Zawód ochroniarza to koronny dowód na to, że na świecie niewolnictwo kwitnie, niewolnictwo ludzi sławnych, zamożnych, dla których świat zmienia się w złotą klatkę. Książki takie jak „Piąta profesja” czy filmy w rodzaju „Bodyguarda” pokazują z kolei niezwykłe przykłady ludzi, wykonujących ten zawód, dla których jest on jednocześnie życiową drogą, wynikłą z głęboko ugruntowanych wartości, którym pozostają wierni. „Człowiek w ogniu” wpisuje się w znakomitym stylu w tę linię.
Aniele boży, stróżu mój…
[Tony Scott „Człowiek w ogniu” - recenzja]
Zawód ochroniarza to koronny dowód na to, że na świecie niewolnictwo kwitnie, niewolnictwo ludzi sławnych, zamożnych, dla których świat zmienia się w złotą klatkę. Książki takie jak „Piąta profesja” czy filmy w rodzaju „Bodyguarda” pokazują z kolei niezwykłe przykłady ludzi, wykonujących ten zawód, dla których jest on jednocześnie życiową drogą, wynikłą z głęboko ugruntowanych wartości, którym pozostają wierni. „Człowiek w ogniu” wpisuje się w znakomitym stylu w tę linię.
Tony Scott
‹Człowiek w ogniu›
EKSTRAKT: | 100% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Człowiek w ogniu |
Tytuł oryginalny | Man on Fire |
Dystrybutor | CinePix |
Data premiery | 15 października 2004 |
Reżyseria | Tony Scott |
Zdjęcia | Paul Cameron |
Scenariusz | Brian Helgeland |
Obsada | Christopher Walken, Denzel Washington, Mickey Rourke, Giancarlo Giannini, Dakota Fanning, Radha Mitchell, Rachel Ticotin, Marc Anthony |
Muzyka | Harry Gregson-Williams |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | Meksyk, USA |
Czas trwania | 146 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat, sensacja |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
„Moje przeznaczenie – powiedział z wysiłkiem. – Mój wybór… Powiem ci, Filippa, co ja wybrałem. Nie pozwolę, byście w wasze brudne machinacje wplątali Ciri. Ostrzegam. Ktokolwiek odważy się skrzywdzić Ciri, skończy tak, jak ci czterej, którzy tu leżą. Nie będę przysięgał ani zaklinał się. Nie mam na co. Ja po prostu ostrzegam. Zarzucałeś mi, że jestem złym opiekunem, że nie umiem bronić tego dziecka. Będę bronił. Tak jak umiem. Będę zabijał. Będę zabijał bez litości…”
Andrzej Sapkowski „Krew elfów”
Żołnierzy używa się do różnych zadań. Nie zawsze są chwalebne, nie zawsze to bój z inną armią. Czasem trzeba zdławić rebelię, zgnieść ją twardo i bez litości. A wtedy dostaje się nie tylko wojakom, ale i tzw. niewinnym ludziom. Na niektórych żołnierzach w ogóle nie zostawia to śladu. Są jednak tacy, których to dręczy, prześladuje, bo żołnierz ciągle jeszcze nie jest maszyną, człowieczeństwo często upomina się o swój haracz.
W nowym filmie Tony’ego Scotta, pod tytułem „Człowiek w ogniu”, nakręconym na motywach powieści A.J. Quinella (opartej, notabene, na faktach), mamy opowieść o takim żołnierzu. John W. Creasy (Denzel Washington), były komandos armii U.S.A., służący w oddziałach antyterrorystycznych, jest jednym z tych, po których dawno popełnione zbrodnie nie spływają jak woda po kaczce. Nie radzi sobie z tym, pije, nie ma już w życiu żadnego celu, ima się różnych zajęć. W końcu przyjeżdża w odwiedziny do swojego kolegi po fachu i przyjaciela, Paula Rayburna (Christopher Walken), mieszkającego w Meksyku. Przybywa do świata, gdzie co godzinę ma miejsce porwanie, a 70% porwanych nie udaje się uratować. Do świata, gdzie kidnapping jest prawdziwym, masowo uprawianym biznesem, w którym uczestniczy skorumpowana policja.
Paul załatwia mu pracę u bogatej rodziny Ramosów. Jego zadaniem ma być ochrona ich córeczki Pity, która z powodu zagrożenia porwaniami i braku stosownego opiekuna musiała zaprzestać uczęszczania do szkoły. Dziewczynka od razu obdarza go sympatią i lgnie do niego. Jest ciekawa, zadaje dziesiątki pytań. Creasy broni się przed głębszą zażyłością, nie chce żadnych komplikacji w pracy, po której sięga po alkohol i próbuje odegnać demony. W końcu jednak miłość dziecka zaczyna być dla niego światełkiem. Zaprzyjaźnia się z Pitą, pomaga w treningach pływania, dzięki którym dziewczynka wygrywa zawody. Późniejsze stwierdzenie Paula Rayburna: „Pita Ramos pokazała Creasy’emu, że znowu ma prawo żyć” najlepiej chyba streszcza całą sytuację.

