Obraz Aleksandra Wieledinskiego to prawdopodobnie najbardziej utytułowany film rosyjski 2013 roku. I w sumie trudno się temu dziwić. „Geograf przepił globus” to bowiem pełen ironii portret budzącego sympatię współczesnego inteligenta, któremu życie przepłynęło przez palce – nie dorobił się majątku, nie doczekał autorytetu i nawet w miłości wszystko ułożyło mu się jakoś na opak.
East Side Story: Żywot człowieka nieprzystosowanego
[Aleksandr Wieledinski „Geograf przepił globus” - recenzja]
Obraz Aleksandra Wieledinskiego to prawdopodobnie najbardziej utytułowany film rosyjski 2013 roku. I w sumie trudno się temu dziwić. „Geograf przepił globus” to bowiem pełen ironii portret budzącego sympatię współczesnego inteligenta, któremu życie przepłynęło przez palce – nie dorobił się majątku, nie doczekał autorytetu i nawet w miłości wszystko ułożyło mu się jakoś na opak.
Aleksandr Wieledinski
‹Geograf przepił globus›
UWAGA! Wczoraj filmowi przyznane zostało Grand Prix 7. Festiwalu Filmów Rosyjskich „Sputnik nad Polską"!
Aleksandr Wieledinski – urodzony w 1959 roku w Niżnym Nowogrodzie – nie należy do reżyserów z pierwszej półki, a jednak miał już wcześniej w dorobku przynajmniej dwa filmy, które zasługiwały na uwagę. Do świata kinematografii trafił późno, bo dopiero w połowie lat 90. ubiegłego wieku po ukończeniu Wyższych Kursów Scenariopisarstwa i Reżyserii w Moskwie. Zaczął od pracy w telewizji, dla której zrealizował serial kryminalny „Prawo” (2002). Dwa lata później zadebiutował na dużym ekranie filmem zatytułowanym „Rosyjskie”, czyli adaptacją kilku autobiograficznych tekstów prozatorskich skandalizującego pisarza i działacza politycznego Eduarda Limonowa; po dwóch kolejnych nakręcił natomiast dramat psychologiczny „Żywy”, by potem zniknąć na pewien czas. Milczenie przerwał w 2011 roku, realizując „Portret” – jedną z nowel-miniatur w ramach projektu „
Eksperyment 5ive”. A zaraz potem przystąpił do pracy nad opowieścią o nauczycielu geografii, który – zgodnie z tytułem (który należy jednak rozumieć symbolicznie, nie dosłownie) – przepił globus. Scenariusz wyszedł także spod jego pióra, choć swoje trzy grosze dorzucili jeszcze Walerij Todorowski („
Mój przyrodni brat Frankenstein”, „
Bikiniarze”), jednocześnie producent obrazu, oraz pochodzący z Uzbekistanu Rauf Kubajew (autor licznych filmów i seriali telewizyjnych).
Za pierwowzór literacki posłużyła powieść, również pochodzącego z Niżnego Nowogrodu, Aleksieja Iwanowa (rocznik 1969). Iwanow napisał ją w 1995 roku, lecz światło dzienne ujrzała dopiero osiem lat później. W 2009 roku „Geograf…” doczekał się adaptacji teatralnej, która okazała się tak wielkim sukcesem, że szybko zdecydowano się zakupić prawa do jej ekranizacji. Zdjęcia odbywały się w trzech etapach. W listopadzie 2011 roku ekipa filmowa udała się do Permu, gdzie notabene umieszczono akcję obrazu. Następnie przeniesiono się do Moskwy (do pawilonów Mosfilmu), by wiosną roku następnego powrócić do miasta na Uralu i w jego okolicach – nad rzekami Uśwą i Iset – nakręcić kluczową scenę dzieła. W czerwcu 2013 roku „Geografa…” zaprezentowano na XXIV Otwartym Rosyjskim Festiwalu Filmowym „Kinotawr” w Soczi, gdzie zgarnął cztery nagrody: Grand Prix dla najlepszego obrazu, za najlepszą rolę męską (dla Konstantina Chabienskiego), najlepszą muzykę oraz laur przyznany przez dystrybutorów filmowych. Miesiąc później z Odessy Wieledinski ponownie wyjechał z nagrodą główną (przyznaną przez widzów) oraz mianem twórcy najlepszego filmu festiwalowego. Poza Rosją dzieło po raz pierwszy pokazane zostało w Australii w ramach przeglądu „Rosyjskie Odrodzenie”, by następnie trafić między innymi do Islandii (Reykjavik), Niemiec (Cottbus) i Polski (obejrzeć mogli je bywalcy Warszawskiego Festiwalu Filmowego oraz „Sputnika nad Polską”). Oficjalna premiera kinowa w ojczyźnie reżysera odbyła się natomiast dopiero 7 listopada – i raczej nie należy wiązać tego wydarzenia z kolejną rocznicą rewolucji październikowej.
