Dziś do naszych kin wchodzą recenzowane już na naszych łamach filmy „Kopciuszek” i „Gloria”. Przypominamy te recenzje.
Co nam w kinie gra: „Kopciuszek”, „Gloria”
[Kenneth Branagh „Kopciuszek” - recenzja]
Dziś do naszych kin wchodzą recenzowane już na naszych łamach filmy „Kopciuszek” i „Gloria”. Przypominamy te recenzje.
Kenneth Branagh
‹Kopciuszek›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Kopciuszek |
Tytuł oryginalny | Cinderella |
Dystrybutor | Disney |
Data premiery | 13 marca 2015 |
Reżyseria | Kenneth Branagh |
Zdjęcia | Haris Zambarloukos |
Scenariusz | Aline Brosh McKenna, Chris Weitz |
Obsada | Helena Bonham Carter, Lily James, Cate Blanchett, Hayley Atwell, Richard Madden, Stellan Skarsgård, Holliday Grainger, Sophie McShera |
Muzyka | Patrick Doyle |
Rok produkcji | 2015 |
Kraj produkcji | USA |
Gatunek | dramat, familijny, przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Marta Bałaga [70%]Mała Ella (Eloise Webb i Lily James) dorasta w szczęśliwym domu pod okiem czułych rodziców. Trwającą latami idyllę nagle przerywa choroba i śmierć ukochanej matki (Hayley Atwell). Gdy zbolały ojciec Elli (Ben Chaplin) postanawia powtórnie się ożenić, życzliwa dziewczyna robi wszystko, by jej macocha (Cate Blanchett) czuła się w nowym domu jak najlepiej. Szybko przekonuje się jednak, że w oczach drugiej żony ojca i jej rozpieszczonych córek jest nie tyle członkiem rodziny, ile darmową siłą roboczą.
Bajka o Kopciuszku przeszła już w kinie liczne transformacje – nie wspominając o sequelach najbardziej znanego filmu Disneya z 1950 roku, w których jedna ze złych sióstr zmywała swoje winy zakochując się w piekarzu, a główna bohaterka cofała się w czasie, na podstawie baśni Charlesa Perraulta powstał między innymi musical z akcją osadzoną w nowojorskim Harlemie i animowana wersja z udziałem… pingwinów. Kiedy Kenneth Branagh ogłosił, że nie zamierza przenosić znanej wszystkim opowieści we współczesne czasy, nie zmieni żadnego ze znanych wątków i, o zgrozo, nie przedstawi łagodnej z natury bohaterki jako wojowniczej księżniczki Xeny, zapadł moment konsternacji. W przeciwieństwie do biednej Śnieżki, której ostatnio kazano walczyć z trollami i gonić po arenie byki, główna bohaterka bardzo dobrze jednak na tym wyszła.
Trzeba zaznaczyć już na samym początku, że „Kopciuszek” Branagha nie jest filmem dla widzów, którzy w kinie szukają przede wszystkim postmodernistycznych gier z konwencjami. Pod wieloma względami jest to najbardziej tradycyjny i najbardziej zachowawczy film ostatnich lat, jakimś cudem udaje mu się jednak poruszyć. Może właśnie ze względu na swoją prostotę; w przeciwieństwie do wielu przekombinowanych wersji, na siłę usiłujących znaleźć w znanej opowieści jakieś drugie dno, Branagh nie udaje, że w jego filmie chodzi o coś więcej niż tylko rozrywkę.
