błyskotliwe dialogi – są; kogoś sceny gore – mamy i gore… Itd., itp., dla każdego coś miłego – na przykład mojego brata tak rajcują biblijne teksty Samuela L. Jacksona, że do dziś robi sobie z nich sygnaturki na Gadu-Gadu :-). No, a poza tym wszystkim, jest też „Pulp Fiction” wybitnym osiągnięciem w kategorii „kino o kinie” – a to uwielbia każdy szanujący się kinoman. KW: Nie wspomniałeś kultowych tekstów („Zed’s dead, baby, Zed’s dead”) i kawału solidnego aktorstwa – przecież oprócz Samuela L. mamy tam smakowite epizody Keitela, Walkena, a Travolta już nigdy nie będzie miał takiej szansy na Oscara, jaką otrzymał od Tarantino. Ale jednak, czy postmodernistyczna zabawa nie decyduje, że brakuje w tym filmie po prostu zajmującej opowieści? Takiej, którą na przykład miały „Wściekłe psy”, rzecz również po-mo, niepodająca od strony treści niczego nowatorskiego, ale o bardzo spójnym scenariuszu? PD: Ale co kino w latach 90. mogło jeszcze wnieść nowatorskiego w kwestii treści? Sequel „Surfujący naziści muszą umrzeć”, tyle że zrobiony na poważnie? Pierwszy lepszy podręcznik do scenopisarstwa powie Ci, że w kinie masz tylko osiem podstawowych opowieści. Cały sęk w umiejętnym wymieszaniu gatunków, stworzeniu pozoru braku jakichkolwiek ograniczeń. Tarantino właśnie to robi. A to, iż „PF” nie ma linearnej fabuły, jeszcze nie znaczy, że nie jest filmem spójnym. Bo jest. Wszystkie wątki na końcu idealnie się zazębiają. KW: Ja sobie zdaję sprawę, że przeniesienie nacisku z luźnych scenek tworzących całość „Pulp Fiction” na spójną historię spowodowałoby całkowitą zmianę filmu na zapewne nie tak ważny i wpływowy, ale może właśnie brak takiej historii powoduje, iż – choć doceniam formalne mistrzostwo – pokochać „PF” jednak nie mogę? PD: Ale jaki znowuż „brak historii”? Przecież tu masz aż cztery historie. Wszystkie dobre. To tak, jakbyś wziął cztery odcinki „Alfred Hitchcock przedstawia”, i zgrabnie – motywami, postaciami – powiązał je w całość. Na tym również polega geniusz Tarantino. Coś, co było do tej pory zarezerwowane dla ambitnych serii telewizyjnych, zmieścił w dwuipółgodzinnej kinówce. I przy tym wcale nie zrezygnował z rozbudowanych portretów psychologicznych – każdego ważnego bohatera pozwala nam przecież dobrze poznać. KW: Powiesz pewnie, że wydziwiam… PD: Wydziwiasz. KW: Może i tak – ale nie powiesz mi chyba, że to fabuła należy do najważniejszych atutów „PF”. Powiedzmy sobie szczerze – z czterech historii trzy to epizody (opieka nad dziewczyną szefa, rozpierducha w dinerze, egzekucja), jedynie wątek boksera, który wraca się po zegarek i wraz ze swym antagonistą wpada w ręce nazistów-gejów, nadaje się na większą opowieść. Ale i tak dość błahą. ![]()
Wyszukaj / Kup PD: Jak się więc okazuje, inaczej postrzegamy te cztery historie. Ty przez pryzmat fabuły, ja – bohaterów. Dla mnie są to historie: Vegi i Winnfielda, Butcha, Mii Wallace oraz pary postrzelonych złodziejaszków. I moim zdaniem wszystkie te historie można by rozwinąć w coś większego. Nie mają początku ani końca – od razu zostajemy wrzuceni w środek perypetii bohaterów (czy nie inaczej jest choćby w „Bliżej”?), których poznajemy nie tyle przez ich czyny (chociaż też), co przez słowa. Wiesz, piję do tego, że błahość historii niekoniecznie musi przekładać się na jej jakość. Można fajnie opowiedzieć o tępym gangsterze rozprawiającym o frytkach z majonezem, i można niefajnie opowiedzieć o biseksie rozdartym pomiędzy uczuciem do uniwersyteckiego profesora a siostrzenicy szwagra swojej babki, gdzie w grę wchodzą jeszcze różnice kulturowe, bo biseks jest metysem, profesor – austriackim Żydem, a siostrzenica pół-Szwedką, pół-Maoryską… KW: Wróćmy do słowa klucza – nieszczęsnego postmodernizmu – tu najlepiej wyrażanego przez zabawę konwencją i wyodrębnienie formy nad treść. Forma tu się liczy, treść jest mało istotna, wtórna. PD: Może i wtórna, ale nie durna, że tak sobie zrymuję. W sumie fajnie opowiada o łańcuszku przemocy. KW: Bo rozmawiamy o Tarantino jako postmoderniście, nie? Więc może powiedzmy w ogóle, co przez to rozumiemy… PD: No, u Tarantino to głównie – o czym już napomknąłeś – zabawa konwencją. Ja dorzuciłbym jeszcze żonglerkę gatunkami, sporą dawkę ironii i zacieranie granic między sztuką wysoką a kiczem (składanie ścinków klasy B w całość klasy A). KW: Czego dowodem nagroda w Cannes, czyli miejscu, gdzie jednak zwykle wygrywają rzeczy artystyczne do bólu lub do bólu polityczne. A do żadnej z tych kategorii „PF” nie zaliczymy. PD: Nie do końca zgodziłbym się tylko z tym „wyodrębnieniem formy nad treść”. Treść też musi być w pewnym sensie po-mo, bo jakby ją traktować po macoszemu i nie przykładać wielkiej wagi, to z samej zabawy formą też by raczej nie wyszło nic dobrego (czego przykładem marny los wielu epigonów Tarantino). Zresztą, najprostszy argument za treścią – mówisz: „Tarantino”, to pierwsze skojarzenie masz: „genialne dialogi”, a nie: „genialne ujęcia”. KW: Mówiąc „treść”, myślę „fabuła”. Genialne dialogi to dla mnie wyraz formy. PD: Niby dlaczego? |