Wtedy spada cios. Pita zostaje porwana, Creasy ciężko ranny podczas wymiany strzałów z porywaczami, zabija przy tym dwóch skorumpowanych policjantów, którzy brali w tym udział. Za wszystkim stoi „Głos” – ktoś, kto kieruje porwaniami, kogo nikt nie zna, bo wszystko załatwia przez pośredników, wśród których jest również policyjne bractwo „La Hermandad”, roztaczające ochronny parasol nad tą działalnością. Creasy powoli dochodzi do siebie w szpitalu. A potem, gdy dowiaduje się o śmierci dziecka, z pomocą Rayburna kupuje masę broni i zaczyna swoje polowanie. Nie dyszy zemstą w sposób tandetny, gorący – uważa, że „zemsta jest daniem, które najlepiej smakuje na zimno”. Pomagają mu Manzano i Mariana Garcia Guerrero, dziennikarka „Reformy”, którzy mają świadomość, że znakomicie wyszkolony żołnierz, mający tak potężną motywację dotrze tam, gdzie oni nigdy by nie dotarli. Dotrze, bo nie krępuje go żadne prawo, nie potrzebuje dowodów, nie wzdraga się przed torturami i nie ma ambicji wymierzania sprawiedliwości, lecz eliminowania przestępców.
Filmów z gatunku „ochroniarskich” trochę już mieliśmy, choćby „Na linii ognia” z Clintem Eastwoodem czy „Bodyguard” z Kevinem Costnerem. Jednakże „Człowiek w ogniu” to dużo od nich lepszy film. Nie chodzi tu tylko o znakomite wykonanie (świetne zdjęcia Mexico City!), umiejętnie oddany w obrazie i dźwięku klimat latynoskiego świata, czy wreszcie doskonałe role Denzela Washingtona i Dakoty Fanning, grającej Pitę. Tym razem to historia o czymś znacznie więcej niż o powstrzymaniu świra (co jest osnową wspomnianych wyżej filmów). Nie jest to również li tylko opowieść o zemście (jaką ostatnio mieliśmy okazję widzieć choćby w filmie „Kill Bill”).

Ukazano tu bowiem dwie bardzo smutne prawdy – smutne o tyle, że cywilizacja za wszelką cenę stara się je przekłamać, wyrugować, postawić mur naprzeciw nich. Pierwsza to konstatacja, że mimo najszczerszych chęci nie potrafimy zmienić świata tak, ażeby zło, które na nim szaleje, omijało nasze dzieci. Dziecko, patrząc podług tego dobrze pojętego stereotypu, ma szczególne miejsce w naszym życiu – jest ono tym, kogo trzeba chronić, komu winno się prostować ścieżki i nieba przychylać. Niestety, nie udaje nam się ten szczytny zamiar, nie udaje się on już od czasów starożytnych, gdzie niewolnictwo dzieci było na porządku dziennym – Grecja słynie nie tylko ze znakomitych filozofów, pięknych ruin i mitów, ale również z mody na homoseksualizm i pedofilię, jakie panowały tam przed wiekami. Dzieci cierpią głód, giną w wojnach lub zmieniają się w kaleki, są wykorzystywane, są często niechciane, zdawane na łaskę państwa. Nie chodzi o to, że takie rzeczy zdarzają się od czasów niepamiętnych, lecz o to, że przestają być marginesem, przestają być incydentalne. Można się smucić, że tak jest mimo tylu lat postępu ludzkości. Można twierdzić odwrotnie: że tak jest właśnie wskutek lat postępu ludzkości, który łamie coraz więcej barier. Jakkolwiek jest, świat, który jawi się w filmie, pokazuje tę prawdę w sposób bardzo brutalny.
Drugą smutną prawdą, jaką można tam ujrzeć (jest ona obecna w kinie od bardzo dawna, należy wręcz do absolutnej klasyki, od westernów począwszy), jest to, że prawo – kodeks, podle którego próbujemy normować nasze życie – pozostaje wobec największego zepsucia absolutnie bezsilny. W filmie może nam imponować to, jak Creasy bezwzględnie zabiera się do rzeczy – „Zabiję wszystkich, którzy wzięli w tym udział, każdego, kto skorzystał” – wygniatając porywaczy jak robactwo jednego po drugim, stosując tak naprawdę jedyną broń, która do tych bydlaków przemawia. Prawdopodobnie promil ludzi oglądających ten film oparłby się konkluzji, że nasz bohater dobrze zrobił, że winien był pozostawić sprawę w ręku wymiaru sprawiedliwości. Ten promil to być może prawnicy, konstytucjonaliści, itp., którzy – co zresztą zrozumiałe – niespecjalnie radują się, gdy widać, że ich konstrukcje tak mocno momentami zawodzą.
Konkludując – film znakomity, pokazujący w piękny, choć momentami okrutny sposób etos obrońcy, opiekuna, twardego, silnego, odkrywając przy tym jego ludzką słabość wobec pewnych spraw, jaka siedzi w każdym bez wyjątku. Pokazuje człowieka trapionego wątpliwościami, obolałego, ale jednocześnie nie wahającego się postawić na szali swego życia, by wypełnić obowiązek wobec pryncypała: małej, szczerbatej blond dziewczynki, która jego imieniem nazwała swego pluszowego misia.