W czasach, gdy większość filmowców najbardziej boi się oskarżenia o przesadę, Brytyjczyk wnosi do kina eksplozję koloru niewidzianą chyba od złotych czasów Technikoloru – „Kopciuszek” to film, który kilkadziesiąt lat temu mogliby nakręcić Powell i Pressburger. „Porwała mnie siła tej historii i czułem, że wizualna strona filmu musi ją odzwierciedlać” – przyznał reżyser. Widać w filmie tę radość; dzięki słynnej kostiumolog Sandy Powell i scenografowi Dante Ferretti dużo tu brokatu, przepychu, a mali przyjaciele Kopciuszka stanowią chyba najlepszy przykład komputerowo wygenerowanych zwierzątek od czasu „Babe – świnki z klasą”. To, że Branagh zachowuje w filmie wszystkie znane elementy nie oznacza wcale, że się nimi nie bawi i nawet ikoniczny pantofelek doczeka się kilku ironicznych komentarzy. „To pantofelki ze szkła?” – pyta bohaterka. „Pewnie. A dlaczego nie?” No właśnie.
„Gdy grasz postać, która przed imieniem ma przymiotnik „zła”, od razu wiesz, że będziesz się dobrze bawić. Byłam za stara na to, żeby zagrać Kopciuszka i niewystarczająco zabawna, żeby zagrać jej matkę chrzestną, więc dali mi się to, co zostało” – zauważyła w Berlinie Cate Blanchett. Choć rola dobrze ubranego Antychrysta (jej perfidny kot nazywa się nawet Lucyfer) najwyraźniej sprawia jej sporo frajdy, a zrobiona na platynowy blond Helena Bonham Carter sugeruje, że nawet dobrym wróżkom zdarza się być na kwasie, sukces filmu w dużej mierze zależał od głównej bohaterki. Bez względu na to, czy darzy się ją sympatią, trzeba przyznać, że Kopciuszek to dość niewdzięczna rola i łatwo mogła okazać się irytująca lub po prostu… nudna. Owszem, znana z serialu „Dowton Abbey” Lily James rzeczywiście dziękuje kurom za zniesione jajka, wzbudza jednak autentyczną sympatię i jakoś łatwo przełknąć to, że przez większość filmu konwersuje głównie z gryzoniami. Stanowi bijące serce filmu i nawet mało efektowny książę (powstały z martwych Robb Stark, to jest Richard Madden) nie jest w stanie tego zmienić.
„Kopciuszek” to rozkoszna konfekcja ze stajni Disneya. Nie zmieni świata, ale uczyni go na chwilę bardzo sympatycznym miejscem i biorąc pod uwagę entuzjastyczne przyjęcie filmu na Berlinale, jest spora szansa na to, że dadzą jej się porwać nie tylko kilkuletni widzowie. Rzadko zdarza się, by zmęczeni i zblazowani dziennikarze nagradzali gromkimi brawami sekwencję pośpiesznej ucieczki z balu i głośno wyrażali entuzjazm na widok wyjątkowo rozkosznej myszki, a prowadzący konferencję prasową wyjątkowo rozpoczął ją w dumnie połyskującym na łysej głowie diademie. Nawet dorośli potrzebują czasem bajek. I odrobiny magii.
Uroczy rewers smutnych i ponurych filmów Sebastiana Lelio. Energetyczna fabuła o osobistej emancypacji, pięknym wyrwaniu się z konwenansów. „Gloria” od razu podbija serca – bezczelnie i bez ostrzeżenia. To może trochę dziwić, patrząc na główną bohaterkę filmu – niezbyt atrakcyjną panią przed sześćdziesiątką, która pod wpływem doskwierającej jej samotności wyrusza na podbój parkietów w klubach samotnych serc. Nie wiadomo do końca, który z impulsów pokierował Glorią. Czy czuje, że przeżyła już całe życie, i desperacko próbuje przywrócić mu intensywność? Czy to raczej zew wyjątkowej wolności bierze ją nagle we władanie, podpowiadając, że teraz nadszedł czas na osobiste szczęście? Odpowiedź wydaje się mniej ważna niż dobra zabawa, którą z pewnością jest ten seans. Choć i on gorzkim wnioskiem jest podszyty.

"Uroczy rewers smutnych i ponurych filmów była „Gloria” Sebastiana Lelio energetyczna fabuła o osobistej emancypacji, pięknym wyrwaniu się z konwenansów" - eee... bot to pisał?