Powieściowy Wiktor Siergiejewicz Służkin ma lat dwadzieścia osiem, ale jego odpowiednik filmowy dotarł już do czterdziestki. Ma żonę i mniej więcej siedmioletnią córeczkę. Nie ma natomiast stałego zajęcia. Kiedyś pracował jako wykładowca biologii na Uniwersytecie Uralskim, prowadził zajęcia ze studentami; tak poznał Nadię, która kilka lat później wyszła za niego za mąż. Problemem Służkina był jednak alkohol. Możemy się domyślać, że właśnie dlatego wylano go z uczelni; został wówczas metodykiem w bibliotece technicznej przy stoczni remontowej w Permie, ale jakiś czas później stocznię zlikwidowano. Postanowił więc starać się o pracę w miejscowej szkole. Niestety, Służkin może uczyć biologii, chemii, względnie zootechniki, tymczasem szkoła – jak dowiaduje się od Rozy Borisownej, zastępczyni dyrektora – od pół roku poszukuje geografa. Wiktor Siergiejewicz stawia wszystko na jedną kartę i stwierdza, że i tego przedmiotu chętnie by nauczał. Kobieta jest mu niechętna, ale sprawę przesądza dyrektor i każe mu napisać podanie o przyjęcie do pracy. Wiadomość o znalezieniu etatu nie robi jednak wrażenia na Nadieżdzie, która już dawno straciła nadzieję, że uda im się kiedyś wyprowadzić z obskurnego blokowiska.
Co do tego nie ma wątpliwości również Służkin, obliczający, że gdyby nie palił, nie jadł ani nie pił, mógłby uzbierać pieniądze na kupno samochodu produkcji krajowej po… stu pięćdziesięciu dwóch latach. O ile jednak jego żona podchodzi do tego z rezygnacją, on traktuje wszystko bardzo lekko – przecież i tak nie jest w stanie nic zmienić, po co się więc irytować. Zdobycie pracy jest jednak dobrym pretekstem do zorganizowania małej imprezki – tym bardziej że niespodziewanie odwiedza Służkinów stary przyjaciel Wiktora, jeszcze z czasów szkolnych, Maksim Budkin. Choć nie jest on ani tak przystojny, ani tak wrażliwy jak Służkin, robi wrażenie na kobietach z zupełnie innego powodu – ma pieniądze. To człowiek przedsiębiorczy, asystent posła i właściciel niewielkiej firmy budowlanej, którą zarejestrował na swego ojczyma. Nadia, coraz bardziej rozczarowana mężem, mówi Wiktorowi otwarcie o rozstaniu – skoro go nie kocha, nie szanuje, nie pragnie, po co mają być dalej ze sobą? Tylko dlatego, że mają córkę? Mężczyzna na podobne wyznania małżonki reaguje z zaskakującą powściągliwością. Szybko jednak przekonujemy się, że ta pozorna obojętność tak naprawdę jest efektem postępującego przez długie lata wypalenia. Służkin nie ma już sił walczyć. I to o nic – sam aranżuje romans Nadieżdy z Maksimem, odrzuca propozycje dwóch polujących na niego znajomych kobiet.
Nowej pracy też nie traktuje poważnie – zresztą jak mógłby to robić, nie mając niemal żadnej wiedzy geograficznej (może poza faktem, że Ziemia jest okrągła, a przez leżący na Uralu Perm przepływa rzeka Kama). Na dodatek klasa, którą uczy, nie należy do najłatwiejszych. Uczniowie Gradusow, Tiutin, Czebykin czy Barmin stawiają sobie niemal za cel honoru na każdym kroku prowokować nauczyciela, a gdy trafia się okazja, aby go ośmieszyć czy upokorzyć – nie wahają się ani przez moment. Służkin przyjmuje kolejne „ciosy” z zadziwiającym spokojem i tą samą rezygnacją, z jaką wcześniej przyjął oświadczenie żony o chęci rozstania się. Mimo to przychodzi moment, kiedy Wiktor podejmuje wyzwanie. I chociaż kończy się to nieomal katastrofą, to jednak można uznać, że ostatecznie wychodzi z niego zwycięsko. Ma w tym swój udział młoda Masza Bolszakowa, uczennica tej samej klasy co wspomniani powyżej chłopcy, która – na przekór swoim kolegom – dostrzega w Służkinie człowieka bardzo wartościowego, ale zagubionego, zrezygnowanego, który już dawno przestał iść w życiu pod prąd, teraz jedynie pozwala się unosić fali, wiodącej go prosto na rafy. Łatwo byłoby dostrzec w Wiktorze ofiarę systemu, a może nawet systemów – najpierw ostatnich lat komunizmu, później pierestrojki i przemian społecznych, które zaszły w Rosji na przełomie lat 90. XX wieku, gdy w wielkim chaosie budowano kapitalizm, który zrodził „nowych Ruskich”. W tym świecie dla ludzi takich, jak Służkin, nie było miejsca, świetnie za to odnaleźli się ludzie pokroju Budkina.