Hans Kloss czy Max Otto von Stirlitz – który z nich narodził się wcześniej? Ten pierwszy zadebiutował w spektaklu teatralnym w styczniu 1965 roku, temu drugiemu Julian Siemionow przydał niemiecką tożsamość dopiero w wydanej dwa lata później powieści „Major Wicher”. Na słynne „Siedemnaście mgnień wiosny” trzeba było czekać jeszcze rok. A na dwuczęściowe przedstawienie polskiego Teatru Sensacji „Stirlitz” autorstwa Andrzeja Zakrzewskiego – kolejne cztery.
więcej »Myśleliście, że blaszana kosmiczna furgonetka albo UFO z ogrodowego parasola to szczyt dziadostwa budżetowego? Ha! Poznajcie statek na budżecie zerowym. Serio, nic nie kosztował.
więcej »W latach 80. XX wieku Wiaczesław Browkin wyspecjalizował się w przedstawieniach telewizyjnych, które prezentowane były najczęściej w ramach „Teatru Politycznego”. Czy to oznacza, że tym samym definitywnie odszedł od postaci komisarza Maigreta? Niekoniecznie. Znalazł bowiem taką powieść Georges’a Simenona, która pozwoliła mu połączyć oba wątki – kryminalny i polityczny. Tak powstał, mający premierę w czerwcu 1987 roku, spektakl „Maigret u ministra”.
więcej »Peregrynacje wyssane z palca
— Jarosław Loretz
Podróże międzygwiezdne de luxe
— Jarosław Loretz
E.T. wersja hard
— Jarosław Loretz
Ogrodowy nielot
— Jarosław Loretz
Mumii podejście drugie
— Jarosław Loretz
Mumia z gwiazd
— Jarosław Loretz
Pracownik idealny
— Jarosław Loretz
Niech się mury… drzewią?
— Jarosław Loretz
Interpol muzealny
— Jarosław Loretz
Gdy w domu brakło kombinerek
— Jarosław Loretz
Odraza i komizm, czyli 10 razy Sid Haig
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja
100 najlepszych komedii wszech czasów
— Esensja
DVD: Wściekłe psy
— Konrad Wągrowski
Stój, bo mamuśka strzela!
— Agnieszka Szady
Kill Bill - czwórgłos
— Marta Bartnicka, Michał Chaciński, Anna Draniewicz, Konrad Wągrowski
Zabić Billa
— Konrad Wągrowski
Zemsta Dragów, czyli bokserska nostalgia
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Norwegia już nigdy nie będzie taka jak przedtem
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Duchy, diabły, wilkołaki i steampunkowe mechaniczne skrzaty
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Każdy kadr to Ameryka
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Rzeźnia dla dwojga
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Partia na party w czasach Brexitu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Jak smakują Porgi?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Chwała na wysokości?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Podręczne z Kairu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Atak paniki
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Szalone lata 60.
— Piotr Nyga
Jedyna taka mitologia
— Piotr Dobry
Esensja ogląda: Maj 2013 (3)
— Sebastian Chosiński, Grzegorz Fortuna, Jakub Gałka, Kamil Witek
Esensja ogląda: Maj 2013 (2)
— Miłosz Cybowski, Ewa Drab, Gabriel Krawczyk, Kamil Witek
Esensja ogląda: Luty 2013 (Kino)
— Miłosz Cybowski, Gabriel Krawczyk, Alicja Kuciel, Konrad Wągrowski
Wściekły pies
— Grzegorz Fortuna
Esensja ogląda: Styczeń 2013 (Kino)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Piotr Dobry, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Alicja Kuciel, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski
Podoba mi się, jak kręcisz filmy, chłopcze
— Ewa Drab
SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (10)
— Jakub Gałka
Daj się uwieść obliczu żydowskiej zemsty
— Konrad Wągrowski
Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski
Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Statek szalony
— Konrad Wągrowski
Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Migające światła
— Konrad Wągrowski
Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski
Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski