Esensja ogląda: Lipiec 2014 (1) [ - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl W pierwszej edycji naszego cyklu mini-recenzji filmowych dwie propozycje z premier kinowych – widowisko s-f z Tomem Cruisem: „Na skraju jutra”, oraz japoński dramat „Jak ojciec i syn”, plus dwa obrazy z kina świata.
Esensja ogląda: Lipiec 2014 (1) [ - recenzja]W pierwszej edycji naszego cyklu mini-recenzji filmowych dwie propozycje z premier kinowych – widowisko s-f z Tomem Cruisem: „Na skraju jutra”, oraz japoński dramat „Jak ojciec i syn”, plus dwa obrazy z kina świata.
Konrad Wągrowski [70%] Film zbiera świetne recenzje i świetne opinie widzów, ale to trochę taki przypadek jak "Looper" - większe wrażenie robi na mniej obytych z pomysłami science fiction. Bo przecież nie ma tu nic specjalnie nowatorskiego - na bazie zaczerpniętego z książkowego pierwowzoru pomysłu mamy w filmie połączenie inwazji obcych z pętlą czasową - a każdy ten element z osobna jest bardzo klasyczny. Nie przeczę, nieźle są wykorzystane, zwłaszcza kwestia czasowej pętli i wszystkie wynikające z niej konsekwencje - te logiczne (z drobiazgami do śledzenia dla fanów) aż po komediowe, w stylu "Dnia świstaka", wynikające z powtarzalności tych samych zdarzeń (z czego zdaje sobie sprawę tylko jedna osoba). Gorzej wypada wątek inwazji - Obcym daleko do mrocznych, oryginalnych wizji Gigera, czy kogokolwiek z pomysłem - ma się wrażenie, że oglądamy znów robale z "Żołnierzy kosmosu". Film, choć jest bardzo dobrą rozrywką, w niezłym tempie nie ma też - może poza pierwszym efektownym desantem w stylu "Szeregowca Ryana" - scen mocniej zapadających w pamięć. O dziwo, sprawdza się Tom Cruise i dobrze wygląda jego ewolucja, bardzo efektownie wypada też Emily Blunt w roli Cameronowskiej twardej żołnierki. Całość odbioru odbiera jednak słaba końcówka, z doklejonym na siłę, niezbyt sensownym happy endem. W sumie jednak niezła wakacyjna rozrywka, która do historii gatunku nie wejdzie. Konrad Wągrowski [70%] Piękny i mądry film, którego nie powinniście przegapić w kinach. Pomysł wyjściowy jak z TVN-owskiego produkcyjniaka - dwie rodziny dowiadują się, że ich dzieci zostały podmienione w dniu narodzin. Familie są bardzo różne - jedna to zorganizowana rodzina korporacyjnego menedżera, druga to wesoła gromada dzieci sklepikarza. Co dalej? W naszej kulturze sugeruje się pozostawienie spraw jak były, w japońskiej silniejsze wydają się kwestie więzów krwi. A więc wymiana? Wszystko to sugeruje wyciskacz łez i choć rzeczywiście wzruszyć się można, to jednak film podejmuje na serio całą pulę ważnych tematów - co ważniejsze, wychowanie czy pokrewieństwo? Co czyni z nas rodzinę? Na czym powinno polegać ojcostwo? Jakie mogą być oczekiwania wobec własnych dzieci? Jak buduje się więź? A wszystko to elegancko poprowadzone: świetnie reżyserowane dzieci, znakomite role dorosłych, wzruszenie bez uczucia, że ktoś próbuje je nam na siłę wciskać. Sebastian Chosiński [40%] Banalna izraelska – chociaż nakręcona w koprodukcji z Francuzami – komedyjka obyczajowa, której przesłanie można streścić w jednym zaledwie zdaniu: „Jeśli czegoś bardzo pragniesz, to nawet nie mając w temacie większego pojęcia, osiągniesz to”. Powyższe pasuje raczej do filmiku o rodowodzie hollywoodzkim, prawda? Jeszcze większym zaskoczeniem może być fakt, że pod „Cukiernią Anat” podpisał się Eytan Fox, ceniony nie tylko w Izraelu reżyser wywodzący się ze środowiska LGTB, twórca bardzo udanego „ Spaceru po wodzie” (2004). Tym razem postanowił jednak zrealizować obraz o znacznie lżejszym ciężarze gatunkowym. W dniu kiedy odbywa się kolejny finał międzynarodowego konkursu muzycznego „UniverSong” (nawiązanie do „Eurowizji” jest jak najbardziej oczywiste), grupa przyjaciół mieszkających w tym samym bloku zbiera się, aby zobaczyć, jak poradzi sobie reprezentant Izraela. Jest wśród nich jeden lubiący przebieranki gej Ofer i pięć kobiet w