Transatlantyk 2014: Dzień 5 i 6 [Emma Dante „Ulica w Palermo”, Mauricio Chernovetzky, Mark Devendorf „The Curse of Styria”, Katrin Gebbe „A jeśli Bóg jest?”, Sophie Hyde „52 wtorki”, Farid Eslam, Oliver Waldhauer „Stambuł United”, Feo Aladag „Między światami”, Alex van Warmerdam „Borgman” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Dziś aż 7 recenzji, nic dziwnego skoro są aż z dwóch dni tegorocznego festiwalu Transatlantyk. Bez zbędnych słów zapraszamy do relacji.
Transatlantyk 2014: Dzień 5 i 6 [Emma Dante „Ulica w Palermo”, Mauricio Chernovetzky, Mark Devendorf „The Curse of Styria”, Katrin Gebbe „A jeśli Bóg jest?”, Sophie Hyde „52 wtorki”, Farid Eslam, Oliver Waldhauer „Stambuł United”, Feo Aladag „Między światami”, Alex van Warmerdam „Borgman” - recenzja]Dziś aż 7 recenzji, nic dziwnego skoro są aż z dwóch dni tegorocznego festiwalu Transatlantyk. Bez zbędnych słów zapraszamy do relacji.
Ulica w Palermo (Via Castellana Bandiera, reż. Emma Dante) Emma Dante ‹Ulica w Palermo›EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Ulica w Palermo | Tytuł oryginalny | Via Castellana Bandiera | Reżyseria | Emma Dante | Zdjęcia | Gherardo Gossi | Scenariusz | Emma Dante, Giorgio Vasta, Licia Eminenti | Obsada | Emma Dante, Alba Rohrwacher, Elena Cotta, Renato Malfatti, Dario Casarolo, Carmine Maringola, Sandro Maria Campagna, Elisa Parrinello, Giuseppe Tantillo | Rok produkcji | 2013 | Kraj produkcji | Szwajcaria, Włochy | Gatunek | dramat, komedia | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
To zaskakujące, że tak niczym szczególnym nie wyróżniający się obraz mógł otrzymać nominację do Złotego Lwa na ubiegłorocznym festiwalu w Wenecji (a należałoby wspomnieć również o laurach przyznanych mu na innych, mniej prestiżowych włoskich przeglądach filmowych). Za jego powstanie, poza producentami z Italii, zapłacili jeszcze Szwajcarzy i Francuzi – to jednak wcale nie oznacza, że dzieło Emmy Dante, odpowiedzialnej także za scenariusz (na podstawie własnej powieści), podejmuje tematy uniwersalne. Owszem, jeżeli widz bardzo zechce, to i takie cechy w „Ulicy w Palermo” odkryje, ale nade wszystko jest to dramat psychologiczny zatopiony w klimatach sycylijskich. Całkiem prawdopodobne, że podobna historia nie wydarzyłaby się w żadnym innym miejscu globu. W niedzielne popołudnie dwie przybyszki z północy kraju, Rosa (grana przez samą reżyserkę), oraz młodsza od niej o pokolenie Clara (w tej roli Alba Rohrwacher, znana ze „Szczęścia” Doris Dörrie) jadą na ślub kolegi. W pewnym momencie wjeżdżają w boczną, bardzo wąską ulicę; z naprzeciwka pojawia się natomiast drugi samochód, którym kieruje wiekowa Samira (ponad osiemdziesięcioletnia Elena Cotta, mimo długiej kariery aktorskiej, nie mająca na koncie zbyt wielu ról filmowych). Miejsca jest tak mało, że dwa wozy nie mogą się minąć. Niestety, żadna z kobiet nie chce ustąpić – ani Rosa, ani Samira, choć zachęcane są do tego przez swoich współpasażerów, nie chcą wycofać się, aby przepuścić drugą. Ich konflikt z początku wydaje się surrealistycznie śmieszny, z czasem jednak przybiera coraz bardziej dramatyczne oblicze. Włoscy krytycy docenili w „Ulicy w Palermo” głównie trochę sarkastyczny portret własnych przywar. Samira, wychowana jeszcze przed wojną, hołduje tradycyjnym, konserwatywnym wartościom, najważniejsze są dla niej rodzina i pamięć o zmarłym mężu, którego regularnie odwiedza na cmentarzu; Rosa to już zupełnie inny typ, jest zdeklarowaną lesbijką, kobietą wyzwoloną, która zapewne dlatego, że jako dziecko dorastała na Sycylii, szczerze nienawidzi mentalności jej mieszkańców. Obie kobiety to bardzo silne osobowości, które mają zamiar konsekwentnie bronić swoich racji; siedząc w coraz bardziej nagrzanych i dusznych samochodach, toczą bój cywilizacyjny – tradycji z nowoczesnością, chrześcijaństwa z postmodernizmem. I tak dalej, długo można by jeszcze wymieniać. Ciekawostką socjologiczną jest natomiast zachowanie innych mieszkańców tytułowej ulicy (w tym również krewnych Samiry), którzy konflikt traktują niemal jak zawody sportowe, robią zakłady, zastanawiają się, jak przekręcić sąsiadów i zarobić na ich przegranej. Można uwierzyć w to, że dla widzów we Włoszech obserwacja ich zachowań może wydać się interesująca, poza Italią może być z tym już jednak różnie. Między innymi dlatego, że przez większość filmu trudno wykoncypować, o co właściwie chodzi. Po co bohaterki tracą cenny czas i narażają zdrowie? Emma Dante do zobrazowania swego pomysłu wybrała sytuację krańcowo absurdalną. Przedstawiła ją w sposób nadzwyczaj poważny; karykaturalne wydaje się jedynie zachowanie niektórych osób mieszkających przy ulicy, ponieważ panie toczące pojedynek – Rosa i Samira – od samego początku do końca są śmiertelnie poważne. I choćby dlatego ich konfliktu nie da się do końca traktować w ten sposób. W miarę rozwoju sytuacji widz nabiera, co prawda, pewnych podejrzeń; przebiega mu przez głowę myśl, że a nuż za tym wszystkim kryje się coś głębszego, jakaś dawna, niezabliźniona rana. Gdyby tak właśnie było, „Ulica w Palermo” mogłaby nabrać dodatkowych znaczeń. The Curse of Styria, reż. Mauricio Chernovetzky, Mark Devendorf) Mauricio Chernovetzky, Mark Devendorf ‹The Curse of Styria›EKSTRAKT: | 50% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | The Curse of Styria | Reżyseria | Mauricio Chernovetzky, Mark Devendorf | Zdjęcia | Grzegorz Bartoszewicz | Scenariusz | Mauricio Chernovetzky, Mark Devendorf | Obsada | Eleanor Tomlinson, Stephen Rea, Erika Marozsán, Katie Silverman, Julia Pietrucha, Jules Willcox, Miklós Székely B., Gerda Pikali | Muzyka | Marcello De Francisci | Rok produkcji | 2014 | Kraj produkcji | USA, Węgry | Gatunek | fantasy, groza / horror, kryminał | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Dzieło to może wydawać się w programie Transatlantyku o tyle zaskakujące, że jest klasycznym horrorem wampirycznym, uwspółcześnioną ekranizacją „Carmilli” (1872) – jednego z najbardziej znanych dziewiętnastowiecznych gotyckich opowiadań grozy autorstwa irlandzkiego pisarza Sheridana Le Fanu, na którym wzorował się zresztą sam Bram Stoker. Podpisali się pod nim dwaj twórcy pochodzący zza Atlantyku: Amerykanin Mark Devendorf oraz Meksykanin, choć można podejrzewać, że z europejskimi (może nawet polskimi) korzeniami, Mauricio Chernovetzky. Dla obu panów, współpracujących ze sobą od lat, jest to reżyserski debiut w pełnym metrażu. Wcześniej Chernovetzky – mający w swoim curriculum vitae między innymi studia w łódzkiej szkole filmowej (w latach 2001-2003) – kręcił obrazy krótkometrażowe (w tym interesującą „Kasandrę”), a Devendorf był jego montażystą. Akcję filmu przeniesiono w końcówkę lat 80. ubiegłego wieku, kiedy w Europie Środkowej trwa jeszcze, choć jest to już jego faza schyłkowa, komunizm. Profesor Hill, brytyjski historyk sztuki (w tej roli nie wymagający przedstawiania Stephen Rea), przyjeżdża ze swoją córką, szesnastoletnią Larą (gra ją Eleanor Tomlinson, widziana niedawno w widowisku fantasy „Jack: Pogromca olbrzymów”) na Węgry, aby badać starą posiadłość, która niebawem ma zostać zniszczona. Oboje noszą w sobie tajemnicę z przeszłości; na dodatek w jakiś specjalny sposób wpływa ona na obecne życie dziewczyny, która nie potrafi stworzyć normalnych relacji z rówieśnikami. Wyjazd z ojcem to nie jest dla niej od dawna wyczekiwany wakacyjny wypad, a raczej ucieczka przed odpowiedzialnością za to, co zrobiła, jak również specyficzna forma psychoterapii. Profesor Hill od pierwszego dnia bierze się ostro do pracy, Larą natomiast zajmuje się wynajęta guwernantka, pani Pasztor (Erika Marozsán, znana z melodramatu „Pieśń o śmierci i miłości”). A w zasadzie, skoro jest guwernantką, to powinna się nią zająć, bo relacje między kobietami wyglądają dość dziwnie. Jeszcze dziwniejszą postacią jest niejaki generał Spiegel (Polak Jacek Lenartowicz), który nazwisko ma niemieckie, mówi natomiast po angielsku i rosyjsku, a zachowuje się jak oficer służby bezpieczeństwa, nie wiadomo jednak dlaczego chodzący w mundurze. To zresztą nie jest jedyny fakt świadczący o tym, że twórcy filmu nie bardzo orientują się w realiach panujących niegdyś w państwach komunistycznych i wymyślają raczej trudne do obrony rzeczy. Spiegel, co wiemy od samego początku, jest kanalią jakich mało; na dodatek z jakiegoś powodu poluje na pewną dziewczynę z okolicy, którą – jak można się domyślać – próbuje zabić. Jest nią Carmilla (zachwycająca urodą nasza rodaczka Julia Pietrucha), która objawia się jedynie nocami i o tej właśnie porze dnia zbliża się do Lary. Między dziewczynami rodzi się specyficzna więź. Widz oczywiście od samego początku domyśla się, o co chodzi, i dlatego tak irytujące jest dla niego, że niczego nie dostrzega Lara, chociaż wszyscy dokoła niej na okrągło powtarzają o starych legendach. Logiki w fabule nie ma zbyt dużo. Można odnieść wrażenie, jakby autorom zależało głównie na stworzeniu odpowiedniego nastroju, w wyniku czego na wymyślenie sensownej historii zabrakło już czasu. Bohaterowie, jak to często w tego typu filmach bywa, zachowują się irracjonalnie; kolejne wydarzenia nie wynikają z wcześniejszych, chodzi głównie o to, aby ładnie pokazać starą budowlę i klimatyczne okolice, a przy okazji postraszyć wampirami. I to się udaje, w czym spora zasługa kolejnego Polaka na planie filmowym – operatora Grzegorza Bartoszewicza (to jego debiut w tak dużej produkcji). Sheridan Le Fanu przeszedł do historii przede wszystkim jako twórca archetypicznej postaci wampirzycy o skłonnościach homoseksualnych – trzeba przyznać, że w takim właśnie emploi Julia Pietrucha sprawdziła się doskonale. I głównie dla niej warto ten film zobaczyć, przymykając oczy na wszystkie inne niedorzeczności, których w „The Curse of Styria” nie brakuje. A jeśli Bóg jest? (Tore tanzt, reż. Katrin Gebbe) Katrin Gebbe ‹A jeśli Bóg jest?›EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | A jeśli Bóg jest? | Tytuł oryginalny | Tore tanzt | Data premiery | 30 stycznia 2015 | Reżyseria | Katrin Gebbe | Zdjęcia | Moritz Schultheiß | Scenariusz | Katrin Gebbe | Obsada | Julius Feldmeier, Sascha Alexander Gersak, Annika Kuhl, Swantje Kohlhof, Til-Niklas Theinert, Daniel Michel, Nadine Boske, Christian Bergmann | Muzyka | Peter Folk, Johannes Lehniger | Rok produkcji | 2013 | Kraj produkcji | Niemcy | Czas trwania | 110 min | Gatunek | dramat, thriller | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Na początku warto podkreślić, że oryginalny tytuł filmu – „Tore tańczy” – średnio pasuje do jego treści (choć sięgając w odległą przeszłość, da się go obronić), a polski z kolei nijak się ma do niemieckiego (mimo że treść tę lepiej oddaje). Zaskakujące najbardziej jednak jest to, że najgłośniejsze filmy religijne ostatnich lat powstają w kraju, w którym dostrzegalny jest olbrzymi kryzys wiary, a nie w tym, gdzie przynależność do Kościoła katolickiego deklaruje wciąż jeszcze znaczna większość społeczeństwa. Socjologowie potrafiliby to zapewne bardzo zgrabnie i realistycznie wytłumaczyć. Dla Katrin Gebbe, reżyserki i scenarzystki „A jeśli Bóg jest?”, jest to pełnometrażowy debiut; wcześniej zrealizowała jedynie krótkometrażówkę „Soren i Sîrîn” (2009), której bohaterami byli mieszkający w Niemczech Kurdowie. Obraz zdobył sporo nagród w ojczyźnie autorki, ale doceniony został również na festiwalu w Cannes, gdzie otrzymał nominację do Złotej Kamery i otarł się o sukces w sekcji Un Certain Regard. Pod wieloma względami przypomina on prezentowane dwa dni wcześniej na festiwalu dzieło Dietricha Brüggemanna „Droga krzyżowa”. Punktów stycznych jest kilka: raz, że bohaterami są ludzie bardzo młodzi (nastolatkowie); dwa, że doznają oni objawień mistycznych, które dla osób niewierzących bardziej jednak kojarzyć mogą się z chorobą psychiczną; trzy, że gotowi są poświęcić dla innych to, co mają najcenniejszego. Inny jest natomiast rodzaj tego poświęcenia. Pod tym względem Gebbe posunęła się zdecydowanie dalej, doprowadzając opowiedzianą przez siebie historię do muru. Tytułowym – jeżeli weźmiemy oczywiście pod uwagę oryginalny tytuł obrazu – bohaterem jest Tore (w tej roli debiutujący na dużym ekranie Julius Feldmeier), osiemnasto-, może dziewiętnastolatek, w każdym razie pełnoletni młody mężczyzna. Nie ma rodziny (przynajmniej w filmie nie ma ani słowa na temat tego, co działo się z nim wcześniej), żyje z zasiłku, mieszka na squacie na przedmieściach Hamburga, który zajmują ludzie tacy sami jak on. Określają się mianem Fanatyków Jezusa; starają się żyć jak pierwsi chrześcijanie, skromnie i bez troszczenia się o doczesne dobra materialne. Wiara Torego, na tle jego kolegów, wydaje się jednak wyjątkowo naiwna; patrząc na chłopaka z boku, można nabrać podejrzeń co do jego rzeczywistego stanu umysłowego. We wszystkim inspiruje się naukami Chrystusa, wciąż mu za coś dziękuję bądź prosi o pomoc. Miewa też ataki epilepsji, które tłumaczy sobie na sposób mistyczny – to kanał zapewniający mu bezpośredni kontakt z Synem Bożym. Nawet przez innych Fanatyków Jezusa, w tym swego bliskiego przyjaciela, traktowany