Transatlantyk 2014: Dzień 1 [Yaron Shani, Nurit Kedar „Wyroki losu”, Hany Abu-Assad „Omar”, Yi’nan Diao „Czarny węgiel, kruchy lód” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl W Poznaniu rozpoczął się festiwal filmowy Transatlantyk. Nie mogło oczywiście zabraknąć tam naszego wysłannika, zapraszamy do pierwszej relacji.
Transatlantyk 2014: Dzień 1 [Yaron Shani, Nurit Kedar „Wyroki losu”, Hany Abu-Assad „Omar”, Yi’nan Diao „Czarny węgiel, kruchy lód” - recenzja]W Poznaniu rozpoczął się festiwal filmowy Transatlantyk. Nie mogło oczywiście zabraknąć tam naszego wysłannika, zapraszamy do pierwszej relacji.
Yaron Shani, Nurit Kedar ‹Wyroki losu›Wyroki losu (Mishpatei Hahaim, reż. Yaron Shani, Nurit Kedar) W tym roku jednym z tematów przewodnich „Transatlantyku” są konflikty światowe. Sporo filmów – zarówno fabularnych, jak i dokumentalnych – zakwalifikowanych do pokazów w Poznaniu dotyczy najbardziej zapalnych miejsc na globie; przeważają zaś wśród nich te, których autorzy próbują zgłębić przyczyny waśni palestyńsko-izraelskich (a w nieco szerszym kontekście: arabsko-żydowskich). Jednym z nich są, nakręcone w ubiegłym roku, pełnometrażowe „Wyroki losu”, pod którymi podpisali się doświadczony izraelski dokumentalista Nurit Kedar oraz jego młodszy kolega po fachu Yaron Shani (znany z fabularnego dramatu kryminalnego „Ajami”). To niezwykła historia poplątanych ludzkich losów i boskich interwencji, pełna wzruszeń opowieść o miłości i obowiązku wobec ojczyzny i przodków. Film ma w zasadzie dwóch bohaterów, palestyńskiego terrorystę Fauziego Nimera i jego syna Momiego Pinto (choć w jego przypadku można by użyć innych jeszcze imion i nazwisk), której korzenie tkwią w latach 60. ubiegłego wieku. To wtedy, mieszkający w Akce, młody, niezwykle przystojny i wysportowany Fauzi poznaje piękną żydowską dziewczynę, w której zakochuje się niemal od pierwszego wejrzenia i którą, wbrew woli swojej rodziny, poślubia. Małżeństwo wydaje się szczęśliwe, czego widomym znakiem jest pojawienie się na świecie dwojga dzieci – syna i córki. Niestety, wkrótce nadchodzi rok 1967 i wygrana przez Izrael wojna sześciodniowa, która dla wszystkich Arabów na Bliskim Wschodzie – także dla Fauziego – była olbrzymim szokiem. To wtedy mężczyzna decyduje się rozpocząć własną wojnę; zanim zostaje złapany i uwięziony przez policję izraelską, przeprowadza dwadzieścia dwa zamachy terrorystyczne. Zostaje skazany na wielokrotne dożywocie, ale za kratkami spędza jedynie kilkanaście lat; w połowie lat 80., wraz z wieloma innymi terrorystami, zostaje wymieniony na trzech żydowskich żołnierzy. Po odzyskaniu wolności wyjeżdża do Tunezji, gdzie – korzystając z gościny kolejnych prezydentów kraju – przebywa lider Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jaser Arafat. Nimer jest ważną postacią w OWP. Ale czy to daje mu szczęście? Bo jego rodzinie na pewno nie. Z biegiem czasu na plan pierwszy wybija się w filmie postać syna Fauziego, który po aresztowaniu ojca wraz z siostrą wychowywany był przez swoją żydowską matkę. Od najmłodszych lat Momi, Szlomo, a może Salomon – przeżywał kryzys tożsamości. Dla rodaków matki