różnym wieku, którym nie wiedzie się w życiu najlepiej. Anat, właścicielka tytułowej cukierni, została właśnie porzucona przez męża pantoflarza, który wyjechał do Tajlandii, o co pretensje do matki ma pomagający jej w prowadzeniu interesu syn. Młoda i ładna, choć zakompleksiona, Keret prowadzi blog internetowy, w którym raczy czytelników swoimi mało wyszukanymi poglądami na rzeczywistość. Dana jest prawą ręką pani minister kultury, która jednak o kulturze pojęcie ma nikłe. Efrat próbuje robić karierę jako piosenkarka; sądząc z prezentowanego przez nią repertuaru, zafascynowana jest Joan Baez i Bobem Dylanem – problem w tym, że prawie nikt nie chce jej słuchać. Ale ona przynajmniej potrafi śpiewać. W czasie nasiadówki przed telewizorem cała ekipa stwierdza, że piosenka przygotowana przez wykonawcę z Izraela to kicz, który nie jest w stanie się obronić. Dowiadują się również o nieszczęściu, jakie spotkało Anat. Chcąc nieco poprawić jej humor, Efrat intonuje piosenkę, do której włączają się pozostali uczestnicy spotkania. Ktoś nagrywa to na komórkę. Następnie Ofer, bez wiedzy swoich przyjaciółek, wysyła filmik komisji, która kwalifikuje piosenki do kolejnego „UniverSongu”. Wydaje Wam się, że ciąg dalszy znacie? Tak, macie rację. Amatorzy – z jednym wyjątkiem – osiągają sukces artystyczny, a przy okazji wyprostowują swoje życiowe szlaki. Wszystko jest tak urocze i słodkie, że aż mdłe. Jak ciasteczka pieczone przez Anat. W porównaniu z doświadczonym Eytanem Foksem, który nakręcił słabą „Cukiernię Anat”, debiutujący w pełnym metrażu – wcześniej zrealizował jedynie kilka krótkometrażówek – jego rodak Tom Shoval w „Młodości” wypadł nad wyraz przekonująco. Do filmu izraelskiego reżysera dorzucili się jeszcze producenci z Francji i Niemiec – i był to dobry wybór, o czym świadczą laury bądź nominacje do głównych nagród zdobywane na festiwalach filmowych w kraju i na świecie (między innymi w Jerozolimie i Tokio). Głównymi bohaterami obrazu są nastoletni bracia Cooper, Szaul i Yaki (których zagrali bliźniacy Eitan i David Cunio), których rodzice popadają właśnie w poważne tarapaty finansowe. Są one spowodowane długami ojca, Motiego (gra go Mosze Ivgy, znany ze „Spartan” Davida Mameta i „Monachium” Stevena Spielberga), i mogą zakończyć się nawet utratą mieszkania w bloku. Chłopcy postanawiają jakoś ulżyć w niedoli swoim rodzicielom. Tylko jak zdobyć tysiące dolarów? Na pewno nie jest to możliwe w sposób uczciwy. Korzystając z tego, że jeden z braci został akurat powołany do wojska i w czasie przepustek – raz na dwa tygodnie – może wracać do domu z karabinem maszynowym w ręku, decydują się uprowadzić młodą dziewczynę, aby zażądać od jej ojca okupu, który następnie przeznaczyliby na spłatę długów Motiego. Ich ofiarą pada Dafna Edelman (młodziutka Gita Amely), którą porywają, gdy wraca ze szkoły do domu. Zamykają ją w schronie znajdującym się w piwnicy ich bloku. I jedynie do tego momentu wszystko idzie zgodnie z planem… Dalej będzie już tylko trudniej, tym bardziej że kolejne decyzje podejmowane przez chłopaków będą wymagały – mówiąc eufemistycznie – kompromisów z własnymi wartościami i moralnością. Tom Shoval pokazał portret dwóch nastolatków w sytuacji krańcowej, która zmusza ich do przekraczania kolejnych granic. Cokolwiek zrobią, będzie to oznaczało kres ich młodości, kojarzonej przede wszystkim z uczciwością i niewinnością. W dniu porwania Dafny rozstali się z nią na dobre, wkraczając nie tylko na drogę przestępstwa, ale również – popełniwszy grzech – ściągając na siebie i swoją rodzinę gniew Boga (oczywiście w kontekście czysto symbolicznym). Shoval oszczędza widzowi, co prawda, doznań ekstremalnych, ale jednocześnie w elektryzującym finale sugeruje, że brak happy endu nie przyniesie bohaterom żadnego oczyszczenia, że odtąd będzie już tylko gorzej. Pierwszy krok w dorosłość okazuje się więc dla Yakiego i Szaula krokiem ku przepaści. 
|