jest z pewnym dystansem. Pewnego dnia na parkingu przed sklepem Tore spotyka starszego od siebie o co najmniej kilkanaście lat Benno (gra go Sascha Alexander Gersak, dotąd pojawiający się głównie w produkcjach telewizyjnych); dzięki modlitwie pomaga mu odpalić często psujący się silnik samochodu. Starszy mężczyzna jest bardzo zaintrygowany całą sytuacją, a przede wszystkim bezwarunkową wiarą chłopaka, który zresztą zaprasza go na spotkania swojej wspólnoty. I wieczorem Benno rzeczywiście pojawia się w budynku zamieszkiwanym przez Fanatyków Jezusa. Odbywa się tam wtedy koncert zespołu punkowego, podczas którego, w czasie tańca przed sceną, Tore doznaje kolejnego ataku. Benno zabiera go ze sobą, w pierwszym odruchu chce odwieźć go do szpitala, ale gdy w drodze chłopak odzyskuje przytomność, wiezie go do swego letniego domku. Pozwala mu zostać ze swoimi bliskimi – żoną Astrid (Annika Kuhl, która debiutowała przed laty w „Słonecznej alei”) i jej dziećmi z poprzedniego związku, piętnastoletnią Sanny (Swantje Kohlhof) i młodziutkim Dennisem. Tore jest szczęśliwy, przekonany, że znalazł wreszcie rodzinę, której prawdopodobnie nigdy nie miał. Ale to tylko pozór; Benno okazuje się bowiem prawdziwym wcieleniem biblijnego Zła; szatanem, który za cel stawia sobie złamanie chłopaka, udowodnienie mu za wszelką cenę, że wiara nie ma najmniejszego sensu, bo ten, który powinien go chronić, albo w ogóle nie istnieje, albo ma gdzieś Torego. Gra, która toczy się między nastolatkiem a dojrzałym mężczyzną, przybiera na ostrości; Benno przekracza kolejne granice, nie mając opamiętania. Jest przy tym inteligentnie perfidny i sadystycznie skrupulatny. „A jeśli Bóg jest?” to dzieło, którego oglądanie sprawia przejmujący ból, rodzi wewnętrzny sprzeciw i gniew. Ten ostatni nie kierujemy jednak przeciwko Benno, po którym od pewnego momentu nie spodziewamy się już niczego dobrego, ale przeciw Toremu, który – jak święci z czasów prześladowań chrześcijan – z imieniem Jezusa na ustach poddaje się biegowi wydarzeń. Dlaczego? Odpowiedź otrzymujemy i jest ona całkiem sensowna. Katrin Gebbe skupia się także na analizie patologicznych relacji rodzinnych, które osiągają taki poziom perwersyjnej makabry, że widzowi trudno okiełznać narastające wzburzenie. Owszem, sytuacja przedstawiona w obrazie niemieckiej reżyserki może wydawać się mocno przerysowana. Tym większe zaskoczenie budzi zdanie, które pojawia się w napisach końcowych, informujące o tym, że fabuła oparta została na faktach. Pytanie tylko, do jakiego stopnia Gebbe fakty te – jeżeli w ogóle – podkoloryzowała? 52 wtorki (52 Tuesdays, reż. Sophie Hyde) Sophie Hyde ‹52 wtorki›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | 52 wtorki | Tytuł oryginalny | 52 Tuesdays | Reżyseria | Sophie Hyde | Zdjęcia | Bryan Mason | Scenariusz | Matthew Cormack, Sophie Hyde | Obsada | Tilda Cobham-Hervey, Del Herbert-Jane, Mario Späte, Beau Travis Williams, Imogen Archer, Sam Althuizen, Danica Moors, Susan Hyde | Muzyka | Benjamin Speed | Rok produkcji | 2013 | Kraj produkcji | Australia | Czas trwania | 109 min | Gatunek | dramat | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Film z dalekiej Australii, który spotkał się ze świetnym przyjęciem na festiwalach w Berlinie i Sundance. W