Okupacja zła [David Yates „Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Żeby sprawiedliwie ocenić ekranizację ostatniej części serii książek o Harrym Potterze, należałoby zapoznać się jednocześnie z oboma odcinkami „Insygniów śmierci”, z których drugi pojawi się w polskich kinach dopiero za pół roku. Póki co, pierwsza połowa finału opowieści o czarodzieju-okularniku to mroczne kino drogi, któremu jednak nieco brakuje do wyważonej mieszanki akcji, fantasy i dramatu, na jaką reżyser, David Yates, próbuje film wykreować.
Okupacja zła [David Yates „Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I” - recenzja]Żeby sprawiedliwie ocenić ekranizację ostatniej części serii książek o Harrym Potterze, należałoby zapoznać się jednocześnie z oboma odcinkami „Insygniów śmierci”, z których drugi pojawi się w polskich kinach dopiero za pół roku. Póki co, pierwsza połowa finału opowieści o czarodzieju-okularniku to mroczne kino drogi, któremu jednak nieco brakuje do wyważonej mieszanki akcji, fantasy i dramatu, na jaką reżyser, David Yates, próbuje film wykreować.
David Yates ‹Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I | Tytuł oryginalny | Harry Potter and the Deathly Hallows: Part I | Dystrybutor | Warner Bros | Data premiery | 19 listopada 2010 | Reżyseria | David Yates | Zdjęcia | Eduardo Serra | Scenariusz | Steven Kloves | Obsada | Daniel Radcliffe, Emma Watson, Ralph Fiennes, Jamie Campbell Bower, Helena Bonham Carter, Bill Nighy, Alan Rickman, Rhys Ifans, Michael Gambon, John Hurt, Maggie Smith, Bonnie Wright, Rupert Grint, Jason Isaacs, Ciarán Hinds, Tom Felton, Miranda Richardson, Brendan Gleeson, David Thewlis, Robbie Coltrane, Toby Regbo, Warwick Davis, Timothy Spall, Helen McCrory, Evanna Lynch, Julie Walters, Imelda Staunton, Clémence Poésy, Rade Serbedzija, Stanislav Ianevski, Toby Jones, Dave Legeno, Richard Griffiths, Fiona Shaw, Chris Rankin, Nick Moran, Simon McBurney, Mark Williams, Harry Melling | Rok produkcji | 2010 | Kraj produkcji | USA, Wielka Brytania | Cykl | Harry Potter | Czas trwania | 146 min | Gatunek | familijny, fantasy, przygodowy | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Pomysł podzielenia adaptacji zamykającej serię powieści na dwa filmy wywołał kontrowersje wśród fanów. Słusznie wytknięto wytwórni chęć podwojenia zysków z najbardziej dochodowego cyklu książkowo-filmowego na świecie i zwrócono uwagę, że w pierwszej części ostatniej ekranizacji nietrudno odnaleźć dysproporcje w stosunku do wcześniejszych filmów. Postępowanie producentów ma jednak też zalety: „Insygnia śmierci, część 1” to odcinek, w którym scenarzysta miał miejsce na oddech i rozłożenie akcji w czasie, dzięki czemu postaci nie zostają zdominowanie przez gonitwę za realizacją wszystkich najważniejszych powieściowych wydarzeń. Trzeba też przyznać, że scenarzysta Steve Kloves zgrabnie wybrnął z problemu braku równowagi pod względem natężenia akcji w literackim pierwowzorze. Pierwsza połowa książkowych „Insygniów…” to jednak w większości błądzenie po omacku, dylematy natury dramatycznej i tylko kilka sekwencji wrzucających fabułę na tory dynamiki, akcji i grozy. Tymczasem Kloves i Yates oddają sprawiedliwość literackiemu rysunkowi bohaterów, ale nie ograniczają się tylko do ich przeżyć wewnętrznych, rozdzielając uczciwie sceny pompujące adrenalinę na oba filmy składające się na dyptyk spod znaku „Insygniów śmierci”. Wprawdzie pierwszy odcinek bardziej skłania się ku kameralności, a drugi z pewnością będzie stawiał na epickość, to jednak twórcy nie pozwalają się nudzić przy śledzeniu losów Harry’ego i spółki, dawkując napięcie w momentach, gdy atmosfera osaczenia zaczyna się rozrzedzać. Chociaż pierwsza część dyptyku jest jedną z najwierniejszych potterowskich ekranizacji, to i tak film w pełni zrozumieją wielbiciele cyklu. Już nawet nie chodzi o lojalnych widzów, którzy filmową adaptację śledzą od „Kamienia filozoficznego”, ale o fanów powieści. Tylko mając zaplecze informacji pochodzącej z tekstu pióra J.K. Rowling, można „Insygnia…” w stu procentach zrozumieć łącznie ze wszystkimi drobiazgami i smaczkami. Widzowie, którym całość