był „brudnym Arabem”, synem terrorysty; dla Arabów – synem Żydówki. Wychowywany na styku nienawidzących się nacji, narażony był na ostrzał z obu stron. „Wyroki losu” to właśnie film o poszukiwaniu własnej drogi życiowej, o ucieczce przed judaizmem i islamem, przed powinnościami wobec wcześniejszych pokoleń. Tylko czy od tego da się uciec? Momi – pozostańmy przy pierwszym imieniu, jakie nosił bohater – płaci za to bardzo wysoką cenę: powikłanym życiem, depresją, nałogami, niemożnością stworzenia udanego związku. Przekracza kolejne granice – symboliczne i dosłowne – by wyrwać się z zaklętego kręgu przemocy i nienawiści, ale za każdym razem zmuszony jest do powrotu – nie potrafi zapuścić korzeni gdzie indziej, choć nie identyfikuje się ani z ideałami ojca, ani matki. Kedar i Shani stworzyli portret człowieka, którego Los (pisany w ten sposób, bo identyfikowany z Bogiem) skazał na wieczne funkcjonowanie na rozdrożu; który, mimo że rozrywany jest przez wrogie sobie żywioły, próbuje zachować pogodę ducha i nie poddawać się presji sytuacji panującej na Bliskim Wschodzie. Obraz nie daje żadnych wskazówek, jaką drogą można dojść do rozwiązania konfliktu palestyńsko-izraelskiego, ale upomina się o prawa tych, którzy nie stoją po żadnej ze stron – i dlatego, nawet gdyby bardzo chcieli, nie są w stanie poszukać sobie miejsca w ojczystej ziemi. Hany Abu-Assad ‹Omar›EKSTRAKT: | 90% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Omar | Tytuł oryginalny | عمر | Dystrybutor | Art House | Data premiery | 5 września 2014 | Reżyseria | Hany Abu-Assad | Zdjęcia | Ehab Assal | Scenariusz | Hany Abu-Assad | Obsada | Adam Bakri, Leem Lubany, Samer Bisharat, Iyad Hoorani, Essam Abu Aabed, Foad Abed-Eihadi, Adel Abu-Lasheen, Baher Agbariya | Rok produkcji | 2013 | Kraj produkcji | Palestyna | Czas trwania | 96 min | WWW | Polska strona | Gatunek | dramat, thriller | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Omar (reż. Hany Abu-Assad) Tegoroczny palestyński kandydat do Oscara (w kategorii najlepszego filmu zagranicznego) zasłużył sobie na tę nominację jak mało który obraz w przeszłości. Niektórzy mogliby postrzegać w tym przejaw poprawności politycznej, nakazujący Amerykańskiej Akademii Filmowej uhonorowanie dzieła, które stworzone zostało przez artystów reprezentujących w konflikcie na Bliskim Wschodzie stronę powszechnie uważaną za słabszą i pokrzywdzoną. Ale taka ocena byłaby krzywdząca, ponieważ „Omar” to po prostu znakomity dramat sensacyjno-polityczny z rozwiniętym i niezwykle istotnym dla fabuły wątkiem miłosnym. Jego scenarzystą i reżyserem jest pięćdziesięciotrzyletni, urodzony w Nazarecie, Hany Abu-Assad, który zyskał rozgłos nakręconym w 2005 roku, a utrzymanym w bardzo podobnej do „Omara” tonacji, filmem „Paradise Now”. Dwa lata temu trafił on nawet do Hollywood, gdzie dane mu było nakręcić dramat sensacyjny „Kurier”. Po tym doświadczeniu postanowił jednak powrócić do ojczyzny i jeszcze raz zabrać głos w sprawach najważniejszych dla Palestyńczyków. Nie oznacza to jednak wcale, że Abu-Assad jest tubą propagandową OWP czy Hamasu; przeciwnie – stara się spojrzeć na konflikt z Izraelem