Zdarza się od czasu do czasu, że do wyścigu po Oscara staje film obyczajowy, pozbawiony epickiego rozmachu i bohaterów poubieranych w historyczne kostiumy. Jednak, jak wiadomo, musi tkwić w tym jakiś haczyk. W przypadku „Poradnika pozytywnego myślenia” haczykiem jest to, że główni bohaterowie filmu zmagają się z problemami natury psychicznej.
Ach, jaka piękna choroba
[David O. Russell „Poradnik pozytywnego myślenia” - recenzja]
Zdarza się od czasu do czasu, że do wyścigu po Oscara staje film obyczajowy, pozbawiony epickiego rozmachu i bohaterów poubieranych w historyczne kostiumy. Jednak, jak wiadomo, musi tkwić w tym jakiś haczyk. W przypadku „Poradnika pozytywnego myślenia” haczykiem jest to, że główni bohaterowie filmu zmagają się z problemami natury psychicznej.
David O. Russell
‹Poradnik pozytywnego myślenia›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Poradnik pozytywnego myślenia |
Tytuł oryginalny | Silver Linings Playbook |
Dystrybutor | Forum Film |
Data premiery | 8 lutego 2013 |
Reżyseria | David O. Russell |
Zdjęcia | Masanobu Takayanagi |
Scenariusz | David O. Russell, Matthew Quick |
Obsada | Jennifer Lawrence, Robert De Niro, Bradley Cooper, Julia Stiles, Chris Tucker, Shea Whigham, Jacki Weaver, Dash Mihok, John Ortiz |
Muzyka | Danny Elfman |
Rok produkcji | 2012 |
Kraj produkcji | USA |
Gatunek | dramat, komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Nominowany do Oscara w siedmiu głównych i jednej technicznej kategorii „Poradnik pozytywnego myślenia” jest w gruncie rzeczy opowieścią opartą na klasycznym schemacie fabularnym. Życie Pata (Bradley Cooper) rozsypało się po tym, jak odkrył, że żona zdradza go z kolegą z pracy. Pikanterii i dramatyzmu opowieści ma dodawać fakt, że Pat jest chory. Późno zdiagnozowano u niego zaburzenia maniakalno-depresyjne. Po ośmiu miesiącach w szpitalu psychiatrycznym bohater zostaje wypisany na życzenie matki i wraca do domu, dzielić życie z rodzicami. Prócz matki jest bowiem i ojciec (Robert De Niro) – przesądny hazardzista o impulsywnym charakterze. Pat próbuje jakoś wrócić do równowagi, jednocześnie nie bierze jednak leków i nie stosuje się do kilku sądowych zakazów zbliżania się. Przemierza przedmieścia w poszukiwaniu śladów dawnego życia i mimo woli straszy sąsiadów. Na kolacji u znajomych poznaje młodą wdowę Tiffany (Jennifer Lawrence), borykającą się z depresją po śmierci męża.
W gruncie rzeczy „Poradnik…” to ten rodzaj filmu, który przyjemnie ogląda się w niedzielne popołudnie. Kibicuje się bohaterom, ale i bez trudu przewiduje, co za chwilę nastąpi. Jeśli jednak nawet fabule można zarzucić zbytnią czytelność, to jest to fabuła dobrze zagrana (obsada filmu zebrała w końcu nominacje we wszystkich czterech aktorskich kategoriach, co zdarza się rzadko i nie miało miejsca od kompletu nominacji dla „Czerwonych” w 1981 roku). Przewidywalność tę trudno byłoby też uznać za wadę, gdyby nie fakt, że film startuje w wyścigu o statuetkę za najlepszy film roku i najlepszy scenariusz adaptowany. Scenariusz bowiem zakłada dość klasyczny schemat „bohater ma problem - problem się piętrzy - bohater usiłuje sam rozwiązać problem - usiłuje go rozwiązać z kimś innym - rozwiązuje problem”. Taki schemat nie jest wielką wadą, a raczej nie byłby, gdyby nie to, że film aspirujący do Oscara, opowiadający o poważnym problemie, w dużej mierze ten problem banalizuje. Pat, który po pobycie w szpitalu umie nazwać chorobę, z którą się zmaga, początkowo nie może się pogodzić z koniecznością brania leków. Kiedy jednak w końcu zostaje skłoniony do ich przyjmowania i postępuje zgodnie z wypracowaną filozofią pozytywnego myślenia właściwie przestaje mieć kłopoty z chorobą, a jego potknięcia związane są raczej ze środowiskiem, w jakim żyje (pojawiająca się co rusz postać policjanta) niż z jego przypadłością. Jedną z zabawniejszych scen w filmie ma miejsce podczas kolacji, na której Pat poznaje Tiffany. W czasie jej trwania bohaterowie odbywają rozmowę o lekach psychotropowych, przerzucając się nazwami i skutkami ubocznymi, które tabletki powodują. I to by było na tyle, jeśli chodzi o kwestię następstw długotrwałej lekoterapii. Pat łyka swoje tabletki, ale na ekranie nie widzimy żadnych skutków ubocznych, jakie to powoduje. Wiemy, że ich nie brał, bo czuł się po nich źle, ale tego nie widzimy, jakby to nie przystawało do pozytywnego obrazu, który budują przed nami twórcy filmu. Szkoda, bo oprócz tego, że bohater świetnie wygląda po tych kilku miesiącach w szpitalu, można by dodać coś o fizycznych problemach, jakie powoduje choroba psychiczna.