przedsięwzięcia „Harry Potter” nie jest znana, obejrzą najnowszą część bez bólu, ale i bez większego zaangażowania. Podstawowa nowość determinująca sposób narracji i filmowania to zmiana miejsca akcji: Harry, Hermiona i Ron nie wracają już do Hogwartu, a wyruszają w błędną wędrówkę mającą na celu odnalezienie i zniszczenie horkruksów czyli zaklętych w przedmioty fragmentów duszy Voldemorta. Brak bezpiecznych murów szkoły dla czarodziejów owocuje bardziej nieprzyjazną atmosferą niż w poprzednich odcinkach. Całość została utrzymana w zimnych, szarych, białych, błękitnych i ciemnozielonych barwach. Operator kamery, Eduardo Serra, zadbał, żeby scenom akcji towarzyszyły chropowate zdjęcia i dynamiczne ujęcia, z których często wyłania się chaos i niepewność, a wyciszone i niepokojąco statyczne kadry przedstawiały momenty dialogowe. Pojawiają się miejsca, które wcześniej pojawiały się na ekranie tylko chwilowo bądź się tylko o nich mówiło: Ministerstwo Magii, dom Lovegoodów, rezydencja Malfoyów, Dolina Godryka i wiele innych. Większość sekwencji z rozwinięcia filmu rozgrywa się w lasach lub na pustkowiach. To odwołanie do pierwotnej siły natury jeszcze bardziej podkreśla przekroczenie przez bohaterów progu tego, co nieznajome i tego, co straszne, także w nich samych. Groza i niepokój wypływają coraz częściej z wątpliwości i rozterek moralnych postaci, z czego czerpie wróg. Yates stara się gloryfikować współpracę, przyjaźń i więzi międzyludzkie, bo tylko one wydaja się zaradzić kryzysowym czasom i stać się receptą na tyranię zła. Właśnie dlatego eksponuje konflikt wewnątrz grupy przyjaciół: Harry, Hermiona i Ron poddają się presji wywołanej doniosłością roli, jaką mają odegrać w finałowym starciu z Voldemortem. To budzi w nich ukryte zadry, lęki i spory. Z racji że duża część filmu przedstawia przede wszystkim troje protagonistów po raz pierwszy tak wiele do zagrania bez wsparcia doświadczonych aktorów z dorobkiem mieli Radcliffe, Grint i Watson. Niestety, odtwórca roli Pottera nie odnajduje się w dramatycznej konwencji, nie potrafiąc wykrzesać z siebie wiele więcej, niż już do tej pory widzieliśmy. Natomiast duży potencjał drzemie w filmowych Hermionie i Ronie. Emma Watson i Rupert Grint potrafią przykuć uwagę, są naturalni i udaje im się delikatna sztuka balansowania między dramatem a humorem. Z drugiego planu jak zwykle wyróżniają się perełki aktorskie śmierciożerców: Helena Bonham Carter, Ralph Fiennes i Alan Rickman bawią się potterowskimi bohaterami, uzyskując rewelacyjne rezultaty. Postaci reprezentujące stronę zła przynoszą także wiele scen, które niewiele mają wspólnego z filmem familijnym. Zresztą „Harry Potter” przestał być serią dla dzieci już przy okazji „Czary ognia”. Tym bardziej „Insygnia śmierci” nie nadają się dla młodego widza, tak pod względem poziomu przemocy, jak i pod kątem mrocznego nastroju i niezrozumiałych aluzji. W „Insygniach…” walka dobra ze złem coraz bardziej przybiera kształt otwartej wojny, w której jest miejsce na ofiary, ruch oporu, indoktrynację i dyktaturę opartą na modelu nazistowskim. Obsesja śmierciożerców i Voldemorta na punkcie czystości krwi magicznej prowadzi do czystek mugoli i presji wywieranej na społeczeństwo przez Ministerstwo Magii opanowane po zamachu stanu przez popleczników Czarnego Pana. Manifestacją tej postawy jest również scena, w której łaknąca krwi Bellatrix torturuje Hermionę, wycinając jej na skórze napis „szlama” oznaczający maga zrodzonego z rodziców niemagicznych. Pozytywy błyszczą jednak trochę mniej, wziąwszy pod uwagę brak pełnej spójności wszystkich elementów w filmie. Kolejne sceny akcji są tak silnie akcentowane, że rozbijają całość na fragmenty poprzedzielane sekwencjami „gadanymi”. Wykorzystanie sinusoidalnej narracji prowadzi do rozchwiania konstrukcji filmu, co rzutuje na generalne wrażenia po seansie. Poziom pierwszej części „Insygniów…” jest z pewnością bardzo dobry – w dodatku film wieńczy mocne, otwarte zakończenie – ale lepiej zaniżyć obecną ocenę, żeby, dysponując pełnym oglądem serii i zamykającego ją dyptyku, móc pochwalić filmowy finał adaptacji cyklu już w lipcu przyszłego roku. 
|