z dystansu (o ile to w ogóle możliwe), próbuje wyważyć racje i uniknąć nazbyt wyrazistych barw przy portretowaniu bohaterów. Mimo to nie da się ukryć, że wyłaniający się z filmu obraz izraelskich służb specjalnych i armii, kontrolujących sytuację na Zachodnim Brzegu Jordanu, jest jednoznacznie demaskatorski. Zdjęcia do „Omara” powstawały w Nazarecie i Nablusie, miejscach doskonale reżyserowi znanych. Dzięki temu oba miasta mają szanse zaistnieć na ekranie w dużo większym stopniu niż jako dekoracja, stają się niemal milczącymi bohaterami tragicznych wydarzeń. „Omar” to pokazana przez pryzmat pogmatwanych losów głównego bohatera historia trzech palestyńskich przyjaciół z dzieciństwa. Amjad (w tej roli debiutant, jak i zresztą wszyscy pozostali, Samer Bisharat), Tarek (Iyad Hoorani) i Omar (Adam Bakri) niegdyś wychowywali się na tych samych podwórkach, później jednak rozdzielił ich wybudowany przez Izraelczyków tak zwany mur bezpieczeństwa. Omar, w ciągu dnia pracujący jako piekarz, nie zrezygnował jednak z wizyt u przyjaciół po drugiej stronie muru, tym bardziej że od jakiegoś czasu kocha się – nie bez wzajemności – w pięknej siostrze Tareka, Nadii (gra ją młodziutka Leem Lubany). Młodzi mężczyźni są patriotami palestyńskimi, marzą o zakończeniu trwającej od czasu wojny sześciodniowej żydowskiej okupacji Zachodniego Brzegu, gotowi są dla tego celu poświęcić życie. Na dobry początek pod osłoną nocy zabijają izraelskiego żołnierza. Parę dni później w czasie spotkania w kawiarni zostają zaatakowani przez funkcjonariuszy tajnej policji. Amjadowi i Tarekowi udaje się zbiec, Omar trafia do więzienia, gdzie poddawany jest torturom fizycznym i psychicznym. Ostatecznie złamany, idzie na współpracę z wrogiem, dzięki czemu odzyskuje wolność – ceną za to jest doprowadzenie policji do Tareka. Ale czy chłopaka naprawdę można nazwać zdrajcą? Przecież w rzeczywistości wcale nie ma ochoty wydawać przyjaciela; wręcz przeciwnie, chciałby ostrzec go przed konfidentem w szeregach organizacji. Problem w tym, że podobna gra na dwa fronty rzadko kończy się szczęśliwie dla podstawowego gracza. Hany Abu-Assad zaserwował widzom mnóstwo zwrotów akcji, praktycznie do ostatniej sekundy nie możemy być pewni, jak w rzeczywistości przebiegał ciąg przyczynowo-skutkowy zdarzeń. Starający się rozwikłać najważniejszą zagadkę Omar, wpada w wir, który skutecznie ciągnie go na dno. Szybko też uświadamia sobie, że wywiadowczej grze, w której pragnął być rozgrywającym, tak naprawdę jest jedynie pionkiem. Nikomu nie może ufać i każdy może go zabić. Mocny i mądry film o uwikłaniu i miłości nastolatków, która nie ma w sobie nic romantycznego. Yi’nan Diao ‹Czarny węgiel, kruchy lód›Czarny węgiel, kruchy lód (白日焰火 / Bai ri yan huo, reż. Yi′nan Diao) Film, który jest / był podwójnym zaskoczeniem. Po pierwsze: Jak dotąd, Chińczycy – w przeciwieństwie do kinematografii z Hongkongu, Korei Południowej czy Japonii, nieczęsto sięgali po czyste kino gatunkowe. Po drugie: Równie rzadko się zdarzało, aby takie kino było nagradzane Złotym Niedźwiedziem na festiwalu w Berlinie. A coś takiego miało właśnie miejsce w przypadku thrillera – względnie czarnego kryminału – „Czarny węgiel, cienki lód”. Autorem scenariusza i reżyserem dzieła jest Diao Yi’nan (rocznik 1969), który pewną popularność zdobył swoim poprzednim obrazem, dramatem sensacyjnym „Nocny pociąg” (2007). Tym razem jednak zdecydował się spenetrować nieco inny obszar niezgłębionej ludzkiej psychiki. Akcja rozpoczyna się w 1999 roku. Przeżywający perturbacje rodzinne oficer policji Zhang (w tej roli Liao Fan, znany z dramatu wojennego „Ostatnia bitwa”) zostaje wezwany do wielkiej elektrociepłowni, gdzie na taśmociągu z węglem znaleziono ludzką rękę. W tym samym czasie także w innych zakładach na terenie prowincji dokonano podobnych makabrycznych odkryć. Dzięki znalezionemu w jednym z nich dowodowi osobistemu udaje się zidentyfikować ofiarę – to Zhijun Liang, wagowy w firmie dostarczającej węgiel. Policja szybko typuje potencjalnych sprawców, ale próba ich aresztowania, w wyniku popełnionych przez funkcjonariuszy błędów, kończy się krwawą jatką. W efekcie Zhang musi odejść ze służby. Pięć lat później były gliniarz jest już wrakiem człowieka. Pracuje jako ochroniarz w wielkim zakładzie, gdzie zresztą nie cieszy się szacunkiem. Ale jak mógłby na niego zasłużyć, skoro ciągle pije i spóźnia się do pracy? Pewnego dnia w okolicy, w której mieszka, spotyka swego starego przyjaciela z policji. Okazuje się, że funkcjonariusze prowadzą tu obserwację, która ma związek ze sprawą sprzed pięciu lat. Dlatego też komisarz pozwala wprowadzić Zhanga w szczegóły. Osobą, którą stróże prawa namierzają, jest piękna Zhizheu Wu (gra ją, urodzona na Tajwanie, Mei Gwei Lun, nie tak dawno oglądana w „Latających mieczach ze Smoczej Bramy” Tsui Harka) – wdowa po zamordowanym w 1999 roku Liangu. To jednak dopiero wierzchołek góry lodowej; w ciągu kolejnych lat zamordowani bowiem zostali (i poćwiartowani) jeszcze dwaj inni mężczyźni w jakiś sposób związani z Wu. Nic więc dziwnego nie ma w tym, że policja podejrzewa o udział w zbrodniach kobietę. Zhang zdaje sobie tym samym sprawę, że pięć lat temu nie udało mu się ująć prawdziwych morderców, że jego przyjaciele zginęli na darmo, dlatego teraz chce doprowadzić sprawę do końca. Angażuje się więc w prywatne dochodzenie i na własną rękę stara zbliżyć do Zhizheu. W obrazie Yi’nana wszystko jest brudne, mroczne i ponure – od ulic prowincjonalnego miasta po serca ludzi. Nikt nie jest bez skazy, chociaż takimi właśnie chcielibyśmy widzieć głównych bohaterów. Reżyser bardzo udanie żongluje nastrojami; chowając najważniejsze karty w rękawie, potrafi co rusz zaskakiwać widza, odwracać do góry nogami naszą ocenę sytuację. Świetnie też prowadzi aktorów, którzy – zwłaszcza Liao Fan (nagrodzony indywidualnie na Berlinare Srebrnym Niedźwiedziem) – są wyraziści, ale niejednoznaczni. Z „Czarnego węgla…” wyłania się daleki od propagandowego, bolesny portret współczesnych Chin – kraju pogrążonego w chaosie, w którym życie ludzkie czy godność i honor drugiego człowieka nie przedstawiają większej (by nie rzec: żadnej) wartości. W którym skutecznie zacierają się granice moralne i ostatecznie trudno orzec, kto jest katem, a kto ofiarą. Wielkie kino! 
|