Sama postać Pata napisana jest bardzo ciekawie. Bradley Cooper gra ją przy użyciu dość oszczędnych środków, co w przypadku osoby z zaburzeniem tego typu nie odpowiada może specjalnie prawdzie, niemniej dobrze wypada na ekranie. Cooper wydaje się grać raczej kogoś chorego na łagodną odmianę autyzmu. To wrażenie pogłębiają liczne zbliżenia jego twarzy i próba oddania tego, jak postrzega świat (wyrywkowe zbliżenia na nie najbardziej istotne detale – urywki zdań w czytanym liście, kolor paznokci rozmówczyni itd.). Pat po powrocie do domu zaczyna dostrzegać nie tylko swoje błędy, ale i drobne odchylenia od normy swoich rodziców. Nie tylko on jest szalony, ale i całe otoczenie, my wszyscy, mamy jakieś swoje „psychiczne grzeszki”. W trakcie oglądania filmu można sobie zadać pytanie, kto właściwie jest tutaj szalony i za tą niejednoznaczność twórcom z pewnością należą się brawa.
Drugą postacią wybijającą się na pierwszy plan jest Tiffany, którą Lawrence portretuje jako zwyczajną, walącą prawdę prosto z mostu (na czym najczęściej polega jej „szaleństwo” i dziwactwo społeczne) dziewczynę. Ta bohaterka – choć być może przykładam zbyt dużą wagę do jej imienia – przypomina trochę Holly Golightly ze „Śniadania u Tiffany’ego”. Jest tak samo zagubiona w społeczeństwie, a jednocześnie mimo całego jej niewłaściwego czy dziwnego zachowania nie można nie żywić do niej sympatii. Jej skłonności autodestrukcyjne hamuje właśnie Pat, dając się wciągnąć w jej życie i postępując nie do końca zgodnie z wyobrażeniem Tiffany. W tle mamy rodziców Pata – budzącą sympatię od pierwszego wejrzenia matkę (Jacki Weaver) i lubującego się w zakładach ojca, ofiarę recesji (Robert De Niro). Cieszy fakt, że De Niro postanowił zagrać dysfunkcyjnego na swój sposób ojca w filmie, który tym razem daje się oglądać. Chociaż łatwo było mu popaść w karykaturę, uniknął tego.
Warto wspomnieć o tle, na jakim rozgrywa się historia. Film jest bowiem niejako przy okazji portretem filadelfijskiego przedmieścia. Zapewne gdyby bohaterowie zmagali się z chorobą, dajmy na to, w samym centrum nowojorskiej metropolii, w tłumie innych dziwaków nikt nie zwrócił by na nich uwagi. Być zwyczajnym obywatelem w małomiasteczkowej atmosferze suburbii nie jest jednak prosto i Pat dobrze o tym wie. Także jego rodzice zdają sobie z tego sprawę. Kiedy bohater ma napad agresji, wystarczy chwila krzyków, a już do ich drzwi puka policjant, powiadomiony telefonicznie przez rodziny z sąsiedztwa o poczynaniach Pata. Syn sąsiadów usiłuje kręcić filmik-referat o chorobach psychicznych, nękając jedyny „egzemplarz” chorego z papierami, jaki ma w pobliżu i nachodząc rodzinę Solitanów. Twórcy nienachalnie dekonstruują mit rajskości małych domków z równo przystrzyżonymi trawnikami. Nikt nie feruje łatwych wyroków – mamy więc oznaki kryzysu (bezrobotny ojciec), mamy siłę sportu jednoczącego mieszkańców, ale tylko do pewnego stopnia, bo odmienność rasowa bywa silniejsza niż miłość do tej samej drużyny. To zresztą, że reżyser pokazuje, że tak samo jak wariat na przedmieściach budzi niezdrową fascynację albo strach, tak ktoś o innym kolorze skóry może budzić podobne uczucia i przy tym rasowym nieporozumieniu nawet szaleństwo – widoczne i udokumentowane czy nie – blednie, bo Ameryka ma swój zestaw lęków i tego się trzyma. Wśród zaatakowanych na meczu ciemnoskórych jest także psychoterapeuta Pata, w końcu rasowego szaleństwa nie da się wyleczyć żadnymi pigułkami.

Gratuluję autorce, znowu dobra, wyczerpująca recenzja z kilkoma celnymi uwagami (szczególnie puenta).