stolicy Niemiec uhonorowano go Kryształowym Niedźwiedziem jako najlepszy obraz w sekcji „Pokolenie 14 plus”, natomiast w Stanach Zjednoczonych otrzymał nagrodę za reżyserię i nominację do Wielkiej Nagrody Jury. I nic w tym dziwnego, bo nie dość, że podejmuje temat bardzo na czasie, to na dodatek robi to – mimo oczywistej kontrowersyjności – w sposób wysublimowany i artystycznie atrakcyjny dla widza. Całą historię poznajemy z punktu widzenia nastoletniej Billie (gra ją urocza Tilda Cobham-Hervey, dla której był to pierwszy występ na ekranie) i jest to, biorąc pod uwagę młody wiek bohaterki i jej skłonność do bezkompromisowości, bardzo ciekawe spojrzenie. Dziewczyna pewnego dnia dowiaduje się, że jej matka Jane (w tej roli Del Herbert-Jane, także debiutant) chce zostać mężczyzną. Że przez całe życie źle czuła się w skórze kobiety i wreszcie dojrzała do tego, aby spełnić swoje najskrytsze marzenie – właśnie zaczyna proces transformacji płci, powiązany z operacjami chirurgicznymi i kuracją hormonalną. Ma on potrwać rok. Przez ten czas Billie ma mieszkać u ojca, Toma (Beau Travis Williams), którego nie darzy szczególnym szacunkiem, z racji wykonywanego zawodu kpiarsko nazywając go nawet „kucharzykiem”. Takie samo podejście dziewczyna ma też zresztą do pomysłu matki, widząc w tym, przynajmniej początkowo, jakąś chorobliwą fanaberię. Z czasem jej nastawienie będzie ewoluować, choć niekoniecznie w tym najbardziej pożądanym kierunku. Jane, która przeistacza się w Jamesa, nie chce w ciągu najbliższego roku stracić kontaktu z córką, dlatego umawia się z nią na spotkania raz w tygodniu, zawsze we wtorek, po szkole, od szesnastej do dwudziestej drugiej. Widz towarzyszy im w czasie tych spotkań, których przebieg przybiera bardzo różny obrót. Z jednej strony widzimy zmienne nastroje Jane / Jamesa, z drugiej – coraz głębiej wkraczając w świat Billie, przekonujemy się, jak cała sytuacja związana z matką pogrąża ją w chaosie emocjonalnym i uczuciowym. Dziewczyna wychodzi bowiem z założenia, że nie chce popełnić tego samego błędu, co jej rodzicielka, a ustrzec się przed tym może tylko w jeden sposób – jak najwcześniej odkrywając własną seksualność, przekonując się o swoich najgłębiej ukrytych pragnieniach. Do gry wciąga szkolnych znajomych: Jasmine (Imogen Archer) i jej chłopaka Josha (Sam Althuizen), co staje się o tyle niebezpieczne, że cała trójka jest jeszcze niepełnoletnia. „52 wtorki” kręcone były ponoć przez cały rok; reżyserka Sophie Hyde (wcześniej tworząca jedynie dokumenty i krótkometrażówki) miała umawiać się z ekipą i aktorami tylko raz w tygodniu, właśnie we wtorki, nie informując wcześniej nikogo, jakie sceny znajdą się w scenariuszu i co danego dnia będą musieli zagrać. Miało to służyć osiągnięciu większego realizmu. Czy tak było naprawdę? Jeśli tak, musiało to zdecydowanie podrożyć koszty realizacji filmu, a że „52 wtorki” to jednak produkcja niezależna, można mieć pewne wątpliwości. Choć zabieg sam w sobie byłby ciekawy. Kiedy po wielu perturbacjach docieramy do finiszu opowieści, dochodzimy do wniosku, że – pomimo wielu powikłań, błędów i wypaczeń – chyba każdy chciałby mieć taką rodzinę (nieważne, że porządnie pokręconą). Co znaczy jedno – Sophie Hyde raczej podnosi na duchu, niż dołuje.
|