Pod wieloma względami można dostrzec w Wiktorze nowe wcielenie Ilji Obłomowa (bohatera dziewiętnastowiecznej powieści Iwana Gonczarowa) – szlachcica i właściciela ziemskiego, który wiedzie leniwe życie, starając się nie zajmować niczym, co wymagałoby od niego zużytkowania energii. Za programowym nieróbstwem Obłomowa kryła się przepastna pustka, mająca swoje korzenie w rozczarowaniu światem – i to samo doskwiera Służkinowi, który w pełni świadomie i z premedytacją przepija swoje życie, redukując je tym samym do lichej egzystencji pozbawionej szerszych perspektyw. Gdyby „Geografa…” nakręcono w Stanach Zjednoczonych, moglibyśmy pewnie liczyć na happy end, na szczęście jednak Aleksandr Wieledinski nie dał się temu skusić i nie uczynił w finale swego bohatera herosem na miarę Johna Keatinga, nauczyciela języka angielskiego ze „Stowarzyszenia Umarłych Poetów” Petera Weira. W oczach młodzieży Wiktor nie staje się więc nagle mniej śmieszny czy irytujący, ale przynajmniej zaczynają go oni rozumieć. Dla Służkina sukcesem pedagogicznym byłby już bowiem sam fakt potraktowania go jako współczesny antywzór osobowości, skamienielinę z czasów, gdy ceniono jeszcze w ludziach wrażliwość i inteligencję.
W główną postać, Wiktora Służkina – nauczyciela zdecydowanie z przypadku, nie z powołania – wcielił się czterdziestojednoletni Konstantin Chabienski, wielka gwiazda współczesnego kina rosyjskiego („
Nasi”, „
Admirał”, „
Cud”), w ostatnich latach coraz pewniej i odważniej wkraczający również na salony Hollywoodu. Jego żonę Nadieżdę zagrała młodsza od Chabienskiego o lat osiem Jelena Liadowa („
Bęben, bębenek”, „
Elena”), a piękną i niezależną germanistkę Kirę Walerjewnę – urodzona w 1981 roku Jewgienija Brik („
Bikiniarze”, „
Solo na saksofonie”). Surowa kierowniczka szkoły Roza Borisowna ma z kolei twarz Agrippiny Stiekłowej („
Doktor Ragin”, „
Żyła sobie baba”), a młodziutka uczennica Masza Bolszakowa – szesnastoletniej Anfisy Cziernych, która, choć uczy się w szkole muzycznej gry na wiolonczeli i fortepianie, marzy przede wszystkim o tym, by w przyszłości zostać zawodową aktorką. W każdym razie papiery na to na pewno posiada. Warto jeszcze wspomnieć, że w najbliższego przyjaciela Wiktora, Maksima Budkina, wcielił się Aleksandr Robak („
Kandahar”, „
Podrzutek”, „
Coś się ze mną dzieje”), może nie tak znany poza Rosją jak Chabienski, ale w ojczyźnie bardzo lubiany i ceniony aktor dramatyczny (to istotne, bo grany przez niego Budkin to jednak raczej postać komediowa).
Za ścieżkę dźwiękową odpowiada Aleksiej P. Zubariew, od lat tworzący na potrzeby telewizji, wielbicielom rocka rosyjskiego znany zaś głównie jako gitarzysta kultowej leningradzkiej / petersburskiej formacji Akwarium (grał w niej w latach 90. ubiegłego wieku i dołączył ponownie przed kilkoma miesiącami). Choć tak naprawdę wszystkie jego kompozycje i tak bledną przy otwierającej obraz piosence „Ja swobodien” („Jestem wolny”) z repertuaru Walerija Kipiełowa, którą reżyser pozwolił wykonać prawdziwemu naturszczykowi, śpiewakowi ulicznemu spotkanemu na stacji kolejowej w Permie). Za kamerą w roli operatora stanął natomiast Władimir Baszta, mający spore doświadczenie zarówno w niskobudżetowych produkcjach kameralnych („
Wdowi parowiec”), jak i obrazach kręconych z dużym rozmachem („
Kandahar”, „
Twierdza brzeska”). Po zakończeniu pracy nad „Geografem…” Wieledinski tym razem nie odpoczywał zbyt długo; niemal z biegu zabrał się za realizację opowiadającego o blokadzie Leningradu czteroodcinkowego miniserialu wojennego „Ładoga – droga życia”, którego premiera telewizyjna zapowiadana jest na 2014 rok.
